Zawsze chciałam być ekspedientką

Rozmowa z Ireną Telesz

Twój syn Piotr powiedział kiedyś, że jesteś jak rekin - umierasz, kiedy nie pływasz. I rzeczywiście trudno się z tobą umówić, bo jesteś zajęta. Czym ty się właściwie zajmujesz?

- Zostałam zaproszona do Mrągowa, gdzie powstaje dziecięcy musical o tematyce kresowej. Agata Dowhań, dawna Alibabka, poprosiła mnie, żebym aktorsko te dzieci ustawiła. Jest to historia pradziadka i prababci, którzy się rozminęli, ale ich potomkowie, już z innych małżeństw, wreszcie się spotykają. Ona jest z Kresów, a on z Mrągowa. Gram oczywiście w teatrze, występuję też w Teatrze przy Stoliku. We wtorek zaprosił mnie Uniwersytet III Wieku. Jestem w radzie programowej olsztyńskiego radia. I niech nikt nie mówi, że w Olsztynie jest pustynia kulturalna. Na wszystkich imprezach nie da się być i nad tym ubolewam. Gdybym miała więcej wolnego czasu, też by go zabrakło, żeby zobaczyć wszystkie wystawy, spotkania i koncerty. Nie nudzę się w moim mieście. A czasami, gdy moje dzieci pracują za dużo, muszę im coś ugotować. Robię to z największą przyjemnością. A, i są jeszcze ludzie, którzy mnie zapraszają do siebie. I działam w klubie soroptymistek.

Jesteś przykładem, że życie nie kończy się po... Właściwie nie kończy się w żadnym momencie.

- Na pewno nie wtedy, kiedy trzeba iść na emeryturę. Nawet w wieku 67 lat, bo to za wcześnie.

Zawsze byłaś takim rekinem? Kiedy się to zaczęło?

- W Tolkmicku, w szkole podstawowej i w Gdańsku, w średniej. Potrafiłam uciec z lekcji do kina Leningrad, bo był ciekawy film. Zresztą było tyle kin, były też empiki, gdzie było mnóstwo odczytów i spotkań z ciekawymi ludźmi. No i był teatrzyk amatorski w gdańskim ratuszu nowomiejskim. Tam występowałam jako nastolatka. W 1958 albo 1959 roku w "Panience z okienka" grałam narratorkę. Nasz spektakl pokazywaliśmy w gdańskiej telewizji na żywo.

A ruda byłaś od urodzenia?

- Ruda, piegowata, nieładna. Z białymi rzęsami i brwiami. Wtedy była modna piosenka "Brzydula i rudzielec". Była o mnie. Chodziłam w chustce, żeby nikt nie widział, że mam rude włosy. Wyobraź sobie, jedyna ruda w całym Tolkmicku. Odmieniec.

Czyli twoje dzieciństwo nie było fajne?

- Okropne. Ale wokół mnie było tyle ciekawych rzeczy. W Tolkmicku obchodziłam wszystkie rzeczki. Podczas roztopów zaglądałam pod znikający lód, gdzie powstawały przepiękne jaskinie i pałace. Nigdy nie wracałam ze szkoły prosto do domu. Musiałam obejrzeć, jak ptaki w sitowiu zakładają gniazda. Była góra z łubinami, na którą trzeba było wejść. Założyłam hodowlę raków, miałam też jeża. Był sklep, gdzie sprzedawała mama koleżanki. A ja zawsze chciałam być ekspedientką.

Ekspedientką?!

- Bardzo! Ta pani pozwalała mi sprzedawać. A gdy przez jakiś czas mieszkaliśmy w Piszu, też nie wracałam od razu do domu, bo tam były stare ruiny. No i koleżanka mieszkała na wsi, wiec szłam do niej. Wracałam do domu o szóstej wieczorem. I tak mi zostało. Ciągnie mnie w świat. Gdy oglądam w telewizji jakieś miasto, natychmiast chcę tam pojechać. Ajak słyszę, że gdzieś jest premiera, to też chcę tam być.

Kim byli twoi rodzice?

- Mama nauczycielką, tata księgowym. Cierpieli, bo trudno wychowywać córkę latawicę.

Kiedy stwierdziłaś, że jednak nie sklep, ale teatr?

- Wiesz, jeszcze przed teatrem byłam przez pięć lat nauczycielką. Niedawno zdałam sobie sprawę, że ja grałam nauczycielkę. Już wtedy byłam aktorką. Chyba nie akceptowałam siebie tej brzydkiej i rudej, więc chciałam być kimś innym, kogo się kocha i lubi. Zawsze chciałam zasłużyć na uznanie mamy. Była wobec mnie krytyczna. Mówiła: - A kto na ciebie będzie patrzył?! Daj spokój. Kto cię poprosi do tańca?! Więc za wszelką cenę chciałam udowodnić, że coś umiem, że coś mogę jednak zrobić.

I jak trafiłaś do teatru?

- Z amatorskiego. Nasz instruktor zaproponował, żebym spróbowała zagrać Kirke w "Odysei". Tydzień przed premierą. Były już dwie aktorki do tej roli, ale reżyserowi nie odpowiadały. Jednak na drugiej generalnej powiedział mi: - Czy ty koniecznie musisz być aktorką? Jest tyle innych pięknych zawodów na "a". Kolega tancerz zabrał mnie wtedy z koleżanką do domu, wyjął wódkę i powiedział, czym jest ta rola. Następnego dnia reżyser mnie przyjął. W teatrze potrzeba mnóstwo pokory. Zresztą ja nie lubię siebie oglądać. W serialu...

Właśnie, zapomniałaś powiedzieć, że grasz w serialu "Nad rozlewiskiem"

- Nasze spektakle teatralne też są nagrywane. Ja mam tylko jedno takie nagranie

w domu. Naprawdę, nie mogę na siebie patrzeć.

To znaczy, że w aktorze jest coś podwójnego: z jednej strony przekonanie o własnym talencie, a z drugiej ogromny krytycyzm.

- Ale na scenie nie występuje Irena Telesz. Występuje postać, którą gram. Irena Telesz się jąka, trudno jest jej sklecić dwa z dania publicznie. Zabranie głosu jest dla mnie trudnością. Nie wiem, jak ja dawałam sobie radę w Solidarności. Byłam przecież przewodniczącą Międzyzakładowego Komitetu i przemawiałam do tłumów. Ale może wtedy też grałam wiceprzewodniczącą?

Gdzie można nauczyć się grania?

- Patrząc na ludzi. Akumulator przez lata ładuje się obserwacjami. Nie można żyć w tunelu, tylko z samym sobą i sobą. A ludzie stają się coraz bardziej egoistyczni. Dlaczego, gdy widzimy, że ktoś biegnie do autobusu, nie staniemy przed drzwiami, żeby ten ktoś mógł dolecieć? Nie jestem w stanie zrozumieć, jak można żyć z myślą, że jestem tylko ja. Jak można nie dawać nic innym?

A to się opłaca?

- Ja daję z egoizmu, żeby mi było lepiej, lubię być taka dobra. A potem Pan Bóg, jak poprosisz, to ci daje.

Tak to działa?!

- Oczywiście! Czasami mnie to zaskakuje. Niedawno kupowałam boczek do zrazów. Kawałek z jeden strony byl chudy, z drugiej tłusty. Sprzedawczyni podzieliła go na dwie części, zaproponowała mi tę chudszą. Ciągle coś takiego dostaję.

Ale to drobiazg!

- Nie! Sprzedawczynie mnie lubią. Może wiedzą, że chciałam być ekspedientką? Zresztą kilka lat temu olsztyńska telewizja załatwiła mi możliwość sprzedawania w sklepie mięsnym. Ach, jak ja podawałam tę karkówkę!

Wspomniałaś o dzieciach. Dzisiaj w Polsce dzieci rodzi są o wiele mniej niż kiedyś. Ale kiedyś nie było przecież łatwiej?

- W większości przypadków brak dzieci to wygoda, choć i na pewno troska o finanse

Bo nie ma żartów z bankami.

- No, nie ma, ale zobaczcie, młode kobiety, o ile łatwiej dzisiaj dzieci chować. Ja musiałam wszystkie pieluchy moczyć, gotować, prać i prasować. Nie było ubranek, trzeba było je szyć. Zabawki robiło się z czegoś. Dzieci raz na gwiazdkę dostawały pomarańcze i po jednym bananie. Pralek nie było. Powiedzmy to głośno: nie było pralek automatycznych. A jak już się pojawiły, to bardzo trudno było je dostać. Pamiętam rok 1976. Stałam na przystanku. Podbiegła nasza bufetowa Krysia i zapytała, czy chcę pralkę. W pół godziny musiałam zebrać ileś pieniędzy. Wpadłam w amok. Pożyczył mi Krzysztof Rościszewski i ktoś jeszcze. A kiedy w końcu pralka stanęła w naszym domu, siedliśmy wszyscy, Stefan i chłopcy, i patrzyliśmy: - O, ruszyła! Stoi? Nie, znowu ruszyła! Patrz, to są twoje spodnie, a tu twoja koszula! Pierwsze dżinsy dostałam, gdy miałam chyba 40 lat. A jak oglądałam czasem mecze piłki nożnej, widziałam na bandach stadionów reklamy "Snickers". Zastanawiałam się, co to jest i sądziłam, że skoro tak to reklamują, "Snickers" musi być czymś niezwykłym. I przyszedł kapitalizm i snickersy są na każdym rogu. Odebrali mi przyjemność!

