Wejście Peszka

"Wejście smoka. Trailer" - reż. Bartosz Szydłowski - Teatr Łaźnia Nowa

Jan Peszek wbiega na scenę. Jeden, drugi cios, bach, bach i Ślimak Ninja rozłożony na łopatki. Krakowski Bruce Lee właśnie skończył treningi z shaolińskim mnichem. Za murami chińskiego klasztoru uczył się tajemnego układu kung-fu. Przekonuje, że sznury i szpagaty to już nie dla niego. ale trudno w to uwierzyć. W końcu już w pierwszej scenie spektaklu "Wejście Smoka Trailer" pokazuje, na co go tak naprawdę stać

Doświadczenie wprawdzie już miał. W animacji "Kung-fu Panda" był mistrzem Shifu. Ale to, co zobaczył w Chinach, nie było bajką, a prawdziwie męskim światem. Dla twardzieli. Dlatego towarzyszył mu syn Błażej Peszek, mistrz kick-boxingu, posiadacz pasów we wszystkich kolorach. Mówią o nim: najbardziej wysportowany polski aktor.

A ojciec? Przekonuje, że sznury i szpagaty to już nie dla niego. Mówi, że stoi na bocznicy, ale trudno w to uwierzyć. W końcu już w pierwszej scenie spektaklu "Wejście Smoka Trailer" pokazuje, na co go tak naprawdę stać.

Jan Peszek. Według starochińskiej tradycji jego imię oznacza: ten który zachęca i rozkazuje. Urodzony w chińskim roku małpy. Ciekawski, spostrzegawczy, mało ambitny, jego główną wadą jest wielka gadatliwość.

Błażej Peszek. Według starochińskiej tradycji jego imię oznacza: niespokojny mężczyzna, zawodowy wojownik. Urodzony w roku psa. Wytrwały i wierny swoim poglądom. Ma końskie zdrowie, a jego główną wadą jest uczciwość. Zagrają ojca i syna.

- Za tą kopanką w stylu filmów klasy B kryje się bowiem historia konfliktów, stosunków między nimi - opowiada Jan, w spektaklu Bruce Lee, legenda firnów kung-fu, który zmarł nagle na planie filmowym. Miał 33 lata. Do dziś nie wyjaśniono przyczyny jego śmierci.

Podobnie jak jego syn. Brandon Lee, którego ciało 20 lat później złożono na tym samym cmentarzu.

- Brandona gra Błażej - mówi Jan Peszek.

Mężczyźni po raz pierwszy staną na deskach teatru jako ojciec i syn.

- Choć już wcześniej byliśmy na scenie rodziną-przypomina sobie Jan Peszek.

- Ale wtedy grałeś przecież moją matkę - mówi do ojca Błażej.

A to wcale nie to samo.

Kopanka klasy B, czyli punkt wyjścia

- Pokażcie jak robicie pompki na dwóch palcach jednej ręki?

- Tego to nawet nie próbujemy!!! - obruszają się. Ale taka wibrująca pięść, jednocalowe strzały, czy lepkie ręce, już bardziej. Bo to przecież można ładnie zagrać. Zwłaszcza gdy się jest świetnym aktorem.

- Kto myśli, że Peszkowie będą lewitować na scenie i unosić się na kilka metrów nad głowami widzów, niech lepiej nie przychodzi - przestrzega Jan Peszek. - Może i będziemy fruwać, ale znajdziemy na to inny sposób. Też atrakcyjny-zapewnia Jan Peszek - Sparingu nie będzie. No chyba, że emocjonalny - dodaje Błażej.

Bo "Wejście Smoka Trailer" to tak naprawdę opowieść o świecie zdominowanym przez wiecznych chłopców.

- O męskich niespełnionych marzeniach, oczekiwaniach - wymienia Błażej. - Tak - przyznaje. - Znęcamy się nad męskim światem, ale bez katowania.

Premiera 24 września w nowohuckim teatrze Łaźnia Nowa.

Plakaty już rozwieszone.


- Miałem kilka innych propozycji, bardzo atrakcyjnych, ale zrezygnowałem dla tego projektu - zdradza Jan Peszek.

- Dlaczego?

- Bo to była ekstremalna propozycja - tłumaczy aktor.

Bo Jan Peszek jest już nieco znudzony. Rolami, tymi samymi aktorami, scenami. - A Bruce Lee to całkiem co innego - mówi. - Nowa jakość.

Panowie Peszkowie. Na smutny nam ten spektakl wygląda!

- Skądże! Będzie wesoły. Naprawdę będziecie się śmiać i na pewno będziecie otwierać buzie ze zdziwienia- przekonują.

Shaoliński Disneyland, czyli męska wyprawa

Kobiety? Nie! Alkohol? Nie! Zabawa? Nie! Używki? Wszystko co przyjemne, wykluczone!

- To co jest na " Tak"?

- Też o to zapytałem - zaznacza Jan Peszek. - I usłyszałem: doskonałość.

Widzieli chłopczyka. Jakby nie miał kręgosłupa. Stał na jednej nodze, drugą miał owiniętą wokół szyi. I tak 45 minut! Potem wykonał taki skomplikowany układ, jakby w ogóle nie miał kości. Taki jest dziś klasztor Shaolin.

- Nie mogłem na to patrzeć. Straszne, nieludzkie, wychodziłem z tych treningów - nadal się oburza.

I te kiczowate rewie. Imponujące z jednej strony, bo niezmiernie widowiskowe i efektowne!

500 osób bierze w nich udział, codziennie! Prezentują swoje umiejętności, ciosy, formy, układy. Turyści patrzą i robią miliony zdjęć: ćwiczącym, wschodzącemu sztucznemu księżycowi.

- Sztucznemu?

- Złotemu i ogromnemu jak Giewont. Ale czekajcie - są jeszcze góry i szemrzące strumyki, kozy tam biegają, aktorzy latają w powietrzu. Istny Disneyland.

Udało im się wejść tam, gdzie zwykli turyści nigdy nie dotrą.

Buddyjscy mnisi zaprosili ich na poranną modlitwę i medytację. Wtedy poczuli ducha tego miejsca. Uczyli się sztuki walki. - Bo to nie była wyłącznie egzotyczna wycieczka, ale przede wszystkim próba odpowiedzi,

kim był Bruce Lee i pragnienie poznania klimatu, który go ukształtował. - Na własnym ciele chcieliśmy poczuć jak mu się udawało tak fantastycznie poruszać - mówi Błażej.

- Naprawdę robi wrażenie, gdy się jest na dachu osiemnastopiętrowego budynku, gdzie młodziutki Bruce stoczył sam walkę z gangiem. Poczuliśmy ten klimat - przyznaje Jan Peszek. Pobyt w Shaolin to taki dobry reflektor, który oświetla Bruce\'a. Choć nie poznaliśmy wszystkich technik kung-fu, bo na to musielibyśmy mieć kilkanaście lat.

Treningi trwały cztery godziny dziennie. Przez sześć dni. Ojciec kursu nie zaliczył. W ostatnim dniu poszedł na wagary.

- Już nie miałem siły - przyznaje. - Błażej był aktywniejszy.

Bo oprócz morderczych zajęć musieli każdego dnia pokonać tysiące schodów, które łączą klasztor.

- Rozczarowani?

- Śniadaniami strasznie - krzywią się.

Do misek dostawali porcje kukurydzianej brei. A może to była ryżowa - Kto to wie, oni mają problemy z angielskim -uśmiechają się - Chinki jak w PRL-owskich barach ładowały nam "to" do misek. Wyboru żadnego nie było - mówią Peszkowie.

- Aaa, bo ta hotelowa restauracja była wegetariańska - kwituje Jan Peszek.

Za to restauracje, do których chodzili na obiady i kolacje - istny cud. Węże, żaby (boskie!), szaszłyki ze skorpionów no i żółwie.

- Tego to nie zjadłem, ale Błażej tak. Nie dałem rady, ten żółw wyglądał jak żywy. Nóżki miał i pancerz też. Jak takiego zjeść? - pyta.

Chiny to dla ojca powrót do czasów polskiej komuny. - Bieda, ponury pejzaż. Nie rzuciły nas na kolana - mówi.

- Ale już Hongkong całkiem inny. Gorące, klimatyczne miasto, które żyje nocą - wspominają.

I masaże. Stóp, pleców...

- Skusiliśmy się, bo to chińskie. A to był taki pic na wodę. Wszystko nas po nich bolało!

Peszkowie 10 lat temu zagraliby inaczej

- Inaczej zagralibyście ojca i syna dziesięć lat temu?

Jan Peszek: - Całkiem. Nie byłbym taki spokojny. Choć zawsze przeczuwałem, że Błażej może być aktorem i tak strasznie byłem tym zdenerwowany. Wychodził na scenę, ja obserwowałem. A jak mi się nie podobało, krytykowałem ostrzej niż innych. Nie byłem miły. Teraz wiem, że Błażej jest dobry.

- Lubi Pan go na scenie?

- Jestem ciekaw każdej jego nowej roli. On nie jest efekciarski i zewnętrzny. Nie idzie na łatwiznę i to mi bardzo imponuje. Ale jeśli zagra średnio, mówię mu o tym bez ogródek. - A Pan lubi ojca na scenie?

- Tak.

- Mówi Pan, że coś poszło źle ? - Tak, ale rzadko się to zdarza - śmieje się Błażej. - Ostatni raz - Błażej zwraca się do ojca - powiedziałem ci, że mnie wzruszyłeś.

Błażej jest teraz w tym samym miejscu swojego życia, jak jego ojciec, gdy rozpoczynał oszałamiającą karierę.

- Dostrzegli mnie dopiero po osiemnastu latach grania. I wcale nie byłem wtedy nieszczęśliwy. Dobrze mi się żyło - podkreśla Jan. - A teraz? Teraz mam spokój, ponieważ stoję na bocznicy i nie jestem rozpoznawalny.

- Co Pan opowiada?!

- Młode pokolenie mnie już nie zna - upiera się.

- Może dlatego, że Pan nie zagrał w reklamie?

- No, ale właśnie zagrałem - mówi. - Bank reklamowałem. Nawet nie pamiętam jaki. Stoję w niej taki przecięty na pół. Na szczęście rzadko to puszczali w telewizji - uśmiecha się.

Bruce w Waszym życiu?

Był, ale nie jakimś tam idolem, choć "Wejście smoka" oglądali i to nieraz.

- Ale plakatu na ścianie nie wieszałem - mówi Jan.

- To co Pan wieszał?

- No nic. Ale rozumiem tych, którzy wielbili Bruce\'a. Ja tam zawsze wolałem jednak gimnastykę

Katarzyna Kachel i Anna Górska
Polska Gazeta Krakowska
6 sierpnia 2011
Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...