Złote Głosy

Bogdan Paprocki - sylwetka

Kiedy się słucha Bogdana Paprockiego, można zapomnieć o tych "długich latach, przez które kontaktowaliśmy się z tym znakomitym tenorem" -sylwetkę artysty przypomina Małgorzata Komorowska w Ruchu Muzycznym

Kto i dlaczego nazwał go Kubą, nie wie nawet rodzona córka Grażyna. Ale przez całe jego długie artystyczne życie tak powszechnie go nazywano. Tylko w rodzinie mówiono do niego: Bogdan. A rodzina była liczna - trzynaścioro dzieci (kilkoro zmarło w niemowlęctwie) kierownika szkoły Stanisława i energicznej Jadwigi, małżonków Paprockich. Czas dzieciństwa upłynął w Rejowcu. Po wielu latach jeden z młodszych braci, Janusz, wydał o sławnym Bogdanie wspomnieniową książkę "W pogoni za złotymi dniami wiosny" (Katowice 1996). Przyszły artysta świadectwo maturalne odbierał w gimnazjum im. Staszica w Lublinie, już z życzeniami pięknej kariery śpiewaczej. Trochę wtedy śpiewał: w szkolnym chórze, czasem w kościele. Potrafił ekspresyjnie falować głosem robiąc wrażenie na rozmodlonych kobietach. Potem czarował tenorem w kwartecie rewelersów w Podchorążówce Rezerwy Piechoty w Zamościu. I na tym młodzieńcze zabawy się skończyły. Zmobilizowany, otrzymał przydział do 9. Pułku Piechoty w Chełmie Lubelskim i wraz z wybuchem wojny wymasze-rował na front. W randze podchorążego chronił przeprawy przez most na Bugu w Dorohusku.

Po kapitulacji pracował fizycznie (m.in. w tartaku) i konspirował - w Lublinie, w doborowym towarzystwie sióstr Kamieńskich (poetki Anny i aktorki Krystyny), poety Jerzego Pleśniarowicza i niezłego naonczas pianisty Zygmunta Kałużyńskiego. Wyprawił się do Warszawy, na lekcje do Stefana Beliny-Skupiewskiego. Wrócił do Lublina i w końcu sierpnia 1944 roku ochotniczo wstąpił do wojska. Skierowano go do Centralnego Domu Żołnierza, gdzie formowały się zespoły artystyczne. Z grupą wokalno-instrumentalną dawał przyfrontowe koncerty dla żołnierzy I Armii Wojska Polskiego, a dotarł z nią do Wisły, Odry, Nysy i Bałtyku, W roku 1945 z umundurowanym zespołem wystąpił w Łodzi, gdzie jego solowy śpiew odnotował Jerzy Waldorff, a w 1946 wystąpił na scenie zorganizowanej już Opery Katowickiej z siedzibą w Bytomiu (taka była ówczesna nazwa Opery Śląskiej). Tam usłyszał go dyrygent Jerzy Sillich i zaproponował pracę. Paprocki, zdemobilizowany we wrześniu, angaż podpisał z dniem 1 listopada 1946 roku. Belina-Skupiewski, naonczas dyrektor teatru, sam niegdyś wyśmienity Alfred w "Trafiacie", przygotował z nim tę partię; zapraszał do gabinetu i wcielał się w postać Violetty. 23 listopada Paprocki po raz pierwszy w życiu frazami Verdiego wyznawał miłość patrząc w szafirowe oczy Barbary Kostrzewskiej.

