Tu jest nasza „piąta strona świata"

rozmowa z Agnieszką Radzikowską i Dariuszem Chojnackim

Mam nadzieję, że widzowie - również ci spoza Śląska - oglądając przedstawienie, przypomną sobie własne smaki, zapachy, kolory. Moja odpowiedzialność polega więc przede wszystkim na tym, czy w odpowiedni sposób uda mi się przekazać prawdę o moich znajomych, bliskich, a także dramatach. Niejeden z nas, Ślązaków, odnajduje w sobie podobieństwa z bohaterem powieści - mówi aktor Dariusz Chojnacki, odtwórca głównej roli w spektaklu „Piąta strona świata", którego premiera już dziś na deskach Teatru Śląskiego w Katowicach.

Tomasz Klauza: 8 lutego minęły dokładnie trzy lata od wydania przez Znak powieści Kazimierza Kutza. Na wstępie chciałbym więc zapytać Panią o wrażenia z pierwszej lektury „Piątej strony świata"...

Agnieszka Radzikowska: Mój pierwszy kontakt z powieścią Kazimierza Kutza miał miejsce dwa lata temu. Książkę przeczytałam w ciągu jednego wieczoru i z racji tego, że jestem Ślązaczką, ta opowieść jest mi bardzo bliska. Moja mama jest z Chorzowa, a tata pochodził z Katowic. Jeden z moich pradziadków był dyrektorem kopalni „Kleofas", drugi brał udział w powstaniu śląskim. Mój dziadek natomiast pracował jako dyrektor techniczny huty. Niezwykle wzruszyły mnie niektóre historie, zawarte w powieści. W swojej książce Kazimierz Kutz, oddając hołd swoim przyjaciołom, opowiada o ludziach, którzy mają marzenia i próbują wyrwać się ze Śląska, jednocześnie pielęgnując śląskość w sobie. Nasz spektakl będzie opowiadał o tym, jak mądrymi i wrażliwymi ludźmi są Ślązacy, jak abstrakcyjnie, pięknie i kolorowo potrafią myśleć. Kiedy we wrześniu ubiegłego roku dowiedziałam się, że Teatr Śląski planuje wystawienie „Piątej strony świata", byłam bardzo podekscytowana. Ogromnie się cieszę, że to właśnie Robert Talarczyk – człowiek stąd, prawdziwy Ślązak - jest autorem adaptacji i reżyserem.

Czy podczas czytania powieści, lektury adaptacji, a może już w trakcie prób zdarzały się momenty, w których wracały do Pani zapachy, smaki, obrazy z przeszłości?

A. R. : Kiedy przyszłam na próbę zobaczyć pierwszy akt i ze sceny padło słowo „hauskyjza", przypomniałam sobie zapach tego sera i poranki, spędzane z moim dziadkiem. To właśnie on uczył mnie gwary śląskiej.

Gra Pani Adelę, natomiast w roli matki Adeli występuje Grażyna Bułka – niezapomniana Świętkowa z „Cholonka".

A. R. : Bardzo się cieszę z faktu, że mogę występować z tak znakomitą aktorką jak pani Grażyna. Poznałyśmy się już jakiś czas temu, gdy ja robiłam zastępstwo w „Miłości w Koenigshutte" i niesamowicie się polubiłyśmy prywatnie, co zawsze później przekłada się na pracę na scenie. Doszło już nawet do tego, że wchodząc do garderoby, mówię do pani Grażyny „witaj, mamo" (śmiech). Niezwykle dużo się od niej uczę, bardzo pomaga mi na próbach. Zresztą, w „Piątej stronie świata" występuję w naprawdę doborowym towarzystwie: moją teściową gra pani Ewa Leśniak, a mojego narzeczonego, Lucjana, Artur Święs.

Wspomniała Pani o „Miłości w Koenigshutte" – spektaklu, który wywołał, nie tylko w województwie, prawdziwą polityczną burzę. Wiem, że widziała Pani to przedstawienie i było to bardzo poruszające doświadczenie.

