Teatry to są dwa

rozmowa z Agnieszką Korytkowską Mazur oraz Jackiem Malinowskim

Z Agnieszką Korytkowską Mazur, dyrektorką Teatru Dramatycznego w Białymstoku oraz Jackiem Malinowskim, dyrektorem Białostockiego Teatru Lalek, rozmawia Anna Kopeć

Obserwator: Co Pani zastała w teatrze rozpoczynając pracę? 

Agnieszka Korytkowska-Mazur: Stertę papierów, bo musiałam poznać całą strukturę teatru. Zastałam niepokój: co dalej, ale też duży kredy zaufania, dużą chęć pracy i zmian. Teraz stopniowo wdrażam się w rolę dyrektora naczelnego i artystycznego. Całą strukturę chcę podporządkować sprawnej, merytorycznej pracy artystycznej.

W teatrze zapowiada się sporo zmian. Są tak konieczne?

- Cały czas myślę o widzu, na którym bardzo mi zależy. Wiadomo, że bez niego nie ma teatru. Planowane zmiany nie mają zniechęcać, są po to, by pokazywały, że nowe nie znaczy straszne. Absolutnie nie będą wykluczać tego, co było najlepsze. Chcę zmienić wizerunek teatru, bo ten obecny jest trochę przestarzały. Logo, strona internetowa, sposób ekspozycji zdjęć, informacji nie przykuwają uwagi.

Teatr zmieni także swoją taktykę. Nie będziemy czekać, aż widz do nas przyjdzie, to my wyjdziemy do niego. Będziemy zapraszać go aktywnie za pośrednictwem działań interdyscyplinarnych, gier miejskich, akcji promujących czytelnictwo, sztukę. To my musimy zawalczyć, by było to miejsce modne, które kojarzy się z ciekawymi wydarzeniami i ludźmi.

Zakłada Pani także silną współpracę z innymi instytucjami kultury.

- Tylko na zasadzie symbiozy jesteśmy w stanie stworzyć ciekawą, kulturalną mapę miasta nie opartą na rywalizacji. Pierwszym projektem jest WSPÓLTURA, wspólna inicjatywa czołowych instytucji kultury Podlasia, która rusza od września w mieście. Tak naprawdę konkurujemy z galeriami handlowymi, wieczornymi grillami, telewizorem czy grami komputerowymi. Ofertę muszę skonstruować kompleksowo, także edukacyjnie. Jestem mamą dwójki dzieci, więc wiem, na czym polega szukanie ofert w czasie wolnym. Jednym z pomysłów będą "Małe Węgierki", łączące teatr z różnymi dziedzinami życia: teatru z doświadczeniami fizycznymi, chemicznymi, retoryką polityczną, a także z obrzędem religijnym, śpiewem i tańcem.

Czego się Pani obawia, z czym może mieć Pani trudności?

- Silny impet, z którym wchodzimy i wyjście w nowe miejsca, żeby zaznaczyć swoją obecność, ma na celu odczarowanie teatru z mitu twierdzy. Frekwencja była ogromna, to niewątpliwie zasługa poprzedniej dyrekcji. Ja przychodzę z czymś nowym i wiem, że to nie wszystkim może się podobać. Zastanawiam się, na ile ta frekwencja się utrzyma, na ile zostanie uzupełniona młodymi ludźmi, którzy dotąd nie przychodzili na Elektryczną,

Z drugiej strony mam nadzieję, że będą oni nie tylko widzami, ale także aktywnymi uczestnikami rozmaitych warsztatów, spotkań, czytań, paneli. Tak, byśmy razem stworzyli centrum sztuki z ciekawą ofertą, a nie tylko miejsce, które rozlicza się ze sprzedaży biletów. Każdy będzie mógł czuć się tu u siebie. Nowa oferta artystyczna będzie trochę z innej półki, będzie wchodziła w dialog ze współczesnością, a przez to może być także bolesna. Rozrywka będzie jedną z części repertuaru. Chcę, by teatr otworzył się też na tych, którzy nie boją się trudnych tematów. Zanim powstaną nowe spektakle, ten rok będzie balansowaniem między tym, co było i tym, co nowe.

Wiele wskazuje na to, że teraz teatr może zmienić swoją publiczność.

- Myślę, że tak. I dziś całkowicie biorę na siebie za to odpowiedzialność. Mam ogromny szacunek do każdego widza, który zechce do nas przyjść, być może nagle zacznie odbierać tę ofertę jako swoją.

Mam wrażenie, że mimo kryzysu ekonomicznego i kulturalnego, jest w Pani więcej nadziei niż obaw,

- Trochę tak. A to dlatego, że jest tu mnóstwo osób, które chcą pracować. To jest ogromny dar, który udało mi się dostać. Mam jednak także pewną finansową granicę do utrzymania i realizacji wszystkich planów. Będę walczyć o zwiększenie budżetu do końca, bo bez tego nie zrealizuję zaakceptowanego planu zmian. Jestem świadoma, że najpierw trzeba zjeść i być zdrowym, dopiero później idzie się do teatru. Doskonale to rozumiem. Jeśli jednak miałoby zabraknąć funduszy na edukację, to ja nie podpisze się pod modelem takiego teatru.

