Przydeptana pieśń

"Młody Stalin" - reż. Ondrej Spišák - Teatr Dramatyczny w Warszawi

"Młody Stalin" jest kto wie czy nie największym zdziwieniem kończącego się z wolna sezonu teatralnego 2012/2013. Sezonu, w którym nie było wielkich olśnień czy rozbłysków (choć pojawiło się parę obiecujących nazwisk). W którym było bardzo dużo przyzwoitych przedstawień, rzetelnych, niegłupich, aczkolwiek z lekka nadto poczciwych. W którym było sporo hucpy i młodoreżyserskiej dezynwoltury, jak zawsze ostatnio. I w którym były też niepowodzenia, nieomijające i mistrzów, niektóre dojmująco bolesne, inne zwyczajnie irytujące.

"Młodego Stalina" niepodobna jednak dopisać do żadnej z tych kategorii. Bo to nie jest po prostu takie tam przedstawienie, nie bardzo udane, może niedopracowane, pospieszne, szwankujące na rzemieślniczym poziomie. Powszednia porażka, jaka zdarza się każdemu i na którą się macha ręką. Nie, tu zdarzyło się coś innego, dziwniejszego. Autorsko-reżyserski duet, któremu najwięksi z wrogów nie odmówiliby artystycznej klasy, skonstruował widowisko ostentacyjnie, wręcz manifestacyjnie nietrzymające standardów, do jakich nas przyzwyczaił. Ponieważ trudno przyjąć, że coś im nagle i brutalnie odebrało talent, tłumaczenie musi być inne: takie, a nie inne przedstawienie w warszawskim Dramatycznym przygotowali świadomie. Dramatyczne pytanie brzmi: w imię czego?!

Tadeusz Słobodzianek zawsze czuł scenę. Nie pisał tak dziś rozpowszechnionych dramatopodobnych próz ani intertekstualnych scenariuszy. Umiał stawiać konflikt, zderzać postawy, zwierać postacie w gwałtownych konfrontacjach, w pojedynkach na racje, ale i na czysto emocjonalną sceniczną siłę, moc. Nasycał sytuacje ironią i sarkazmem, dostrzegał paradoksy, absurdy, groteskowość zdarzeń, komizm w tragizmie, gorycz w happy endzie, marność w patosie i patos w głupstwie. Dawał aktorowi efektownie skrojoną postać, rozpoznawalną w sposobie bycia, geście, reakcjach. Operował słownymi refrenami, rodzajem lejtmotywów, które, dobrze obrobione przez aktorów, w zmieniających się kontekstach sytuacyjnych budowały komunikatywną opowieść. Jego teatr był zawsze wyrazisty, kontrastowy, ostry w kształtach, bardzo jasny w sensach. I wypracowany: autor znany był z nieskończonego pieszczenia tekstów; między ujawnieniem tematu nowej sztuki a jej premierą mijały lata.

Otóż żadnego z tych przymiotów - zazwyczaj pozwalających rozpoznać twórcę ledwie po paru kwestiach - w najnowszej produkcji Dramatycznego dostrzec niepodobna. Jakby dialogi wyszły spod pióra nie tego pisarza. Miast lapidarnych, wypełnionych emocją pojedynków słownych mamy drewnianą gadaninę, która mogłaby od biedy być ścieżką dźwiękową podinscenizowywanego dokumentu, gdzie nie o teatr chodzi, tylko o przekaz informacji w quasi-scenicznej formie. Ktoś, kto zna cykl o "Proroku Ilji" bądź "Merlina" czy "Kowala Malambo" - a i "Naszą klasę" w jej wstrząsającej, pierwszej części - patrzy na scenę z rozdziawioną w niedowierzaniu gębą. Gdyby "Młodego Stalina" przedstawił do oceny któryś z adeptów wakacyjnych warsztatów dramatopisarskich prowadzonych przez Słobodzianka, ani chybi zostałby przez preceptora odesłany do poprawki.

Rzecz toczy się w pierwszej dekadzie dwudziestego wieku. Stalin jest gruzińskim żułem, odbiera więzienno-bandziorską edukację i szykuje się do napadów mających zapewnić finansowanie rewolucyjnej organizacji, w której działa. Ale przedtem w przebraniu gruzińskiego księcia podróżuje po Europie. Odwiedza wiedeńskie kawiarnie, zebranie socjaldemokratów w Londynie, zadymiony krakowski lokal kabaretowy. Mamy rajd przez zmieszczaniały, przerafinowany i dość sybarycki świat, który wywrotowiec z Tyflisu już niedługo weźmie za mordę tak, że światek ledwie zipnie. Intencja zupełnie jasna. Tyle że...

Tyle że ekspozycyjne sceny w Tyflisie mają letnią temperaturę folklorystycznego wodewilu z tańczeniem lezginki i długimi toastami, wśród których ginie brutalne przemówienie młodego drania, upokarzającego na własnym weselu matkę i badającego, kto naprawdę był jego ojcem. Sekwencja ta powinna łamać konwencję weselnych pogwarek, ale, źle przygotowana, dramaturgicznie niewyprowadzona, może jedynie konsternować, niczym pomyłkowy wtręt z innego widowiska. A to tak naprawdę jedyna okazja do prezentacji bohatera. Przez resztę spektaklu Stalin właściwie milczy. I nie będziemy wiedzieć do końca, czy w intencji autora ma on być zamkniętym w sobie mrocznym diabłem, czy tylko mrukliwym spryciarzem z prowincji, który mistrzem zbrodni stanie się trochę mimochodem. O charyzmie kaukaskiego wąsala - jakiejkolwiek: wrodzonej, ujawnianej, nabywanej, wymuszonej sytuacją - nie ma mowy. Mamy "Młodego Stalina" bez młodego Stalina.

W wiedeńskiej kawiarni Freud z Jungiem siedzą przy stoliku. O czym rozprawiają? O kompleksie Edypa. Niczym w czytance. Przychodzi ponury malarz oblany na Akademii Sztuk Pięknych i gada coś o Nietzschem. To on, w przyszłości, już z wąsikiem, będzie godnym konkurentem Soso w dwudziestowiecznym podpalaniu świata. Emabluje go piękniś, przedstawia się pospiesznie: Ludwig Wittgenstein. Z równie przepastną głębią i starannością portretowani są następni: Schnitzler, Kraus, Trocki. A w następnej sekwencji plejada postaci, o których pokoleniu Słobodzianka (i mojemu) kazali studiować marksistowscy politrucy: Plechanow, Kamieniew, Zinowiew, Wiera Zasulicz, Róża Luksemburg, Krupska, Lenin. Z niegdysiejszych czerwonych świętych teatr śmiało i skutecznie robi bandę demagogów i krzykaczy na utrzymaniu ogłupiałego finansisty z Ameryki. Na temat tego to Jankesa Lenin palnie słynny aforyzm o kapitalistach sprzedających rewolucji sznur, na którym się ich potem powiesi. Jeszcze jeden komunał do kompletu.

Owszem, nas, weteranów, którzy pamiętamy pejzaże sowieckiego bloku pełne patetycznych pomników knypla z bródką w kaszkiecie i kamizelce, znakomicie bawi Lenin Krzysztofa Ogłozy, krępy kogucik skory do kłótni kończącej się naparzanką na pięści. Ale młodszym co właściwie ten błazenek ma powiedzieć, jakich skojarzeń, jakich emocji dotknąć?

Aliści może właśnie nie żadne specjalne skojarzenia bądź emocje są tu celem. Tylko po prostu bryk. Nieskomplikowana panorama świata sprzed stu paru lat w obrazkach, na których wszystko jest oczywiste, zatrzaśnięte w jednoznacznych stereotypach; nawet widz bardzo powierzchownie obeznany z historią je odczyta. Gruzini tańczą lezginkę. Mędrki w Wiedniu żrą tort Sachera. Socjały w Londynie biją pianę. Polscy artyści w Krakowie upajają się wódą i artystostwem, żądając przy okazji większej kasy z magistratu. Ich postawę ilustruje z naiwnym przytupem stara piosenka Leona Schillera Mojej peleryny nie chcą już w lombardzie, symbol zgrany, wolno było mniemać, do nieprzytomności. Ale działa - może nie na starych pryków. Młodym komentatorom teatru w niczym nie przeszkadza piramidalny banał oleodruku findesiedeowej bohemy. Chwalą scenę za efektowność, ba, radośnie deszyfrują jej aktualną wymowę (artyści i skąpe dotacje od miasta). Jakby nagle zmartwychwstał pochowany, zdało się, na wieki wieków, poczciwy teatr aluzji!

- Jestem zmęczony teatrem poszukującym i niczego nieznajdującym - mówił Tadeusz Słobodzianek w którymś z wywiadów. - Opinia środowiska nie jest dla mnie tak ważna, jak zadowolenie przeciętnego widza. Będę więc robił teatr oparty na dobrej literaturze: polskim dramacie, nowych tłumaczeniach klasyków i adaptacji literatury. Nie będę robił teatru dla teatrologów, którzy widzieli 25 wystawień Edypa i trudno ich zaskoczyć.

Święta racja, teatr dla uczonych w piśmie nie ma sensu, dbałość o satysfakcję odbiorcy jest celem bezwzględnie godnym i sprawiedliwym. Tylko czy szef Dramatycznego, zapraszając tkliwie widza w progi Pałacu im. Józefa Stalina, aby na pewno ma w poważaniu jego wiedzę, wrażliwość, gotowość do rozmowy? Bo najciekawsze rzeczy o swoim bohaterze, o którym się naczytał co niemiara, opowiada paradoksalnie w... wywiadach okołopremierowych. Na scenę wrzuca co innego: opowieść uproszczoną do minimum, naiwnie jednowymiarową, pozbawioną komplikacji myślowych, elementarnego dramatyzmu, nie mówiąc o refleksji metahistorycznej czy dystansie poznawczym. A przy tym macha ręką na coś, co było dlań zawsze cenne: na konsekwencję stylistyczno-konwencyjną. Na formę po prostu. Nie przeszkadza mu, że widowisko, niczym samochód w poślizgu, kolebie się od bariery do bariery, od wodewilu po szkolarstwo, wpadając po drodze w groteskowy (świadomie?) "teatr akcji" w sekwencji napadu na bank, a aktorzy grają metodą "ratuj się kto może".

Zobaczymy, czy to skuteczny sposób na "zadowolenie przeciętnego widza". Boję się wszakże, że cokolwiek okaże się w kasowych raportach, Tadeusz Słobodzianek nie bardzo może liczyć na satysfakcję. Jeśli publiczność nie przyjdzie do tak zaprojektowanego teatru, jego autorskie przydeptanie gardła własnej pieśni okaże się ceną zbyt wygórowaną. Jeśli przyjdzie - w gruncie rzeczy też.

Jacek Sieradzki
Odra
15 czerwca 2013
Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...