A. R. : Ja rzadko płaczę w teatrze, ale kiedy zobaczyłam scenę, w której nauczycielka języka polskiego (w tej roli Anna Guzik) karci dzieci za używanie gwary, po prostu nie wytrzymałam (ostatni raz coś takiego zdarzyło mi się podczas oglądania „Kalkwerku" Krystiana Lupy). Z pewnością „Miłość..." jest jednym z ważniejszych spektakli, jakie w życiu widziałam (obok m.in. świetnego „Polterabendu", który również wiele dla mnie znaczy). Przedstawienie jest znakomicie zagrane, z pięknym rolami m.in. Grażyny Bułki i Artura Święsa. Kompletnie niezrozumiałe są dla mnie polityczne kontrowersje, związane z „Miłością...". To wspaniałe, że powstaje coraz więcej spektakli o Śląsku (m.in. „Korzeniec" i „Miłobójcy") i organizowany jest np. konkurs na jednoaktówkę po śląsku. Cieszę się, że w ten nurt, wystawiając „Piątą stronę świata", wpisuje się również Teatr Śląski. To właśnie tutaj po raz kolejny – od premiery „Poltrabend" minęło już kilka lat – będzie można zobaczyć spektakl o ludziach, którzy tu żyli, cierpieli, kochali, ale skierowany nie tylko do Ślązaków.

Jak Pani sądzi, z czego wynika wysyp filmów i spektakli o Śląsku?

A. R. : Przypuszczam, że ma to swój początek w politycznej dyskusji na temat śląskiej tożsamości i kwestii, związanych z autonomią. Ja kocham swój kraj, czuję się Polką, ale również Ślązaczką i uważam, że jedno drugiego nie wyklucza. Wspólnie z mężem [Dariuszem Chojnackim – przyp. T.K.] zdecydowaliśmy, że jeśli w pewnym momencie naszego małżeństwa pojawią się dzieci, to będą posługiwały się zarówno językiem literackim, jak i gwarą. Gwara śląska jest piękna i moim zdaniem należy ją pielęgnować. Co ciekawe, używa jej coraz więcej osób wykształconych, zajmujących stanowiska. Niestety, ciągle jeszcze w Polsce pokutuje wizerunek Ślązaka jako niewykształconego biedaka z familoka, pijącego alkohol. To cudowne, że powstają np. filmy Macieja Pieprzycy, który pokazuje zupełnie inny Śląsk, gdzie mieszkańcy są przedstawieni jako ludzie mądrzy i dalecy od stereotypowych, krzywdzących wyobrażeń.

Kiedy na ekrany wchodził film Sławomira Fabickiego „Z odzysku", Kazimierz Kutz napisał w „Dzienniku", że polscy filmowcy coraz częściej traktują Śląsk jako gotową dekorację: jest brudno, biednie, a więc z pewnością patologicznie...

A. R. : Nikiszowiec praktycznie w każdym filmie pokazywany jest jako dzielnica biedy, tymczasem to miejsce obecnie bardzo się zmienia. Odnawia się mieszkania, zaczynają tam mieszkać ludzie wykształceni, malarze, tworzy się atmosfera bohemy. Mało tego: podobno ma tam powstać teatr! Cieszę się, że jest moda na Śląsk, że powstają spektakle, filmy (m.in. „Ewa" ze znakomitą aktorką Teatru Śląskiego Barbarą Lubos-Święs) i mam nadzieję, że ta tendencja będzie się utrzymywać.

Chciałbym wrócić jeszcze do „Piątej strony świata" – czy granie gwarą stanowiło dla Pani nowe doświadczenie?

A. R. : Adela to już moja druga – po Pannie Młodej w „Weselu na Górnym Śląsku" – rola, grana gwarą. Początkowo miałam pewne opory, wydawało mi się, że gwara jest czymś gorszym, że to jednak nie Szekspir. Teraz czuję, że gwara jest dla mnie ważniejsza niż język Stradfordczyka – to jest moja tożsamość, coś bardzo osobistego i mam wręcz obowiązek mówić o tym ze sceny.

A czy mogłaby Pani powiedzieć coś na temat kształtu scenicznego spektaklu?

A. R. : Nie chciałabym zdradzać zbyt wielu szczegółów przed premierą. Mogę jedynie powiedzieć, że ten spektakl będzie bardzo mocno grany formą, co uważam za niezwykle ciekawe rozwiązanie. Ogromnie ważny będzie również ruch sceniczny, za który odpowiedzialna jest bardzo zdolna absolwentka bytomskiego Wydziału Tańca Katarzyna Kostrzewa.

[Przed chwilą skończyła się próba, więc do naszej rozmowy włącza się Dariusz Chojnacki]

Czy przygotowując się do roli Bohatera przeczytał Pan wszystko, co powiedział i napisał o sobie Kazimierz Kutz, a także to, co o nim napisano?

Dariusz Chojnacki: Nie przeczytałem nic, ponieważ chciałem jak najmniej wiedzieć. Bazą pozostaje powieść i adaptacja. Oczywiście, mógłbym na scenie zacząć mówić i zachowywać się jak pan Kazimierz, ale tak nie zrobię, bo my w spektaklu tworzymy naszą historię. Ja chcę opowiedzieć o moich przyjaciołach, mojej rodzinie. Mam nadzieję, że widzowie - również ci spoza Śląska - oglądając przedstawienie, przypomną sobie własne smaki, zapachy, kolory. Moja odpowiedzialność polega więc przede wszystkim na tym, czy w odpowiedni sposób uda mi się przekazać prawdę o moich znajomych, bliskich, a także dramatach. Niejeden z nas, Ślązaków, odnajduje w sobie podobieństwa z bohaterem powieści. Ja do końca podstawówki w ogóle nie mówiłem po polsku, posługiwałem się jedynie gwarą. W pewnym momencie poznałem dziewczynę i chłopaka, którzy władali tak piękną polszczyzną, że postanowiłem się nauczyć polskiego. Dostałem się do szkoły teatralnej, siedem lat mieszkałem we Wrocławiu i nic nie wskazywało na to, że kiedykolwiek stamtąd wyjadę, ale pewnego dnia właściwie w ciągu sekundy zdecydowałem, że wracam. Poza Śląskiem nie istnieję.

A. R. : U mnie było podobnie. Siedem lat mieszkałam w Krakowie i mimo pięknego miasta, architektury oraz przyjaciół zostawiłam wszystko i wróciłam do Katowic. Niedługo wyjeżdżam na próby do Teatru Telewizji do Warszawy i znów traktuję tę podróż jako wyprawę w nieznane (stolica, zwłaszcza dla hanysów, jest niełatwym miejscem).

D. Ch.: Skoro już o Warszawie mowa - miałem propozycję z Teatru Studio i mam świadomość, że są aktorzy, którzy chcą iść dalej i wiecznie dokądś zmierzają. Ja zmierzam tutaj.

A. R. : Tu jest nasza „piąta strona świata".

Kazimierz Kutz był już na jednej z prób i rozmawiał z Panem?

D. Ch. : Mniej więcej miesiąc po rozpoczęciu prób stworzyliśmy pierwszą wersję spektaklu, którą pan Kazimierz obejrzał i dał nam cenne uwagi. Moim zdaniem bardzo dobrze się stało, że autor wówczas pojawił się na widowni. Każdy, kto widział mnie już na scenie, doskonale wie, że gram niesłychanie ruchliwych bohaterów. Tymczasem w „Piątej stronie świata" musiałem tę swoją dynamikę bardzo mocno ograniczyć. Pan Kazimierz urządził mi wówczas coś w rodzaju mini-warsztatów: opowiedział mi o swojej pracy z Tadeuszem Łomnickim i Januszem Gajosem, a także o tym, jak skupić na sobie uwagę widzów, jedynie stojąc na scenie i mówiąc. Dla mnie ten spektakl stanowi coś niewyobrażalnie osobistego. Jest niesamowicie ważny nie tylko dla moich rodziców, ale również dla mnie i dla mojej historii. Dlatego też pewnie tyle mnie to kosztuje i również stres jest większy. Moje poprzednie role to były postaci, za którymi mogłem się schować. Tymczasem tutaj nie mam się za czym skryć.

A jak się pracuje z Robertem Talarczykiem?

D. Ch.: To jest bardzo spokojna i przyjemna praca. Wiem, co się dzieje, dlaczego pewne rzeczy robimy. Oczywiście, są wymagania, ale nie traci się czasu na walczenie z blokadami. Bywają reżyserzy, którzy nakładają na aktora tonę blokad, które musi potem zrzucić, by dojść do roli. Być może jest to dobra metoda, nie wiem. Pracując z Robertem, aktor niesamowicie otwiera się emocjonalnie, mając świadomość, że może mu zaufać i że Robert go nie skrzywdzi. Widzę, że dla samego reżysera jest to niezwykle ważne przedstawienie i nie chcę go zawieść. W pewnym momencie okazuje się, że nie chcę zawieść nie tylko jego, ale również rodziców, przodków i widzów.