Z perspektywy czasu uważał za szczyt nierozwagi, że na debiut wybrał rolę Alfreda: koronną przecież w repertuarze tenorów lirycznych! Ale szczęśliwy traf zesłał mu w tym dniu wymarzonych partnerów - nie tylko Kostrzewską, ale również Andrzeja Hiolskiego-Germonta. Występ się powiódł. Sillich zaproponował mu więc partię hrabiego Almavivy w "Cyruliku sewilskim". Paprocki ćwiczył trzy miesiące. Mawiał potem: "Brałem lekcje u kilku pedagogów, ale najwięcej nauczył mnie... Rossini". Jontkiem w "Halce" stał się na gościnnych występach Opery Śląskiej w czeskiej Ostrawie w czerwcu 1947 roku. Chętnie, nawet w domu, wyśpiewywał "Oj Halino, oj jedyna", bowiem był już wtedy żonaty, z Haliną właśnie... Niekwestionowany sukces odniósł w tytułowej roli Fausta w operze Gounoda (1947). Najbardziej bodaj przypadła mu do serca postać Rudolfa w "Cyganerii", o wiele mniej - komediowa figura Ernesta w "Don Pasquale" (1948). W kolejnych premierach był Geraldem w "Akme" i Księciem Mantui w "Rigoletto". Belmonta w "Uprowadzeniu z seraju" (1950) i Nemorina w "Napoju miłosnym" (1951) śpiewał u boku Natalii Stokowackiej, lubianej powszechnie Natki o promiennym uśmiechu i takimże sopranie.

Przy okazji występów Opery Śląskiej we Wrocławiu, Krakowie, Łodzi coraz liczniejsza rzesza melomanów poznawała głos Bogdana Paprockiego. Odbył też, jako solista, pierwsze artystyczne podróże do tak zwanych wówczas krajów demokracji ludowej, w tym Moskwy i Pragi. W roku 1952 wziął w Bytomiu udział w premierze "Strasznego dworu"; dla wszystkich, którzy słyszeli go w przedstawieniach tej opery Moniuszki, bądź znają nagrania płytowe, pozostał Stefanem niedoścignionym. Kilka następnych partii z lat pięćdziesiątych wkrótce przysporzyło mu sławy. Przyszedł czas na Warszawę. Dyrekcję Opery objął tam w maju 1957 roku Tadeusz Bursztynowicz, współzałożyciel i organizator Opery Śląskiej. Nowy dyrektor wystawił "Carmen" Bizeta, a we wrześniu nastąpił "desant" filarów Bytomia na stołeczną scenę: Paprocki wystąpił jako Don Jose. Już przedtem Jerzy Macierakowski opisał, iż ów tenor właściwie liryczny, w tej partii tenora bohaterskiego tworzy kreację niezrównaną: "Potrafi kunsztownie władać zachwycającym głosem, stosuje precyzyjne i wysoce artystyczne mezza voce, wywołując tym wspaniały efekt kontrastu z dynamiką fragmentów dramatycznych". Potem Warszawa poznała jego Pinkertona w "Madame Butterfly", a 1 stycznia 1958 roku, w uroczystym spektaklu z okazji stulecia premiery "Halki", zatriumfował w roli Jontka. Po Cavaradossim w "Tosce" pojawił się jako Manrico w premierze "Trubadura" (31 stycznia 1959), gdzie w obsadzie brylował słynny kwartet Opery Śląskiej: przy Paprockim Stokowacka, Krystyna Szczepańska - mezzosopran i Hiolski.

Dowody uznania nie dały na siebie długo czekać. Objechał z koncertami Stany Zjednoczone i Kanadę (1959). Na międzynarodowy konkurs ogłoszony przez włoską RAI przesłano nagranie jego duetu z "Madame Butterfty" dokonane z Aliną Bolechowską; przyniosło to Paprockiemu "medal opery" przyznany w Londynie przez komitet Harriet Cohen International Musie Award (1960). W Warszawie pod batutą Jerzego Semkowa zaśpiewał w premierach "Rigoletta" (1960) i "Andrea Chenier" Giordana (1961); "coraz doskonalszy", "bezkonkurencyjny" entuzjazmował się Waldorff. Z Semkowem nagrał też wtedy płytę z ariami z różnych oper.