Mimo tych niedogności, braków, nie mówiąc o sytuacji politycznej, ludzie mieli coś, o co dzisiaj trudno. Spotykali się.

- No tak, po spektaklu szliśmy do DŚT (Domu Środowisk twórczych, gdzie była restauracja), a teraz każdy pędzi do domu albo do innych obowiązków. (O, przypomniało mi się, że jeszcze radną wojewódzką jestem!) Wtedy nie było ołtarza, jakim dzisiaj jest telewizor i przy którym je się obiady. Choć myśmy byli aktorami i rzadko jedliśmy z dziećmi śniadania i kolacje.

To kto zajmował się dziećmi?

- Gdy mieszkaliśmy w Grudziądzu, była niania. Ale w Olsztynie, gdy Piotr miał 8 lat, a Paweł 6, powiedzieli, że żadnej obcej baby wdomu nie chcą i poradzą sobie sami. Pamiętam pierwsze ziemniaki, które ugotowali. Były nieposolone i prawie spalone, ale były to najsmaczniejsze ziemniaki w moim życiu.

O czym dzisiaj, w czasach dostępności wszelkich dóbr, możnajeszcze marzyć?

- O tym, żeby poznawać nowych, ciekawych ludzi, nowe potrawy i oglądać Pragę, przynajmniej raz w roku.

Dlaczego Pragę?

- Nie wiem. To miasto mnie kocha, ja kocham to miasto.

Ile razy tam byłaś?

- Tak po 5 godzin to chyba ze trzydzieści. I kilka razy po kilka dni. A jak zarobiłam w serialu, to zawiozłam chłopców, czyli wnuki. Byliśmy trzy dni. W Pradze ciągle widzisz coś innego. W podwórku jest próba koncertu Mozarta. Mury do ciebie mówią. To jest magiczne miasto. Trochę takiej aury ma też Kraków. Kiedy jadę gdzieś z wnukami, to podróżujemy z rozmachem. W Krakowie jemy obiad u Wierzynka, w Sopocie jest Grand Hotel.

Żeby wspominali: - Jak byliśmy z babcią w Sopocie...

- Otóż to! Wnuk Adaś ma hopla na punkcie Titanica. I gdy usłyszałam, że jest ciekawa wystawa na ten temat w Szczecinie, wsiedliśmy do pociągu. Nie powiedziałam mu, po co naprawdę tam jedziemy. Był to czas, kiedy kwitły akacje. Adaś nie wiedział, jak te drzewa się nazywają. Powiedziałam mu. I ja już wiem, że kiedyś, jak już mnie na świecie nie będzie, a Adaś zobaczy kwitnącą akację, to przypomni sobie, jak jechaliśmy oglądać Titanica i babcia pokazała mu akację. A kiedyś, gdy Adaś miał cztery lata, chciałam pokazać mu pociąg, bo on znał tylko samochód. Wsiedliśmy do pociągu naprawdę byle jakiego. Wpadliśmy do przedziału i zapytałam siedzącą tam kobietę, dokąd on jedzie. Była bardzo zdziwiona, że my tego nie wiemy. Ale kierownik pociągu nas zrozumiał. Pokazał Adasiowi mapę, sprzedał nam bilet, który ostemplował 15 razy, pozwolił Adasiowi założyć czapkę i jeszcze pokazał mu lokomotywę. A potem, gdy wysiedliśmy w Korszach, poszliśmy jeszcze 3 km dalej, żeby Adaś mógł zobaczyć prawdziwy, stary parowóz. Wracaliśmy w ostatnim wagonie. Byliśmy sami i na całe gardło śpiewaliśmy: Wsiąść do pociągu byle jakiego, nie dbać o bagaż, nie dbać o bilet... Patrzeć, jak wszystko zostaje w tyle...

Ewa Mazgal
Gazeta Olsztyńska
18 czerwca 2013
Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92
Notice: Undefined index: banner4 in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/layouts/scripts/layout.phtml on line 121 Notice: Undefined index: banner5 in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/layouts/scripts/layout.phtml on line 124

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia