Wybitność aspiranta Nowaka

Wspomnienie Jerzego Nowaka

Dziś w południe na cmentarzu Rakowickim spoczął Jerzy Nowak, wielki aktor, arcymistrz epizodów. We wrześniu zobaczymy ostatnie kadry, jakie nakręcił dla filmu pod koniec lutego. Miesiąc później zmarł.

Był październik 2011 roku; Jerzy Nowak miał przed sobą 600. spektakl "Ja jestem Żyd z Wesela", niemniej w rozmowie zeszliśmy i na ostatnie role aktora w Teatrze STU: "Sekrety nietoperzy, czyli intymny seans kabaretowy", Tichona w "Biesach" oraz Dyndalskiego w "Zemście". "A masz jakieś kolejne plany?" - zapytałem na koniec. "Żyć i nie chorować. To mój naczelny plan".

Plan ambitnie zamierzony, gdy się skończyło 88 lat. Pokrzyżowały go poważne kłopoty aktora ze zdrowiem w roku minionym, po których jednak powrócił na scenę. Do Singera, Dyndalskiego. Tą właśnie rolą miał w czerwcu uczcić w STU swe 90. urodziny.

Teatr STU był dla tego aktora ważny. To w nim w 1988 roku, na 40-lecie swej pracy, wcielił się w genialnego potwora, w "Wielkiego Fryderyka", w spektaklu, wg Nowaczyńskiego - w adaptacji i reżyserii syna, Jana Nowaka.

***

To miała być niewielka rola, ot dzień na planie, niemniej dla Jerzego Nowaka, który cztery i pół roku spędził w 106. Pułku Piechoty Armii Krajowej, jakże ważna. Pod koniec lutego pojechał zatem do Warszawy, by wziąć udział w filmie Ireneusza Dobrowolskiego "Powstanie 44. Sierpniowe niebo". Po dniu zdjęć podczas kolacji aktor zadławił się na tyle mocno, że doszło do wstrzymania akcji serca. Po kilku dniach w szpitalu wydawało się, że organizm raz jeszcze się obroni... A potem już było tylko gorzej. Do 26 marca. Tak więc podczas zaplanowanej na wrzesień premiery zobaczymy Jerzego Nowaka w ostatniej roli z kilkuset - nieraz niewielkich, bo był arcymistrzem epizodów - zagranych w ciągu 65 lat aktorskiego żywota. Żywota komedianta. Z lubością używał tego słowa.

"To jest zawód tak samo poważny, jak każde rzemiosło. I jako normalny obywatel, korzystający z usług rzemieślników, krawców, szewców, stolarzy, ogromnie je cenię. (...) Natomiast wielkim nieporozumieniem jest traktowanie naszego zawodu jako posłannictwa" - mówił mi przed 12 laty.

We wspomnieniowej "Książce o miłości", napisanej wspólnie z żoną, Marią Andruszkiewicz, wyjawiał wprost: "Aktorstwo to udawanie. Lepsze czy gorsze, ale zawsze udawanie". I wyjaśniał: "Cała trudność tkwi w tym, że udawać trzeba doskonale. Udawać trzeba tak, aby widz uległ złudzeniu, że aktor mówi prawdę". Pisał także: "Niełatwo być rzemieślnikiem. Nie każdy może nim być. Nie każdy potrafi. Rzemiosło wymaga długiej, żmudnej i cierpliwej praktyki. (...) Jestem tylko rzemieślnikiem i aż rzemieślnikiem. I jestem z tego dumny. I boleję nad upadkiem rzemiosła".

Zawodowi oddawał się bez granic. Opowiadał na przykład, jak to grając w "Quo vadis" Kryspusa poznał, co to jest śmierć na krzyżu. W pełnym słońcu, z odkrytą głową, mówił swój monolog, powtarzając scenę kolejne razy. Aż przed bodaj 20. i - jak się okazało - ostatnim dublem, Jerzy Kawalerowicz rzekł: "Słuchaj, bardzo cię proszę, powiedz ten tekst trochę bardziej zmęczony". A dobiegał aktor już osiemdziesiątki.

Do zawodu nie wchodził łatwo. Już na studiach przeżył huśtawkę ocen. I rok skończył summa cum laude (z najwyższą pochwałą), co sprawiło, że został przeniesiony na III, a potem usłyszał od jednego z profesorów: "Panie kolego, pan przecież patrzy do lustra, no co pan może grać, przecież pan widzi, jak pan wygląda...". A inny dokładał: "Przecież pan zna języki, jest pan oczytany, niech pan sobie da spokój...". Niemniej dobrnął do końca, by stanąć przed komisją ZASP-u, która dopuszczała do uprawiania zawodu. Dostał legitymację aspiranta oraz wykaz niedostatków (w zakresie m.in. emisji głosu i dykcji), które w przyszłości miał zweryfikować nowy egzamin. Już do niego nie doszło. I tak pozostał aspirantem, co już z pozycji wybitnego aktora ochoczo podkreślał.

Ważne role też nie przyszły szybko. Jakże lubił opowiadać, jak to grając w latach 50. w katowickim Teatrze im. Wyspiańskiego wreszcie dostał, jak zapewniał go dyr. Władysław Woźnik, rolę. W rzeczywistości była to ledwie kwestia "Towarzyszu Szur, auto zajechało". Dopiero we Fredrowskim "Dożywociu", gdy zachorował Gustaw Holoubek, Nowak, który znów grał ogon, otrzymał szansę - został Łatką. Zagra tę rolę i po niemal pół wieku na scenie Teatru Ludowego, w inscenizacji Grzegorza Wiśniewskiego.

W 1955 roku znalazł się w Starym Teatrze, by dwa lata później dostać od Jerzego Grotowskiego rolę w "Krzesłach" Ionesco. Dwukrotnie zgrał też u Kantora w Teatrze Cricot 2. Ale, generalnie, długo nie miał Jerzy Nowak szczęścia jako aktor. "To się zmieniło wraz z przejściem na emeryturę" - wyznał kiedyś. A gdy dociekałem, jak czuje się aktor, który w późnym wieku doczekał się największego uznania, powiedział: "Na to jest jedna odpowiedź - dobrze. Nic innego nie można odpowiedzieć".

Grał u takich reżyserów jak: Zawistowski, Krzemiński, Zamkow, Swinarski ("Nie-boska komedia", "Sędziowie", "Żegnaj Judaszu"), Jarocki ("Szewcy"), Wajda. Właśnie rolę Pana Młodego w teatralnym "Weselu" Wajdy, z 1963 roku, uznawał za swą najlepszą. Po raz pierwszy zobaczył tę sztukę jako 9-latek, zrealizował ją ojciec, starosta powiatowy, wielki miłośnik sceny, podobnie jak i mama. "Gdy zobaczyłem Wesele, to zrobiło na mnie takie wrażenie, że po scenie Szeli z Dziadem dostałem gorączki. I postanowiłem, że muszę być aktorem, choć nawet mamusi tego nie mówiłem". Kiedy więc po latach Wajda przygotowywał "Wesele", chciał być Szelą albo Stańczykiem. A tu reżyser ogłosił: Pan Młody - Jerzy Nowak. "Pan Młody zawsze kojarzył się z amantem, a mnie daleko było do niego. Dopiero teraz jestem amant" - mówił mi Jerzy Nowak, z właściwym sobie dystansem.

"Średniego wzrostu, szczupły, o twarzy już z natury bardzo charakterystycznej, głosie głębokim, lekko chropawym, o dużej skali i nośności, zaskakującej widza w momentach wybuchu - został przez naturę predestynowany do określonego rodzaju ról" - pisał wiele lat temu Jan Paweł Gawlik w tomie "Twarze teatru". Wiele z tych uwag i komplementów, analizując wybitne role, jak Markot z "Nocy listopadowej" w reżyserii Wajdy powtórzył po latach w "Szkicu do portretu Jerzego Nowaka", a było to po konflikcie obu panów, który sprawił, że aktor opuścił Stary Teatr kierowany właśnie przez Gawlika. Autor tekstu wskazywał i na niewykorzystane możliwości komediowe aktora. Potwierdził je Jerzy Nowak po latach, choćby w "Damach i huzarach" w reżyserii Kazimierza Kutza na scenie Starego Teatru, we wspomnianym już "Wieczorze nietoperzy..." w reżyserii Józefa Opalskiego czy w "Babskim wyborze", przygotowanym też przez Opalskiego wg prozy Kazimierza Przerwy-Tetmajera. Wracał aktor do Tetmajera z radością; "Na Skalnym Podhalu" to, obok Sienkiewiczowskiej Trylogii, jeden z książkowych zachwytów dzieciństwa. Ożywił zatem świat Tetmajera tak wzruszająco i tak arcyzabawnie, że jury Festiwalu Komedii Talia nie miało wątpliwości, komu dać nagrodę.

"Wysoko cenię aktorstwo Jerzego Nowaka, bardzo własne, bardzo szczególne. Jego udział w przedstawieniu wprowadza kolor, który jest nierozerwalnie związany z jego osobowością ludzką i artystyczną. Nie da się go podrobić" - to z kolei opinia Zygmunta Hübnera (dyrektora Starego Teatru w latach 60.).

W wywiadach, skąpo udzielanych, mówił Jerzy Nowak bez ogródek o zawodzie, o psychicznych skrzywieniach, o zawiści, próżności, o łaknieniu braw za wszelką cenę. "...zawsze byśmy chcieli być bardziej doceniani, niż jesteśmy. Nie ma skromnych aktorów". Mówił szczerze i krytycznie o aktorstwie, o współczesnym teatrze. "Brak mi nieraz w nim rzemiosła. I to jest wina szkoły teatralnej. Młodzi aktorzy są przepełnieni filozofią, czy też pseudofilozofią, a rzemiosło upada. Jestem z pokolenia aktorów, którzy stosowali tzw. postaciowanie. A teraz aktor gra siebie - i oglądamy te same miny, te same gesty". W książce wyznawał: "Marzy mi się teatr, w którym Hamlet, Kordian czy Harpagon pojawia się na scenie nie goły, ale ubrany. I to niekoniecznie w dżinsy. (...) Ponadto marzy mi się, że miejscem rozgrywanego dramatu będzie sceneria sugerowana przez autora sztuki, a nie ubogi lazaret czy też pomieszczenie oznaczone dwoma zerami". Mnie kiedyś mówił: "...od teatru bym oczekiwał, by nie naśladował ulicy, rynsztoku, on i tak z brudem życia nie wygra".

Nie lubił "nowoczesnych" reżyserów, ogłupiających widza tandetnymi efektami, epatujących fizjologią. Ale mówił o nich elegancko - nigdy "po nazwisku".

W teatrze cenił tradycję. Podobnie w kuchni - żadnych wynalazków - schabowy to schabowy, a jak śledzie, w śmietanie czy oliwie, to takie, jakie serwowała żona, Marysia. Do których oczywiście należało wypić po kuśtyczku, by następnie zasiąść do pianina lub wziąć do ręki gitarę. Był bowiem Jerzy Nowak typem homo ludens, co to i poker, i wódka, i kobiety. Lubił też opowiadać, jak to jako wykładowca PWST kochał się we wspaniałych swych studentkach Annie Seniuk i Teresie Budzisz.

Od lat kojarzył się z postaciami Żydów. Dwadzieścia lat temu wcielił się w Hirsza Singera w spektaklu, w reżyserii Tadeusza Malaka, "Ja jestem Żyd z Wesela według prozy Romana Brandstaettera, za co dostał Nagrodę Główną XXX Ogólnopolskiego Przeglądu Teatrów Małych Form. Ostatni raz zagrał tę rolę 9 lutego. Była niejako ukoronowaniem wszystkich postaci Żydów (aktor pamiętał ich z dzieciństwa na Kresach), w których przeistaczał się od "Sędziów" Swinarskiego (Jukli) poczynając. Potem był Gregory Salomon w "Cenie" Millera, i film "Sanatorium Pod Klepsydrą" Wojciecha Hasa, Żyd w "Weselu" w reżyserii Mikołaja Grabowskiego, w filmowym "Weselu" Wajdy, i Zucker w "Ziemi obiecanej" tegoż twórcy, i znowu w "Weselu", w "Liście Schindlera" Spielberga, w "Pianiście" Polańskiego... I stary rabin w amerykańskiej produkcji "The Courageous Heart of Irena Sendler", z 2009 roku. Spinał te role aktor przewrotnym dialożkiem: "Czy ten Nowak jest Żyd?" - miał zastanawiać się któryś z kolegów. "Nie, znam jego ojca, to bardzo porządny człowiek".

Anegdotami na swój temat bawił szczodrze. Często wracał do "Zegarów", w których młodziutka Danuta Maksymowicz pokazywała nagie piersi. Po próbie generalnej podszedł do niego teatralny krawiec, Józef Kania: "Juruś, podziwiam cię...". Połechtało to aktora, przekonanego, że tak zagrał. Po chwili prysły złudzenia. "Podziwiam cię... Ja bym nie wytrzymał. Ja bym ją bodnął" - dokończył krawiec Kania. Albo taka opowieść. "Był piękny majowy poranek, aż się chciało wyjść z domu, tym bardziej że była wypłata w teatrze. Na Rynku Głównym uśmiechnięte kwiaciarki powitały mnie słowami: Dzień dobry, Panie Jurku. W Delikatesach przy stoisku z alkoholem olbrzymia kolejka, bo to były dawne czasy, z przyjazną atencją pozwoliła mi dokonać zakupu bez czekania - i tak szczęśliwy dotarłem do Starego Teatru. Staję przed kasą: Ja po wypłatę.... Na co kasjerka: Nazwisko proszę!".

***

"Pogłoski o mojej śmierci są mocno przesadzone - że odwołam się do znanego cytatu z Marka Twaina" - mówił mi Jerzy Nowak, gdy w 2007 roku, w związku z filmem Marcina Koszałki "Istnienie", pojawiły się informacje o nieuleczalnej chorobie aktora i o tym, że to ostatni jego film. "Mam nadzieję, że to zapewni mi długi żywot" - dodawał, nie kryjąc, że na film, i związaną z nim chwilową mistyfikację, zdecydował się dla sławy. Chwilowej. Ceniąc bardzo widzów, nie miał złudzeń, że ich miłość jest płocha. "Miłość do aktora jest tak ulotna jak jego zawód. Zabieramy ją ze sobą do grobu".

Wacław Krupiński
Dziennik Polski
4 kwietnia 2013
Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92
Portrety
Jerzy Nowak
Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...