Ścieranie makijażu

"Amadeusz" - reż. Artur Tyszkiewicz - Teatr im. Juliusza Osterwy w Lublinie

"Amadeusz" Petera Shaffera zamknął sezon teatralny 2015/2016 w Teatrze im. J. Osterwy w Lublinie. Przedstawienie Artura Tyszkiewicza było jego pożegnaniem z tym teatrem po pięcioletnim okresie sprawowania funkcji dyrektora artystycznego. Czas ten wypełnił zróżnicowanym repertuarem o uzupełniających się pozycjach. Obok klasyki pojawiały się sztuki napisane w ostatnich latach. Jedne były przyjmowane z powszechnym uznaniem, inne budziły oburzenie, ale teatr nie był miejscem bezbarwnym i obojętnym. To kontynuacja dobrej passy z czasów Krzysztofa Babickiego - poprzednika Artura Tyszkiewicza na dyrektorskim stanowisku, pod pieczą dyrektora naczelnego Krzysztofa Torończyka, któremu poświęcimy jeszcze osobny akapit.

Ale najnowsza premiera potwierdziła także dobrą kondycję Tyszkiewicza jako reżysera. Sięgnął on po dramat wykorzystany przez Milośa Formana w filmie "Amadeusz" (według scenariusza, którego Peter Shaffer był współautorem). Obraz z 1984 roku nakreślił sugestywną wizję relacji między osiemnastowiecznymi kompozytorami - Salierim i Mozartem. Stworzona w nim opowieść chyba na długie lata ukształtowała powszechne przekonanie, że ekranowy przebieg wypadków odpowiada prawdzie. Nie mają one jednak potwierdzenia w dokumentach historycznych, gdyż w rzeczywistości muzycy zetknęli się bodaj jeden raz, a utrwalonemu poglądowi, że zawistnik otruł swojego konkurenta przeczą badania medyczne. W ciele Wolfganga Amadeusza (złożonym nie w bezimiennej - jak chce legenda - mogile) nie znaleziono śladu żadnej szkodliwej substancji. Choć faktem jest, że Salieri na łożu śmierci przyznał się do takiej zbrodni, ale możemy to uznać za słabość psychiki, przez całe lata karmionej urazą, oraz rezultat starczych urojeń. Musieli natomiast wiele o sobie słyszeć, gdyż jeden był wpływową figurą na dworze cesarskim, a drugi "cudownym dzieckiem" , które ojciec obwoził po Europie, by koncertowało na klawesynie, a później odniosło kilka głośnych sukcesów.

O ile w filmie przebieg wypadków buduje napięcie i akcentuje przede wszystkim emocje, lubelska inscenizacja raczej pobudza intelekt, skłaniając do podjęcia rozważań filozoficznych. Znika tu element oczekiwania, jak się sprawa potoczy, bo całą historię poznajemy w porządku retrospektywnym, z pozycji 1823 roku, czyli już po śmierci Mozarta. Stary kompozytor Salieri opowiada o wszystkim z własnej perspektywy, wyznanie swoje poprzedzając deklaracją: "Nie oczekuję wybaczenia, chcę być tylko wysłuchany".

Kolejne sceny przedstawiają, jak Mozart stara się o posadę u cesarza Austrii Józefa II, odsłaniają charakter jego małżeństwa ze śpiewaczką Konstancją Weber oraz echa miłości do jej siostry Alojzy - sopranistki, kiedy ta była szesnastolatką. Stajemy się świadkami licznych rozmów o utworach współczesnych kompozytorów. Uznanie miesza się w nich ze zjadliwą krytyką. Padają autokomentarze do powstających właśnie oper - "Uprowadzenia z seraju", "Wesela Figara", "Czarodziejskiego fletu". A nade wszystko Salieri ujawnia, jak z konkurenta uczynił przedmiot swoich bacznych obserwacji, których skutkiem stało się bolesne odkrycie, a po nim bunt światopoglądowy.

Kiedy niemiecki geniusz staje przed cesarzem, Salieri sprawuje stanowisko kapelmistrza opery włoskiej w Wiedniu, jest dobrze nagradzany przez swojego chlebodawcę i należy do grona najwyżej cenionych w Europie nauczycieli muzyki. A jednak nie zaznaje satysfakcji życiowej, gdyż nie jest zdolny stworzyć arcydzieła. Kontakt z muzyką Mozarta uświadamia mu to jeszcze boleśniej. Poczucie niższości wyzwala w nim niechęć do artysty, którego geniusz bezbłędnie rozpoznaje, budzi w nim także wyniszczające złe emocje. Z czasem swój gniew Salieri przenosi na Boga, bo to jego uważa za siłę sprawczą ludzkich przymiotów. W efekcie Bóg staje się równie istotnym co natchniony konkurent punktem odniesienia, szczególną figurą tego dramatu.

