Szalona farsa w szpitalu św.Andrzeja
„Wszystko w rodzinie"– reż. Witold Mazurkiewicz– Teatr Dramatyczny w BiałymstokuŚwięta Bożego Narodzenia już za kilka dni. Jednak doktor Mortimore nie ma czasu na odpoczynek. Właśnie w londyńskim szpitalu św. Andrzeja rozpoczyna się zjazd neurologów, na którym lekarz ma wygłosić przemówienie, a na domiar złego pracownicy placówki szykują się do wystawienia przedstawienia świątecznego.
Wisienką na torcie problemów jest pojawienie się byłej pielęgniarki, która oznajmia w drzwiach, że doktor ma osiemnastoletniego syna. Tak zaczyna się „Wszystko w rodzinie" Ray'a Cooney'a.
Właśnie tym tytułem białostocki Teatr Dramatyczny rozpoczął sezon 2019/2020. Za reżyserię odpowiada Witold Mazurkiewicz, postać znana ze świetnych adaptacji Cooney'a. Jak udała się mu praca na białostockiej scenie?
Publiczność wystawiła reżyserowi oraz aktorom z Dramatycznego (występują: Justyna Godlewska-Kruczkowska, Arleta Godziszewska, Krystyna Kacprowicz-Sokołowska, Agnieszka Możejko-Szekowska, Monika Zaborska, Marek Cichucki, Krzysztof Ławniczak, Dawid Malec, Sławomir Popławski, Piotr Szekowski, Marek Tyszkiewicz, Franciszek Utko) najwyższą ocenę. Śmiechy i brawa publiczności rozlegały się od samego początku premiery, a wieńczącym spektakl oklaskom nie było końca.
Mazurkiewicz pokazał „Wszystko w rodzinie" w taki sposób, by jak najwierniej odwzorować charakter sztuk Cooney'a. Całość jest farsą, którą współtworzą dowcipne dialogi, komedie omyłek i poczucie, że za chwilę bohaterowie znajdą się w jeszcze większych kłopotach. Poczucie szaleństwa i absurdu wzrasta z minuty na minutę. Wszystko to podane w sposób lekki, tak by widz się świetnie bawił.
Tak jak to u Cooney'a, i w „Wszystko w rodzinie" nie zabrakło żartów związanych z seksem. Jednak skonstruowane są w umiejętny sposób, by każdy widz był zadowolony. Autor niniejszego tekstu widział uśmiechy nawet na twarzach siedzących tuż obok zakonnic.
Dlatego otwarcie sezonu w białostockim Dramatycznym można uznać za udane i z niecierpliwością czekać na kolejne premiery. Oby były tak samo porywające widza, jak „Wszystko w rodzinie".