Od 1 stycznia 1961 roku był już etatowym solistą stołecznej sceny. Współpraca z Operą Śląską jeszcze trwała, ale przecież artysta wyprowadził się z niej na dobre. Zostawiał za sobą to miejsce, gdzie na jego przedstawieniach na widowni zasiadała cała rodzina, gdzie grywał w futbol w drużynie "Opera Śląska" w meczach rozgrywanych z "Ogniwem" Bytom. Tam nauczył się teatru, warsztatu operowego i, co podkreślał, umiejętności szalenie ważnej: ruchu na scenie zgodnego z frazą muzyczną. Tam dostrzeżono najistotniejsze atuty jego śpiewu: swobodę i naturalność frazowania, bezbłędną muzykalność i wyjątkowy dar romantycznej ekspresji. Zdawał sobie sprawę z własnych ograniczeń: "Za najsłabszą moją stronę uważam aparycję. Powinienem być wyższy. Za najmocniejszą - synchronizację działań muzycznych i scenicznych". Rzeczywiście, w jego operowych postaciach nigdy nie odczuwało się fałszu, sztuczności ani przesady, choć od chwili wejścia na scenę było jasne: to Paprocki. Wacław Panek trafnie go określił "aktorem głosu". Prywatnie nosił eleganckie okulary i wyglądał jak schludny urzędnik. Ale jego twarz łatwo poddawała się charakteryzacji. Na późnych fotografiach w roli starego Abdallo w "Nabucco", doprawdy trudno go rozpoznać: ma turban, zarost, pobrużdżone rysy, przenikliwe oczy.

Pierwszego lipca 1961 roku dyrekcję Opery Warszawskiej objął Bohdan Wodiczko. Podpisał 116 zwolnień - wedle słów Waldorffa była to "rzeź szlachty". Ledwie przecież zaangażowany Paprocki wymówienia nie otrzymał i wziął udział w kilku z najważniejszych premier tego wizjonerskiego okresu. W "Wieczorze" Strawińskiego (10 stycznia 1962) w "Persefonie" śpiewał kapłana Eumolpe, a w "Królu Edypie" - partię tytułową. "Edyp" w inscenizacji Konrada Swinarskiego i scenografii Jana Kosińskiego zapierał dech. Po przedstawieniu na Festiwalu Operowym w Wiesbaden w maju 1964 roku, kurtyna 30 razy (!) unosiła się w górę i Paprocki, wraz z innymi, tyleż razy wychodził się kłaniać. Miał też swój udział w inscenizacji "Syna marnotrawnego" wykonując tytułową partię Azaela, i w "Opowieściach Hoffmanna" (1962) w reżyserii Bronisława Horowicza; popisowo śpiewał partię poety Hoffmanna. Odnalazł się z powodzeniem w dodekafonicznej awangardzie, czyli roli demonicznego Klucznika/Inkwizytora w "Więźniu Dallapiccoli" wyreżyserowanym przez Aleksandra Bardiniego w scenografii Tadeusza Kantora (1963).

W "Strasznym dworze" burzliwie kontestowanym, gdyż wystawionym przez Bardiniego, Wodiczkę i scenografkę Teresę Roszkowską w duchu rossiniowskiej buffy (1963), razem z Bernardem Ładyszem - Zbigniewem upodobnili się do Gucia i Albina ze "Ślubów panieńskich" Fredry.

Inscenizacja ta na inaugurację odbudowanego Teatru Wielkiego (1965) została zmieniona, lecz Paprocki swego Stefana zaśpiewał niezmiennie pięknie, "w arii z kurantem wzniósł się na szczyty lirycznego uczucia" napisał Józef Kański. W ogóle, rzec można, Paprocki otworzył - pomiędzy innymi - nasz wspaniały Teatr Wielki, wystąpił bowiem w galowym, poprzedzającym serię odświętnych przedstawień polskich dzieł, koncercie 19 listopada 1965 roku. Śpiewał również w przeniesionym z gmachu "Romy" na nową ogromną scenę "Don Carlowie" Verdiego, w pamiętnej inscenizacji Czechów - Ladislava Śtrosa i Josefa Svobody, jako Infant Carlos, w doborowej obsadzie, z Hiolskim, Szczepańską, Ładyszem i Markiem Dąbrowskim.

Lata sześćdziesiąte aż do połowy siedemdziesiątych to okres nadzwyczaj intensywnej jego pracy. W tak zwanym żelaznym repertuarze tenorów bywał niezastąpiony. Z partii dotąd niewymienionych dodajmy Leńskiego w "Eugeniuszu Onieginie", z polskich zaś - Kazimierza w "Hrabinie" Moniuszki. Wodiczko ośmielił go do muzyki XX wieku, uczestniczył więc w nagraniach radiowych i płytowych m.in. oper "Uszko" Tadeusza Paciorkiewicza i "Odprawy posłów greckich" Witolda Rudzińskiego. Z dawniejszej muzyki rodzimej zarejestrował wybrane pieśni Chopina i Moniuszki, a nawet, ze "Śpiewów historycznych" Niemcewicza, pieśń Kurpińskiego Stefan Czarniecki. Na koncertach filharmonicznych uczestniczył w wykonaniach dzieł oratoryjnych Bacha (Magnificat), Beethovena (IX Symfonia), Honeggera (Król Dawid). Na scenie, w fascynującym przedstawieniu "Elektry" Straussa (1971), odtwarzał rolę Egista. 25 czerwca 1972 roku, w stulecie śmierci Moniuszki, transmisja radiowa i telewizyjna poniosła w kraj (a pewnie i poza jego granice) Straszny dwór, przedstawienie z Teatru Wielkiego uznawane za dyskusyjne, lecz z obsadą najlepszą bodaj w całym powojennym ćwierćwieczu, w tym oczywiście z Paprockim jako Stefanem. Jego bratem - Zbigniewem był tam Leonard A. Mróz, Hiolski z Ładyszem odtwarzali swe popisowe role Miecznika i Skołuby, Cześnikową zagrała pysznie Krystyna Szostek-Radkowa, a Hannę i Jadwigę, Urszula Trawińska-Moroz i Pola Lipińska.

Po premierze "Halki" z jego Jontkiem (1975) Zdzisław Sierpiński napisał: ,,Kiedy się słucha Bogdana Paprockiego, można zapomnieć o tych "długich latach, przez które kontaktowaliśmy się z tym znakomitym tenorem. Ma Paprocki ostatnio jakiś świetny okres, przypominający najlepsze lata i ta wysoko utrzymywana kondycja cieszy miłośników jego pięknego głosu". Rzeczywiście, jego zachwycający śpiew w podeszłym już wieku zdumiewał. Z okazji siedemdziesiątych urodzin, czterdzieści pięć lat od pierwszego występu w zamojskiej Podchorążówce, odbyło się w Teatrze Wielkim uroczyste przedstawienie "Strasznego dworu" (1989). Partię Stefana najpierw śpiewał inny artysta; dla jubilata przeznaczono akt III, ten z "arią z kurantem". Wyszedł i przykląkł na proscenium, a Robert Satanowski, krytykowany zazwyczaj za nazbyt głośną grę orkiestry, maksymalnie wycofał jej brzmienie, i Paprocki zaczął, jak zawsze z cudowną delikatnością, na długim oddechu "Cisza dokoła, noc jasna". Cały teatr zamarł we wzruszeniu i niedowierzaniu, iż biegnący czas tak troskliwie hołubi skarb tego głosu.

Własnym wewnętrznym zegarem i zapiskami w małym notesiku Paprocki odmierzał ów upływ czasu. Sumował przedstawienia i stąd wiadomo (i ogłaszano), że np. 2 grudnia 1970 roku Stefana w "Strasznym dworze" zaśpiewał w swoim tysiąc pięćsetnym spektaklu, a 9 lutego 1978 roku jako Canio w "Pajacach" wyszedł na scenę po raz dwutysięczny. Wyliczył 47 zagranicznych scen, na jakich występował, m.in. Budapesztu, Sofii, Oslo, Belgradu, Berlina, miasta Meksyk, Lizbony, Madrytu - w większości z zespołem macierzystego Wielkiego. Oczywiście spisywał też wykonywane partie, a wciąż dochodziły nowe, drobniejsze wprawdzie, lecz ciągle, zgodnie z wrażeniem nie tylko Ewy Łętowskiej, "była w nich niekłamana wielkość, i teraźniejszości, i przeszłości". To Edrisi w "Królu Rogerze" Szymanowskiego, wyborny Szujski w "Borysie Godunowie", jadowity w barwie głosu, szepcie i geście (1983), to idealny cesarz Altoum w "Turandot" (1984): we wznowieniu po dwudziestu latach tamtej "Turandot" we wspaniałej wizji Andrzeja Kreutz-Majewskiego i Marka Weiss-Grzesińskiego Paprocki nadal śpiewał Altouma! 23 listopada 1991 roku, dokładnie w rocznicę scenicznego debiutu, zagrał w Teatrze Wielkim Bartłomieja w "Krakowiakach i Góralach" Stefaniego/Bogusławskiego. Do tego przedstawienia Wojciech Młynarski ułożył kuplety i w strofie finałowej cały zespół śpiewał: "Proszę państwa nim ten wieczór zbliży się do nocki, swe czterdziestopięciolecie ma Bogdan Paprocki!".

