xxxxxxxx

"Miarka za miarkę" - reż. Oskaras Koršunovas - Teatr Dramatyczny m.st. Warszawy

Sala parlamentarna, vide: piekło. Gorączkowe światło stroboskopów. Po obu stronach sali obrad rozciągają się schody. Jedne z nich prowadzą do zwykłych drzwi, drugie - do drzwi z wznoszącym się nad nimi krzyżem. Na trybunie, tuż obok laski marszałkowskiej, niczym przy rurze w strip klubie, wygina się lubieżnie pani Przewalska. W tle szczęk łańcuchów, zgrzyt zawiasów. To jeszcze doczesność czy już kaźń?

Ten, skądinąd przerażający obraz, nie nosi znamion efekciarskiego szafowania erotyzmem, jaki coraz częściej towarzyszy interpretacjom szekspirowskich uniwersów. W przypadku "Miarki za miarkę" taka ekspozycja świata jest w pełni uzasadniona, jako że obcujemy z bodaj najbardziej klarowną w dorobku stradfordczyka wizją cupido dominandi - zjawiskiem opisanym przez Tacyta, a znaczącego ni mniej, ni więcej, tylko żądzę władzy. Splot cielesnych namiętności z pragnieniem sprawowania absolutnej kontroli jest widoczny na każdym kroku. Obie kategorie wpływają na siebie i wzajemnie warunkują. Warto zwrócić uwagę na sam porządek, jaki usiłuje zaprowadzić Angelo; stryczek na szyje dysydentów smarowany jest lepkimi żądzami, a największym uchybieniem staje się obraza moralności (seksualnej, oczywiście). Retoryka uprawiana przez Angela legitymizuje jego władzę i pozwala na dalsze kontrowersyjne decyzje; wszak przywiązanie do "moralności seksualnej" zazębia porządek polityczny z porządkiem boskim. Dlatego scenograf Gintaras Makarevičius umieszcza nad jednymi z drzwi krucyfiks. To portal, który przekraczają jedynie niektóre postacie - choćby książę w przebraniu, choćby daleka od wyobrażenia uniżonej zakonnicy Izabela. Drugie wejście należy do "bezbożnego" Angela. Szybko wychodzi jednak na jaw, że w świecie Oskarasa Koršunovasa boska instancja zwyczajnie nie ma racji bytu. Wszystkie wyższe porządki są umowne, pisane doraźnie przez ludzi. Służą wyłącznie wytyczeniu granic politycznych szańców.

Warto wyróżnić pracę choreografki Vesty Grabštait. Dużą wagę przywiązuje się do cielesnej ekspresji aktorów, co może dziwić, zwłaszcza w przypadku teatru, który z takim pietyzmem traktuje słowo i wyłuskuje ukryte weń znaczenia (piszę: "może dziwić"; polskim twórcom coraz trudniej zachować balans między tekstem a rozbuchaną fizycznością aktora). Oba narracyjne porządki nie znoszą się, przeciwnie - są względem siebie komplementarne. Światem burdelparlamentu, oddanego pod zwierzchnictwo namiestnika, tylko z pozoru rządzi koślawa retoryka, kształtowana według chwilowego widzimisię. Reprezentacji władzy nie stanowią publicystyczne wstawki (przykładowo, krzyż w rękach krzykaczy traktowany raz jak puklerz, raz jak miecz, a także hasła typu "spieprzaj, dziadu!") - na szczęście nie przeradzające się w tani plakat. Owe wtrącenia włączono w tok akcji z rysem subtelnej drwiny.