W Mozarcie przybywającym na dwór cesarski Salieri widzi infantylnego dwudziestolatka o ciężkim niemieckim poczuciu humoru, ale równocześnie autora nieziemsko finezyjnej muzyki. Patrząc na to nieokrzesane indywiduum, pochłonięte przez rozpustne przyjemności, zadaje sobie pytanie: dlaczego to właśnie w tym człowieku tkwi taka kreacyjna potęga? Odkrywa, jak niedocieczona jest zasada boskich przydziałów. Próbuje więc konfrontować szansę na otrzymanie takiego daru z posłuszeństwem wobec zasad dekalogu. Przecież sam ślubował, że wyrzeknie się wszystkich uciech, żeby tylko Najwyższy tchnął w niego iskrę twórczą. I chociaż starał się sprostać temu przyrzeczeniu, nie stworzył dzieła na miarę swoich pragnień. A nie jest uzurpatorem, któremu wystarczy publiczne uznanie. Ma własną miarę i bezwzględnie stosuje ją wobec dokonań - swoich i konkurenta. Porównanie staje się dla niego piekłem. Więc w geście odwetu wobec Stwórcy rezygnuje z moralnej poprawności. Uwodzi Konstancję, chcąc tym ugodzić - nie wiadomo, kogo bardziej - Mozarta czy Boga.

Cesarz wybrał artystę o wysokiej kulturze i skupionego na swojej pracy, ale Bóg, który tak hojnie obdarował birbanta i lekkoducha, odmówił Salieriemu swojej łaski. Brak symetrii w tym układzie rodzi poczucie opuszczenia. Ostatnim z etapów na drodze zwątpienia jest wizerunek Salieriego w niedbałym stroju domowym kompulsywnie objadającego się słodyczami na tle wzniosłych akordów Mozarta. Mamy wiec studium rozpadu świata, odkrywanie braku fundamentalnych zasad, które by tym światem rządziły. W odczuciu Salieriego ów bezład kompromituje władzę Stwórcy albo jest wyrazem Jego ironii. Ale w Amadeuszu dochodzi do jeszcze innego porównania dwóch głównych postaci. Jest taki moment, kiedy "Wolfi" ujawnia, że i on jest świadom własnych ograniczeń - braku dyplomacji, nieumiejętności sprostania mechanizmom salonu i zjednania sobie możnych tego świata. Wtedy do Salieriego dociera, że ten lekkoduch i hedonista też doświadcza rozczarowania sobą i miewa do siebie pretensje. Bywa upokorzony okresami niedostatku i wyrazami rozczarowania ze strony rodziny. Przez moment ich pozycje się zrównują - żaden nie ma wszystkiego. Stopniowe zbliżanie się artystów jako ludzi unaocznia nam niknący z twarzy Mozarta make-up, który wcześniej czynił z niej maskę clowna.

Wtedy cesarski kapelmistrz przypomina sobie, że kiedy ruszał na podbój świata, chciał się znaleźć w gronie sławiących Boga co niedzielę. Jednak przyjmując od cesarza stanowisko, godził się używać talentu do tworzenia oprawy muzycznej dla różnych uroczystości, jubileuszy oraz wysokiej rangi wydarzeń. Być może zapłacił za to skonwencjonalizowaniem swoich pomysłów. Natomiast Mozart nieskrępowanie łamiący normy musi się mierzyć z towarzyskim odrzuceniem i brakiem stabilizacji.

Trudno powiedzieć, że to przywraca Salieriemu stabilny obraz boskiego universum, wydaje się jednak, że jest mu lżej od kiedy artyści spotykają się nie tylko w kulcie doskonałości muzyki, ale także jako ludzie znający gorycz rozczarowań.

Dla bohaterów sztuka jest próbą dotknięcia nieskończoności. Przedstawienie pokazuje jednak, że w funkcjonowaniu dzieła nie liczą się wyłącznie jego autonomiczne wartości. Słowo "sztuka" zaraz przywołuje pojęcie z innego porządku: sukces. A uznanie rangi dzieła, profity płynące dla jego twórcy, to kwestia wielu zewnętrznych czynników. W przedstawieniu nie pozwalają nam o tym zapomnieć Dwaj Venticelli - roznosiciele plotek i kolporterzy pogłosek. Pokazują, jak można sterować karierami. To oni zaczynają spektakl swoimi szeptami o koncertach Mozarta, a w ciągu całego widowiska co jakiś czas wychylają się spod skrzydła ustawionego na pierwszym planie fortepianu i ustalają hierarchie, choćby fałszywe.

Artur Tyszkiewicz dał szansę wybrzmienia tym wszystkim treściom w widowisku zdyscyplinowanym estetycznie mimo użycia różnych konwencji i środków technicznych. Z charakterystyczną dla siebie umiejętnością tak podzielił przestrzeń, że stworzyła znakomite warunki do budowania artystycznego przekazu. Na scenę patrzymy jak na osiemnastowieczny obraz, co podkreśla otaczająca ją złota rama. W jej kadrze raz po raz pojawia się stylizowany choreograficznie pochód długiego szeregu sylwetek (choreografia i ruch sceniczny: Jarosław Staniek) w strojach nawiązujących do epoki (scenografia i kostiumy: Justyna Elminowska). Postaci poruszają się w etykietalnych gestach, czasem tylko któraś pozwoli sobie na kilka bardziej niezależnych ruchów charakteryzujących wzajemne stosunki. Pochód uzupełniają projekcje fresków z kaplicy Sykstyńskiej. Najbardziej poruszające jest Stworzenie Adama, kiedy palec Boga, już niemal dotykając dłoni pierwszego człowieka, zawisa nad zrozpaczonym Salierim.

To jest tło, na którym działają bohaterowie spektaklu - trzy najbardziej realne postaci: Salieri, Mozart, Konstancja. Tło uregulowane dworskim ceremoniałem określonym w każdym calu. Toteż drogą ich ucieczki staje się należąca tylko do nich przestrzeń wertykalna. Przestrzeń dostępna w chwilach szczególnego uniesienia. Wtedy odrywają się od ziemi i szybują pod nieboskłon namalowany na sklepieniu świątyni. Coraz bliżej Absolutu.

Na proscenium natomiast zajmuje miejsce duet Venticellich potraktowany metaforycznie. W ten sposób obaj kompozytorzy i Konstancja są z dwu stron otoczeni bastionami - sztywnej normy i nieoficjalnego mechanizmu funkcjonowania w świecie sztuki.

Dla powodzenia spektaklu niebagatelne znacznie ma kreacja Salieriego. Janusz Łagodziński stworzył postać zdolną ukazać całą wieloznaczność człowieka. Zarazem wielkiego, kiedy staje do swojej "Wielkiej Improwizacji", i niewyobrażalnie małego, kiedy w geście zemsty przekreśla szansę Mozarta na godziwy zarobek.

W jego wykonawstwie najistotniejsza okazała się umiejętność nawiązania kontaktu z odbiorcami, co nie bardzo udało się Danielowi Doboszowi grającemu Mozarta. Wprawdzie ostrą charakteryzacją przyciąga wzrok, ale psychiczne właściwości postaci zdają się kończyć na jawnej ekstrawagancji. Nawet kiedy spoza maski wyłania się twarz już nieco podobna do Salieriego, jego obecność sceniczna nie dorównuje siłą antagoniście.

Reżyserowi udało się połączyć dwie płaszczyzny zagarniające artystę i jego dzieło - metafizyczną i międzyludzką. Odwieczne pragnienie twórców, by sztuka była odbiciem sacrum, z ich równoczesną potrzebą rywalizacji między sobą. Zatem czyste wartości stają naprzeciw koniunkturalnym zachowaniom. I chociaż w przedstawieniu nie ma żadnych aluzji do współczesności, to przecież wszystkie poruszone tu problemy nie straciły na aktualności.

**

Peter Shaffer: Amadeusz. Reżyseria Artur Tyszkiewicz; scenografia i kostiumy Justyna Elminowska; muzyka i opracowanie muzyczne Jacek Grudzień; choreografia i ruch sceniczny Jarosław Staniek. Premiera 25 czerwca 2016.

**

Postscriptum

Wieczór 25 czerwca 2016 roku w Teatrze im. J. Osterwy był chwilą szczególną, bo po szesnastu latach pracy dyrektor naczelny Krzysztof Torończyk żegnał się z tą sceną. Jako doktor ekonomii objął to stanowisko w 2000 roku. Wcześniej, w styczniu 1995 r. rozpoczął pracę w Teatrze Wielkim-Operze Narodowej w Warszawie jako zastępca dyrektora ds. finansowych, a w kwietniu 1995 r. został pełnomocnikiem ministra kultury ds. przeprowadzenia procesu połączeniowego i utworzenia instytucji kultury pod nazwą Teatr Narodowy w Warszawie. Przyjmując kilka lat później jednoczesną posadę w Lublinie zobowiązał się do "odbudowania jej prestiżu artystycznego (...), kondycji ekonomiczno-finansowej oraz stworzenia warunków dla odbudowy zabytkowej siedziby teatru". Odchodząc, rozliczał się przed zgromadzoną widownią ze spełnienia obietnic, choć znakomita część tych spełnień nie potrzebuje słów, bo jest wyraźnie widoczna. Człowiek o wielkiej kulturze i znakomity menadżer zostawi dobre wspomnienia i dobry fundament do dalszych poczynań.

Magdalena Jankowska
Akcent
19 sierpnia 2016
Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...