Brał udział w Turniejach Tenorów organizowanych w Warszawie i Poznaniu przez Sławomira Pietrasa (1994,1995) ukazując młodszym wysoką klasę i kulturę. Nadal wychodził na scenę. We frazie Kapitana w Simone Boccanegra Verdiego (1997) dźwięczał, wciąż nośny, jego głos. W roli Starego Fausta święcił osiemdziesięciolecie urodzin (1999).

W Teatrze mir miał większy niż wszyscy kolejni dyrektorzy. Cenił dobry żart, słynął też z ciętego języka. Lubił grywać tam w bilard. Ekipy techniczne zwały go naczelnikiem. Ale swego świata nie ograniczał do Teatru. Kolejną artystyczną rocznicę (z pobłażaniem traktowano jego słabość do jubileuszy...) urządził sobie - przy pomocy córki - w salach Towarzystwa Polsko-Szwedzkiego i gości zaprosił wedle własnego wyboru. Uwzględnił trzy kręgi: przyjaciół i znajomych od psów, ze sceny i z życia. Wszyscy czuliśmy się zaszczyceni wyborem, psy -acz nieobecne na przyjęciu - również. Dobrych parę lat Paprocki udawał się bowiem z mieszkania w domu artystów operowych (wybudowanym jeszcze wedle planu Arnolda Szyfmana) przy ul. Moliera do Ogrodu Saskiego na spacer z psem i na pogawędki z właścicielami innych czworonogów. Jest taka fotografia: ogromny dog Lesio i obok, drobniejszej postury, jego pan - obaj na tle Teatru Wielkiego, który codziennie mijali. Po Lesiu nastała umiłowana Bronka z rasy gończych posokowców bawarskich, z imieniem wziętym od bohaterki z Janka Żeleńskiego.

Paprocki nie uczył, nie dawał recitali - ani arii, ani pieśni. Występy gościnne na scenach krajowych (Poznań, Wrocław) należały do sporadycznych. Jeździł jedynie chętnie do Opery Śląskiej. Jednej z sąsiadujących z teatralnym foyer sal nadano jego imię. Wokół miał sale imienia dawnych kolegów, z którymi grał na scenie i spędzał wakacje, w Jastarni albo na Mazurach. Występował na jubileuszowych koncertach Opery Śląskiej. Prześcigali się z Hiolskim, który z większym uczuciem zaśpiewa pieśń Galla do wiersza Asnyka Gdybym był młodszy, dziewczyno... Organizowano mu tam także niektóre z jego jubileuszy. Przyjechał do Bytomia na spotkanie z publicznością gdy ukończył lat dziewięćdziesiąt.

Odszedł po nagłej chorobie we wrześniu 2010 roku. Żegnano go w kościele św. Antoniego Padewskiego przy ul. Senatorskiej, gdzie w krużgankach znajdują się epitafia żołnierzy walczących w obronie kraju. W armii doszedł do rangi kapitana; pochowany został na wojskowych Powązkach. Pożegnał go Teatr. Ale dopóki wspominać będziemy jego śpiew - będzie żył.

Małgorzata Komorowska
Ruch Muzyczny
16 lipca 2011
Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92
Portrety
Bogdan Paprocki
Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...