Na zakończenie chciałbym zapytać o Państwa plany.

A. R. : 18 lutego rano wyjeżdżam ze swojej ukochanej „piątej strony świata" do Warszawy, ponieważ dostałam propozycję zagrania w Teatrze Telewizji w jednoaktówce „Świeczka zgasła" Aleksandra Fredry. Reżyseruje Jerzy Stuhr, moim partnerem scenicznym będzie syn reżysera - Maciej. Pan Jerzy był moim profesorem w szkole teatralnej, widział mnie w „Iwonie, księżniczce Burgunda", być może również wpływ na tę decyzję obsadową miał fakt, że otrzymałam Nagrodę im. Schillera. A więc wielkie wyzwanie, tym większe, że rzecz będzie transmitowana z Katowic na żywo w TVP1 w ramach „Wieczoru Fredrowskiego" obok dwóch innych jednoaktówek (pozostałe reżyserują Jan Englert i Mikołaj Grabowski).

D. Ch: Będzie mnie można zobaczyć w fabularyzowanym dokumencie w roli kolejnego Ślązaka, Jerzego Kukuczki. Być może pojawię się również w następnej fabule Marcina Krzyształowicza, u którego wystąpiłem w „Obławie". W produkcji są dwa filmy z moim udziałem: „Matka" Lee Jonesa i najnowszy obraz Macieja Pieprzycy „Chce się żyć". O ostatnim z tytułów powiem tylko, że warto go zobaczyć przede wszystkim ze względu na rolę Dawida Ogrodnika [aktor gra chorego na porażenie mózgowe Mateusza – przyp. T.K.]. Myślę, że to może być kreacja porównywalna z tym, co zaprezentował Daniel Day-Lewis w „Mojej lewej stopie". Na razie jednak najważniejsza dla mnie jest premiera „Piątej strony świata" i rola, której nie mogę porównać z niczym, co wcześniej zagrałem – być może dlatego, że jako Bohater tak bardzo się odsłaniam.

Dziękuję za rozmowę.

Agnieszka Radzikowska - absolwentka krakowskiej PWST, występowała w Teatrze Współczesnym w Krakowie i Teatrze Nowym w Zabrzu. Swoje pierwsze kroki w Teatrze Śląskim stawiała w latach 2002-2004 („Chryje z Polską", „Pułapka", „Pan Paweł", „Najstarsza profesja"), wtedy też debiutowała w Teatrze Bez Sceny (Polda w „Play-Schulz"). Gra Iwonę w dramacie Gombrowicza (za tę rolę otrzymała drugą nagrodę aktorską na IX Międzynarodowym Festiwalu Gombrowiczowskim w Radomiu), Helenę we „Wszystko dobre, co się dobrze kończy", Otylię w „Wizycie starszej pani", Judy w „Wieczorze kawalerskim", Ofelię w „Hamlecie" i Wnuczkę w „Sile przyzwyczajenia". W Korezie można ją oglądać w „Diabelskim młynie" - najnowszej premierze Teatru Bez Sceny. Laureatka Nagrody Marszałka Województwa Śląskiego dla młodych twórców w dziedzinie kultury (2010) i Nagrody ZASP im. Leona Schillera (2011).

Dariusz Chojnacki - aktor teatralny, filmowy („Swoimi słowami", „Aleja gówniarzy", „Balladyna", „Drzazgi", „Chrzest", „Obława") i telewizyjny („Fala zbrodni", „Czas honoru"). Absolwent PWST we Wrocławiu, po studiach związany z Teatrem Pieśni Kozła. Od roku 2009 jest etatowym aktorem Teatru Śląskiego, gdzie możemy go zobaczyć m.in. w „Poskromieniu złośnicy" (Biondello), „Zagraj to jeszcze raz, Sam" (Dick), „Przygodach Sindbada Żeglarza" (Diabeł Morski), „Hamlecie" (Rosencrantz), „Mewie" (Trigorin) i „Komedii teatralnej" (Bengt). Od niedawna gra Bitka w serialu internetowym „Staszek".

Tomasz Klauza
Dziennik Teatralny Katowice
15 lutego 2013
Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92
Notice: Undefined index: banner4 in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/layouts/scripts/layout.phtml on line 121 Notice: Undefined index: banner5 in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/layouts/scripts/layout.phtml on line 124

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia