Rosyjska krasomówczość ujarzmiona

"Biesy" - reż. Janusz Opryński - Teatr Dramatyczny w Warszawie - foto Krzysztof Bieliński

„Biesy" w teatrze to łakomy kąsek dla teatromana, zatem nie ukrywam, czekałam na tę premierę z niecierpliwością i ekscytacją zarazem. Moje oczekiwania był wysokie, bo kto jak kto, ale Janusz Opryński z Dostojewskim konwersować potrafi. Panowie mają między sobą jakieś tajemnicze porachunki i od lat prowadzą swoistą intelektualną rozgrywkę.

Mając w pamięci fenomenalną realizację „Braci Karamazow" oraz zdecydowanie mniej udaną inscenizację „Idioty", oczekiwałam jakiejś totalnej apokalipsy rosyjskiego świata – diabelskiej mieszanki piękna, estetyki, zwątpienia, nihilizmu, rewolucjonizmu, przemocy, zarzynanej niewinności i nadziei. A tu, taka szlachetna porażka...

Skąd ta nieustająca fascynacja „Biesami"?
Powieści Dostojewskiego zawsze czytam w bólach. Nieśpieszna narracja z głęboko zarysowanymi postaciami, w niezwykle precyzyjny sposób opisuje najpodlejsze instynkty ludzkie na tle przerażającej rzeczywistości. To świat, w którym u podstaw wszelkich działań stoi gwałt lub przemoc. Mamy tu pejzaż postaci o zachwianych czy zagubionych fundamentalnych wartościach. Rodzaj apokalipsy zwątpienia. Kryzys, który przybrał rozmiar choroby społecznej. Fantastyczne portrety nietuzinkowych postaci, które funkcjonują na granicy szaleństwa. Społeczeństwo niegotowe na wolność i świat, w którym nie da się nie zwariować. Szalenie trafny obraz wyrafinowanej idei, tego jak te poglądy kiełkują, jakie hasła im przyświecają i do czego ostatecznie są w stanie doprowadzić. Pytanie, skąd to działanie pochodzi, co jest motywem postępowania bohaterów oraz o źródło ich szaleństwa jest dla mnie szczególnie nęcące. Weźmy dla przykładu osobę Stawrogina.

To nieprawdopodobnie odrażająca postać, wewnętrznie wychłodzony i wyjawiony z wszelkich wartości typ. Człowiek, który nie jest w stanie doświadczyć harmonii ani pełni, bo jemu ani zło ani dobro nie przynosi satysfakcji. Pomimo tej emocjonalnej pasywności i pogardy wobec innych ludzi, stanowi obiekt pożądania i podziwu wśród lokalnej społeczności. Jedynie chora na umyśle Maria Lebiadkin dostrzega w nim lichość i śmieszność. Tu jest ogromne pole dla scenicznych interpretacji, ale jeszcze bardziej nęcąca jest przestrzeń do rozważań na temat źródeł postawy Sawrogina. W powieści Dostojewskiego jest krótki ustęp o jego dzieciństwie. Przez osiem lat Mikołajem Stawroginem opiekował się dorosły mężczyzna – Stiepan Trofimowicz. Nauczyciel traktował wychowanka jak równorzędnego partnera, budził po nocach, szlochał w jego ramionach, obejmowali się: „Stiepan Trofimowicz zdołał poruszyć w sercu pupila najgłębsze struny i wzniecić w nim pierwszy, nieokreślony nastrój wieczystej, świętej tęsknoty, której zaznawszy niejedna dusza wybrana nie odda już za żadne tanie uciechy. (Są nawet tacy, którzy wyżej cenią tęsknotę niż najpełniejszą rozkosz, nawet gdyby taka rozkosz była możliwa)". Dlaczego dorosły mężczyzna wypłakiwał się po nocach w ramionach dziecka, czy dochodziło wówczas do molestowania, czy to doświadczenie leży u źródeł nienawiści i pogardy Sawrogina do własnej matki, do Piotra Wierchowieńskiego (nota bene syna Stiepana) i czy u podnóża gwałtu zadanego przez Sawrogina jest własne doświadczenie przemocy, tego wiemy. Nieoczywistych i bardzo nasyconych znaczeniem wątków jest mnóstwo, z każdą kolejną postacią rodzą się kolejne znaki zapytania. Jak to u Dostojewskiego, odpowiedzi brak.

Realizacja sceniczna zawsze przegra z literaturą?
Niestety, ale każda próba scenicznej realizacji tak przepastnej i skomplikowanej narracji obarczona jest dużym ryzykiem niepowodzenia. Trudne kompromisy, wynikające z wyboru tych, a nie innych wątków są koniecznością. Adaptacja Opryńskiego nie powidła się, nie ze względu na selekcję fabuły, ale z powodu braku spójności w przebiegu akcji scenicznej. Widz nie znający powieści, nawet nie ma szansy na zrozumienie postaw ani relacji, w jakich tkwią dostojewscy bohaterowie. Lakoniczne i powierzchowne dialogi uniemożliwiają aktorom zbudowanie głębokich, pełnokrwistych postaci. Fatalną decyzją było powierzenie Agacie Góral roli Daszy (siostry Szatowa) oraz Marii Szatow (żony Szatowa). Mimo iż obie role aktorka poprowadziła wspaniale, to niestety, ale takie niefortunne zestawienie naraża ją na śmieszność. Sławomir Grzymkowski w roli Stawrogina zupełnie rozminął się energią literackiego pierwowzoru. Stosunkowo obronną ręką wychodzi Łukasz Lewandowski jako Piotr Wierchowieński. Aktorowi udało się stworzyć ekspresyjnego, bezlitosnego i podstępnego intryganta, chociaż w spektaklu zabrakło wątków, które wydobyłyby pełnię wykreowanego przez pisarza parszywca. Natomiast zachwyciła mnie postać Kapitana Lebiadkina (Adam Ferency) oraz Marii Lebiadkin (Agnieszka Roszkowska). Zdumiewająca jest ta lekkość kreowania scenicznej postaci przez Adama Ferencego. Niby nic wielkiego nie robi, elektryzujących treści nie wypowiada, a słucha się go i ogląda z dziką przyjemnością. To jest taki rodzaj charyzmatycznego, scenicznego zwierza, który co by nie mówił, to patrzysz jak w tęczę i wierzysz we wszystko. Równie intrygujący okazał się obraz Marii Lebiadkin, zamiast obłąkanej i aseksualnej kuternogi, otrzymałam wizję tajemniczej, na wpół obecnej, bardzo sensualnej kobiety. Agnieszka Roszkowska w bardzo oszczędny sposób stworzyła szalenie intrygującą i nieoczywistą Marię.

„Biesy" prezentowane w warszawskim Teatrze Dramatycznym wywołują różne, acz nazbyt letnie, jak na prozę Dostojewskiego, emocje. Z dużą, estetyczną przyjemnością obcuje się ze scenografią autorstwa Jerzego Rudzkiego, którą dodatkowo podkręca umiejętne operowanie światłem oraz wizualizacje stworzone przez Aleksandra Janasa. Dzięki sugestywnej muzyce Rafała Rozmusa udaje się zbudować odpowiedni nastrój w poszczególnych scenach, choć aż prosi się o większe rozbudowanie warstwy muzycznej, która zdołałaby wytworzyć napięcie w scenach, którym brakuje siły oddziaływania. W sferze aktorskiej zabrakło przede wszystkim diabelsko zimnego Stawrogina, który elektryzowałby orbitujące wokół niego postaci. Najmocniejsza scena spowiedzi wypadła bardzo zwyczajnie, a przecież gwałt na małej dziewczynce to nie to samo, co zabicie muchy. Tekst zadaje się być zbyt mocno okrojony, brakuje spójnej i bardziej rozbudowanej fabuły, która precyzyjniej wydobyłaby nieoczywiste sensy. Tichona z offu również reżyserowi wybaczyć nie umiem...

Magdalena Mąka
Dziennik Teatralny Warszawa
31 grudnia 2019
Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92
Portrety
Janusz Opryński
Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...