Początek epoki więdnięcia

"Mewa" - reż. Paweł Miśkiewicz - Narodowy Teatr Stary w Krakowie

Wiktor Loga-Skarczewski tylko w majtkach kropi swój nagi tors krwią, gestem wyrzynania mokrych gaci wyciśniętą z mewy o świeżo ukręconym łebku. I co? Nic, zupełnie nic. Świat po staremu. Piątek sobie trwa nie nerwowo, piątek, nie co innego, bo niby dlaczego nagle miałaby stać się środa bądź niedziela, skoro jest piątek?

Loga-Skarczewski w majtkach, za to Zbigniew W. Kaleta - bez. Iwona Bielska zsunęła z leżącego na brzuchu Kalety bokserki i klęcząc - goły biały zadek Kalety kąsa, całuje, noskiem go tryka precyzyjnie jak koliber szpilką dziobka wnętrze egzotycznych kwiatów wysp Morza Karaibskiego, policzkiem mu czułe kizi-mizi czyni, włosami śnieżne czasze muska, skowycząc chyba tak: "Nie wyjeżdżaj! Nie odchodź! Zostań, kochany mój, błagam, zostań!". Mówię "chyba", bo nie mam pewności, co usłyszałem, gdyż biel Kalety okazała się dla dykcji Bielskiej zbyt Wielką Pardubicką.

Mniejsza z tym, nieważne. Wróćmy do istoty. Zatem: i co? Stało się coś? Świat oddech wstrzymał? Oburzył się? Zachwycił się? Zarechotał? Zdruzgotany odwagą reżysera Pawła Miśkiewicza, który "Mewę" Antoniego Czechowa odświeżył aż takim kolibrem - świat zaczął wokół słońca krążyć w odwrotną stronę i po linii prostokąta? Nic, zupełnie nic się nie stało. Dziewczę w rzędzie przede mną rzepkę swej prawej, na lewą założonej nogi, dalej paluszkami badało, jak badało przed sceną z kolibrem, wciąż nie mogąc się nadziwić, że to takie twarde.

A reszta? Kurtyna z folii upstrzonej gwiazdkami - gigantyczna wersja płacht z hotelowych łazienek. Roman Gancarczyk, który monstrualną brzozę ciągnie, posapując cicho. Znów Loga-Skarczewski, tym razem - w pidżamie w misie, bądź z samowarem w rękach. Jeszcze Małgorzata Hajewska-Krzysztofik, co pląsa w różowej sukieneczce, takąż wstęgą kreśląc nad głową majestatyczne koła. Jeszcze biały proszek na całej scenie. Jeszcze krzesła z epoki, gdy banan był w Polsce złotem. Jeszcze mikrofony (czyż mogło ich nie być?) - więc i pioseneczki od czasu do czasu, na przykład pieśń "Mamma", nawet ładna, udana, choć do dziś nie wiadomo, czemu pominięto song "Tatta". No i aktorzy - wymienieni plus Urszula Kiebzak w czerniach - siedzący na krzesłach (czyż mogło być inaczej?).

Tak, tragicy siedzący, lecz z wyraźną tendencją do leżenia, siedzący sobie powłóczyście, wyraźnie złamani żalem, iż reżyser nie umieścił akcji w wagonie sypialnym składu relacji Przemyśl - Szczecin, a przecież usilnie go o to prosili, tacy więc tragicy, siedząco-leżący z małymi przerwami na wykonanie opisanych wyżej obrazków - przez godzinę i pięćdziesiąt minut gadali, przegadywali tekst Czechowa. Cały? Niecały? Uzupełniony nie-Czechowem? Nie uzupełniony? Od początku? Od środka? Od końca? To wszystko bez znaczenia. I nie ma najmniejszego sensu rozszyfrowywanie, kto co grał, bo gdyby się okazało, że grał co innego - niczego, zupełnie niczego odkrycie to by nie zmieniło. Nie zmalałaby jałowość.

Po prostu - sceniczne "jaja" nowoczesnego teatru już nie chwytają. Ani za oczy, ani za uszy, ani za mózgi, ani za serca. Ba, "jaja" te, co w Polsce sadła nabierały gdzieś od 1989 roku, dziś nie chwytają nawet za jaja jako takie. Skończyło się epatowanie inscenizacyjną dzielnością za pięć groszy, publicystyką za trzy grosze i nie więcej niż grosz wartym maniakalnym dłubaniem w klasycznych tekstach, gmeraniem na odlew, by tylko odkryć w nich coś nieoczekiwanego - najlepiej to, czego w nich w ogóle nie ma. Skończył się sezon na tandetne ironizowanie, pustą dyskusję pyskatego nikogo z tradycją, łapanie lewą nogą za prawe ucho, i to nie swoje, tylko sąsiada. Skończyła się marność stadnego brania wszystkiego w nawias i grania z dystansem, marność pospolitego ruszenia kontestacji. Tak, skończył się, szanowni młodsi zdolniejsi, albo wy - przemłodzi i przezdolni - sezon na "jaja".

Paweł Głowacki
Dziennik Polski
21 czerwca 2011
Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...