Co w takim razie Pani obiecywano?

- To, że będę miała możliwość realizacji planów artystycznych i edukacyjnych. W zakresie obecnego budżetu nie jestem w stanie ich wszystkich zrealizować. Mam większe potrzeby, ale jest także otwartość ze strony władz i wierzę, że ten budżet będzie zwiększony. W tej chwili daje możliwość połowicznych rozwiązań. Oczywiście będę starać się o pozyskiwanie pieniędzy z zewnątrz. Będziemy aplikować do funduszy ministerialnych i europejskich. Muszę być menadżerem i te pieniądze zdobyć. Pewne minimum, by mieć szansę na zdobycie funduszy, muszę mieć jednak zapewnione.

Urząd marszałkowski dotąd podkreślał, że teatr nie przynosi strat, a nawet na siebie zarabia

- Owszem jest w niezłej kondycji finansowej, ale do tej pory skupiał się głównie na produkcji spektakli farsowych, które przyciągają widza. Natomiast jeśli chcemy podnieść poprzeczkę, to teatr musi się zmienić i być dofinansowany.

Przy okazji finansów zawsze pojawia się kwestia nowej opery, która ma ogromny budżet. Podobnych rozmiarów są oczekiwania wobec tej instytucji. Czy będzie ona miała jakieś przełożenie na Teatr Dramatyczny?

- Nasza premiera inauguracyjna "Modlitwa czarnobylska" odbędzie się w ramach festiwalu Inny Wymiar, który organizuje Białostocki Ośrodek Kultury. Następnie mamy zaplanowane czytania dramatów i inne akcje w ramach festiwalu Białysztuk. Później odbędzie się kolejna akcja promująca czytanie organizowane z Fabryką Bestsellerów. Na pytanie, czy boję się opery odpowiadam: nie. Co więcej, opera jest naszym partnerem do współpracy. Mamy podobne nastawienie, że na partnerstwie możemy zyskać, nie stracić. Mam przekonanie, że myślenie dyrektora Roberto Skolmowskiego w tej kwestii jest podobne. On jednak staruje z kompletnie innej pozycji - pewnego kolosa. Gwarancje współpracy daliśmy sobie już dawno i mam nadzieję, że są nadal aktualne.

Zależy mi na tym, by teatr otworzyć także na zewnątrz, lestem w trakcie rozmów dotyczących koprodukcji z innymi ważnymi scenami w Polsce i na świecie. Jeśli dodatkowo uda się na lokalnym rynku wypracować silną więź z wszystkimi pozostałymi instytucjami kultury będzie to unikatowa inicjatywa w skali Polski.

 Nie chcę myśleć o żadnej instytucji w charakterze konkurenta. Na złej energii nic nie da się zbudować. Odkąd pamiętam staram się dbać o dobre relacje, ale takie, za którymi stoi konkret i lojalność. Jestem także otwarta na pomysły osób z pasją, które nie są w żaden sposób zrzeszone w jakichkolwiek organizacjach. Pasja daje gwarancję jakości. 

Z Jackiem Malinowskim, z dyrektorem Białostockiego Teatru Lalek, rozmawia Anna Kopeć

Kurier Poranny: Od 1 września jest Pan dyrektorem teatru. Jaką ma Pan jego wizję?

Jacek Malinowski: Zależy mi na pewno na tym, aby zachować wyrazisty charakter tego miejsca. Chcę, aby teatr rozwijał aktorów, aby pracujący tu artyści mieli kolejne wyzwania, a widzowie satysfakcję ze spędzonego na widowni czasu. Jestem otwarty na różne języki teatralne, które mogą dostarczyć emocji i wzruszeń. Chcę zatem, aby teatr stwarzał możliwość uczestniczenia w czymś wyjątkowym, w czymś, co pomoże nam wszystkim zapomnieć o otaczających nas problemach, zarówno poprzez prowokowanie śmiechu, jak i refleksji.

BTL ma w swoim dorobku szczególną rzecz - sztuki lalkowe dla dorosłych. Czy teraz może się to zmienić?

- Repertuar dla dorosłych jest skarbem, który trzeba z pewnością pielęgnować. Widz dziecięcy z kolei to wielka odpowiedzialność. Poprzez repertuar dla najmłodszych wychowujemy widzów teatralnych na cale lata. Będę starał się zachować zdrowy balans między propozycjami dla dzieci i dorosłych.

Czyli możemy spodziewać się więcej produkcji dla maluchów?

- Chcę zachować odpowiednie proporcje. Myślę, że to będzie wynikało z potrzeby chwili. Osobiście bardzo cenię sobie teatr familijny, w którym dziecko z dorosłym oglądają coś wartościowego i wspólnie wyciągają wnioski. Takie spektakle prowokują ciekawe rozmowy. Chciałbym, aby to miejsce dawało takie możliwości.

Na jakie nowości możemy liczyć?