Nie, władza manifestuje się najpełniej w fizycznych interakcjach postaci. W cielesnej eksplozji każdy gest ma doniosłe znaczenie - czy to będzie chwycenie za rękę, czy zaciśnięcie jej na gardle, czy popchnięcie partnera do wymuszonego tańca. Niektóre manewry, owszem, można zidentyfikować jako podszyte seksem przekupstwo widza. Relacja Klaudia i Izabeli miejscami sprawia wrażenie kazirodztwa przyfastrygowanego ad hoc; między rodzeństwem prawie dochodzi do pocałunku. Ów gest nie ma jednak jawnie erotycznego zabarwienia. Jest wyłącznie symptomem próby sił, jako że dochodzi do starcia dwóch porządków - bynajmniej nie boskiego i ludzkiego, co miało miejsce w dramacie Szekspira. To konfrontacja "porządków" (czy raczej: interesów) l u d z k i c h. Światem Koršunovasa rządzi partykularność. Taka postawa nie zostaje bynajmniej poddana krytyce. W świecie polityki żądnej ofiar każdy straceniec ma - tylko i aż - siebie.

Właśnie z tego powodu Martynie Kowalik jako Izabeli daleko do kornej nowicjuszki odmalowanej na kartach "Miarki za miarkę". Kobieta od samego początku ujawnia swój autorytatywny charakter. Zresztą Izabela nazbyt szybko zrzuci szkaplerz, ukazując się towarzyszom w skórzanym czarnym płaszczu i wysokich butach, z burzą rozwichrzonych blond włosów. Taka metamorfoza bohaterki pozwala na dosadne wygranie sceny spotkania rodzeństwa w celi. Bóg staje się ledwie laufrem w rozgrywkach [!] Izabeli i Klaudia. Wypowiedziane przez Izabelę słowa: "masz jutro umrzeć, Klaudio...!" nie brzmią jak rzewna konstatacja, lecz świadomie wyartykułowany rozkaz. Dziewczyna broni godności, nie odwołując się przy tym do instancji metafizycznej. Kolejną intrygująco zinterpretowaną postacią jest Marianna w ujęciu Anny Szymańczyk. Teoretycznie Marianna jawi się jako ofiara, choć próżno upatrywać łez wylanych nad swoją niedolą. Daleko jej jednak do pozycji rozgrywającej; Izabela wraz z księciem degradują ją do pionka w prywatnych gierkach. Buduarowa bielizna, wyzierająca zza pół płaszcza poważanej do tej pory kobiety, wygląda zgoła żałośnie.

Główną oś spektaklu stanowią przede wszystkim zmagania dwóch postaci - księcia sportretowanego przez Sławomira Grzymkowskiego, oraz Angela, w którego wcielił się Przemysław Stippa. Aktorzy kreują odmienne oblicza władzy, choć po przyjrzeniu się relacjom z pewnej perspektywy, dochodzi się do wniosku, że pewne akcenty zostały przetasowane. Angela zwykło się postrzegać jako uosobienie terroru czy figurę upojonego władzą adepta. Tymczasem na scenie pojawia się znerwicowany galancik, który propozycję objęcia funkcji namiestnika przyjmuje z histerycznym śmiechem. Niedługo potem pstryka selfie przed wejściem na salę obrad. Angelo tarza się po scenie w konwulsjach, podczas gdy Izabela proponuje przehandlowanie swojego dziewictwa za życie brata. W postaci namiestnika drzemie jakaś trudna do uchwycenia nieśmiałość i rezerwa, objawiająca się w konfrontacji z erotyką i władzą (ergo: dwoma zasadniczymi siłami napędzającymi świat), zupełnie jakby Angelo został przemocą wepchnięty w porządek, którego nie do końca rozumie - choć stara się trzymać fason. Uwieńczenie psychologicznego portretu stanowi odwrócenie słynnej frazy zaczerpniętej z "Fausta". W pewnym momencie Angelo powie: "dobra pragnąc, zło czynię". Właśnie w takich migotliwych znakach tkwi absolutna - choć nieoczywista - wywrotowość interpretacji reżysera.

Postacią makiaweliczną jest tutaj, o dziwo, książę w celnej interpretacji Grzymkowskiego. W głowie pobrzmiewa jeszcze sardoniczny śmiech władcy, gdy prosi brata Piotra o pomoc w transformacji. Brat Ludwik nie przypomina przeto dobrotliwego ojczulka, plotącego nitki w ten sposób, by wszystkim działo się dobrze, do czego przyzwyczaiło nas zwyczajowe odczytanie Szekspira. W spektaklu objawia się raczej ksiądz-intelektualista, na chłodno obserwujący działania obywateli.

"Powrotowi" księcia towarzyszy błysk fleszy. Przemyślny władca bierze w posiadanie wawrzyn zwycięzcy, czyniąc Izabelę swoją żoną. Moment oświadczyn, stanowiący jedną z bardziej problematycznych scen w kontekście literaturoznawczej wykładni, stanowił nie lada problem dla szekspirologów. Milczenie Izabeli było z reguły interpretowane jako pokorna akceptacja uszykowanego znienacka losu. Reżyser gotuje nam jednak niespodziankę. Kobieta usiłuje wyrywać rękę. Książę nie zraża się aktem odmowy, miażdżąc ramię "oblubienicy" w morderczym uścisku.

Dopełnieniem dla scen poświęconych "wielkiej władzy" są sekwencje komediowe z udziałem Janusza R. Nowickiego jako sutenera Pompejusza, Tomasza Budyty jako Piany, czy Agnieszki Warchulskiej, wcielającej się w panią Przewalską. Istnieje jednak medium spajające oba światy tragikomicznym ściegiem. Jest nim Lucjo, zagrany mistrzowsko [!] przez Krzysztofa Szczepaniaka. Szczepaniak buduje swoją rolę na fundamencie cielesnej ekspresji. Jego Lucjo do pewnego czasu jawi się jako trickster, próbujący podważyć ustalony ład świata. Stopniowo łuszczy się jednak licówka kłamstwa, odsłaniając obrzydliwy koniunkturalizm postaci. I, paradoksalnie, obnażenie Lucja porusza, choć prawie niedostrzegalnie, struny odbiorczej empatii.

Efektowny finał zamyka spektakl. Rzekomy przyjazd księcia przeradza się w popłoch. Izabela, piastowana przez niektórych na świętą Pańską, paprze swoje usteczka populistyczną agitką. Inaczej wygrywa swoje show Marianna (choć tylko "wygrywa" i tylko "show"). Po przeciwnych stronach sceny zasiadają pyskaci rajfurzy i wymachująca dewocjonaliami grupa duchownych. Po raz kolejny następuje zmiana oświetlenia; tym razem na ekranie pojawia się słowo "maidenhead". Szekspirowskie dziewictwo czy niewinność funkcjonuje tutaj nie tylko jako kategoria cielesna - jest przede wszystkim stanem umysłu nieskażonego politycznym profilowaniem. Nie ma się jednak co łudzić; owo bagienko zbruka każdego. Dlatego, choć to zbyt oczywiste i oklepane rozwiązanie, na scenę wkracza brygada dzierżąca karabiny. Świat zamiera w stop-klatce; władca i jego małżonka-rebeliantka krzepną w ciemne sylwety, odcinające się od krwistoczerwonego tła. To obraz totalitaryzmu in statu nascendi. Finał widowiska znacznie rozmija się ze spodziewaną wizją powszechnej sprawiedliwości.

Związki teatru Koršunovasa z Polską wyróżniają się politycznym kolorytem. W ubiegłym roku reżyser podjął się realizacji "Naszej klasy" w Teatrze Narodowym w Oslo; spektakl zostanie zaprezentowany w ramach tegorocznych Warszawskich Spotkań Teatralnych. Z kolei poprzednia edycja Spotkań Teatrów Narodowych umożliwiła widzom zapoznanie się z rewelacyjnym "Wygnaniem", opartym na dramacie Mariusa Ivaškevičiusa. "Wygnanie" śmiało można nazwać emigrancką epopeją Litwinów (choć "epopeja" rozgrywa się częściowo w konwencji opery mydlanej). Obecnie mamy okazję konfrontacji z nowym wymiarem teatru politycznego - wiernym tekstowi, lecz mimo wszystko świeżym, świetnie zagranym, inteligentnym. Głupio byłoby z niej nie skorzystać.

Agata Tomasiewicz
Teatr dla Was
9 kwietnia 2016
Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...