- Na scenie debiutów pokażemy sztukę "Kordian. Reinterpretacja" w reżyserii Agnieszki Baranowskiej, którą przygotują studenci Akademii Teatralnej. Dalej "Pieśń o cieniu" na podstawie literatury fantasy, którą wyreżyseruje Urszula Kijak. Kata Csato z Węgier zabierze nas do świata małej "Lenki" a Paweł Aigner stworzy spektakl w konwencji westernu. Wojciech Kobrzyński na podstawie "Pięcioksięgu Izaaka" zrealizuje przedstawienie dla dorosłych widzów a na zakończenie sezonu Peter Nosalek przypomni nam historię "Bazyliszka".

Poważnej rewolucji w zarządzaniu teatrem raczej Pan nie wprowadza.

- Struktura teatru jest bardzo dobra. Świetnie funkcjonuje, co pokazują ostatnie lata, gdzie teatr produkował ciekawe premiery i pokazywał się na świecie. Jeśli firma działa w ten sposób, to nie ma sensu wywracać jej do góry nogami. Mogą pojawić się zmiany estetyczne, zmiany w doborze materiału artystycznego, możemy zwiększyć pole zadaniowe teatru, jak i również możemy udoskonalać wypracowany przez lata system. Ale nie ma tu mowy o niszczeniu dorobku, na gruzach nic jeszcze ciekawego nie zbudowano. Z pewnością chciałbym, aby teatr otworzył się jeszcze bardziej na miasto. Planuję współpracę z Fabryką Bestsellerów przy festiwalu literackim Zebrane. Pojawi się tutaj także Grupa Coincidentia. Białysztuk też tu zagości na kilka dni. Podobne, bardzo inspirujące doświadczenia mam już z Rzeszowa. Poczucie jedności środowiska budującego kulturę w mieście jest bardzo ważne.

Odchodzi Pan od polityki międzynarodowej, którą Pana poprzednik bardzo rozwinął?

- To rzecz bardzo charakterystyczna w pracy pana Marka Waszkiela. Mnie również bardzo zależy na kontaktach międzynarodowych, ale pewnie będą one nieco inne. Będą wynikały z innych pomysłów i prawdopodobnie będą miały inny cel.

Jakie są różnice w zarządzaniu teatrem w Rzeszowie i w Białymstoku?

- Jeśli chodzi o strukturę wewnętrzną tych teatrów to można powiedzieć, że są bardzo podobne. Wielkość miast także jest zbliżona. Białostocki teatr ma jednak zupełnie inną tradycję, inny charakter budowania relacji pomiędzy sceną a widownią, instytucją a miastem. Różnorodność artystów w zespole, poziom realizacji pod względem tekstowym, tematycznym i artystycznym, daje tej instytucji zupełnie inne miejsce na mapie teatralnej Polski. Dużym atutem Białegostoku jest również to, że działa tu Akademia Teatralna. Te dwie instytucje bardzo pozytywnie się uzupełniają i jednocześnie mają na siebie wpływ. To proces wzajemnej inspiracji doświadczenia przez młodość i odwrotnie: młodości przez doświadczenie.

Jak dotychczas postrzega! Pan to miejsce - z perspektywy dyrektora teatru rzeszowskiego, a jednocześnie człowieka stąd, z Podlasia?

- Ja się na tym teatrze wychowałem i zawsze to miejsce będzie dla mnie mityczne. Podobnie rzecz ma się z Teatrem Wierszalin. Po zakończeniu studiów, poznawałem ludzi pracujących w BTL-u jako reżyser, bo kilka razy miałem okazję tu pracować. Zawsze spoglądałem na ten teatr jako na ośrodek profesjonalistów z najwyższej półki, którzy jednocześnie tworzą bardzo ciepłe i życzliwe miejsce. Miejsce pracy, do którego chcę się wracać.

Zatem decyzja o wystartowaniu w konkursie na dyrektora BTL nie była trudna?

- Niekoniecznie, w Rzeszowie bardzo dobrze mi się pracowało i myślę, że udało się stworzyć coś szczególnego. Powrót w rodzinne strony to miłe wyzwanie. Mam nadzieję, że będzie to miejsce mojego osobistego rozwoju.

A jak Pan widzi współpracę z operą podlaską i bardzo bliskie sąsiedztwo?

 - Jestem optymistą, staram się widzieć jak najwięcej pozytywnych barw. Wzbogacamy się kulturalnie o kolejną instytucję i mam nadzieje, ze jej rozwój, ewolucja będzie przysparzała nam samych pozytywnych wrażeń , że będzie miejscem inspiracji i doznań na najwyższym poziomie. Jestem człowiekiem otwartym, uważam że tylko w ramach dialogu powstają arcyciekawe inicjatywy.

Anna Kopeć
Kurier Poranny - Obserwator
11 września 2012
Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92
Notice: Undefined index: banner4 in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/layouts/scripts/layout.phtml on line 121 Notice: Undefined index: banner5 in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/layouts/scripts/layout.phtml on line 124

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia