Zrobię film o prawdziwych przygodach Janosika

rozmowa z Agnieszką Holland

Rozmowa z Agnieszką Holland

Spektakle, filmy, konferencje, spotkania. Polska, Europa, Stany Zjednoczone. Jest Pani wciąż w ruchu. PodziwPodziwiam Panią. 

- Szczerze panu powiem: ja też siebie podziwiam. Nie wiem, skąd mam jeszcze w sobie tyle energii. Czasami chcę wyhamować, jestem zmęczona, czuję, że gonię własny ogon. Chciałabym sobie wygospodarować taki sabatyczny rok. Dobrze by mi to zrobiło. Ale nie mam na to czasu, trudno to zaplanować. 

Czym Pani jest tak zajęta? 

- Kończę najdłuższą wojnę kina słowiańskiego, czyli "Janosika". Wspólnie z córką zaczęłyśmy go robić osiem lat temu. Kolejnym moim filmem będzie wojenny obraz "Ukryte", współprodukowany z Kanadyjczykami i Niemcami. Prawdziwa historia Żydówki, która ukrywała się w kanałach we Lwowie. Udało mi się przekonać producentów, żeby bohaterowie mówili w swoich językach, m.in. w jidysz, polskim, ukraińskim, a nie w angielskim, choć miałam nadzieję, że się nie zgodzą i nie będę musiała schodzić do kanałów (śmiech). Mieliśmy go realizować w tym roku, ale zrobimy chyba w przyszłym. Niedawno skończyłam też reżyserować "pilota" do fantastycznego serialu dla telewizji HBO, pt. "Treme", którego bohaterami są muzycy z odbudowywanego po huraganie Nowego Orleanu. Właśnie się dowiedziałam, że HBO chce robić cały serial, zamówiła pierwszy sezon. 

Festiwal Warszawskie Spotkania Teatralne rozpoczął się od spektaklu "Aktorzy prowincjonalni", wyreżyserowanego przez Panią i Annę Smolar dla teatru w Opolu. Przeniosła Pani fabułę swojego filmu sprzed 30 lat na scenę. Co Panią do tego skłoniło? 

- Zdecydował splot pozytywnych rzeczy, bo do teatru jakoś szczególnie mnie nie ciągnie. Dostałam świetny i ogromny zespół aktorski i techniczny oraz warunki z wielkim budynkiem teatru. Cała przestrzeń tam gra. Udało mi też się namówić młodą reżyserkę Annę Smolar do współpracy. Poza tym byłam ciekawa, jak historia sprzed 30 lat się aktualizuje, co znaczy dziś na tzw. prowincji, w teatrze w Opolu. 

I co z tego wyszło? 

- Okazało się, że choć wokół mamy kapitalizm, nic się nie zmieniło. Polskie teatry to instytucje z wielkimi zespołami i budynkami, szalenie kosztowne, czasami żywe, czasami martwe, a najczęściej półmartwe, zależne od kasy państwowej czy samorządowej, w każdym razie władzy, która jaka jest, na ogół wszyscy widzą. Są bezpośrednim przedłużeniem komuny. A ludzie z prowincji mają te same aspiracje, problemy i frustracje. Nie zmieniło się zachowanie "krytyków z Warszawy" na prowincji. Dlatego scena wizyty takiego krytyka w "Aktorach" jest wciąż aktualna. A przecież pisaliśmy ją z Witkiem Zatorskim 30 lat temu na podstawie własnych doświadczeń. Spotkałam takich krytyków, jak robiłam wtedy spektakl w Gorzowie Wielkopolskim, i teraz, w Opolu. Zachowują się, jakby byli parodią samych siebie. Tak więc mogliśmy zaadaptować "Aktorów" do sceny w Opolu w skali jeden do jednego. 

W Warszawie jest inaczej? 

- Identycznie. Większość stołecznych teatrów to też prowincjonalne instytucje. Ale nie mówię, że wszystko jest w nich złe. To z nich przecież wychodzą tacy ciekawi twórcy jak Grzegorz Jarzyna czy Krzysztof Warlikowski. Z drugiej strony w Polsce poza instytucjami powstaje bardzo niewiele interesujących zjawisk, jednym z wyjątków jest teatr Gardzienice. Paradoksalnie więcej poza instytucjami działo się za komuny, teatr studencki był szalenie żywy i twórczy. 

Ale dostrzega Pani jakieś zmiany w teatrze zinstytucjonalizowanym? Choćby pokoleniowe. Wydaje się, że zmienił się język artystycznego wyrazu. 

- Niewiele. Przecież np. Warlikowski jest kontynuatorem Lupy, a Lupa - Jarockiego. Gdzie indziej szukałabym pokoleniowych różnic. Młodzi w odróżnieniu od nas nie umieją działać wspólnie. Dzieje się tak m.in. dlatego, że nie ma dziś dyrektorów teatrów z prawdziwego zdarzenia. ludzi, którzy w jednym zespole umieli połączyć Wajdę, Swinarskiego, Jarockiego i Grzegorzewskiego. Podobny problem mają młodzi filmowcy. To w ogóle problem Polaków - umiemy jednoczyć się wobec zagrożenia, a nie umiemy integrować się wokół jakiegoś pozytywnego celu. Ale mam nadzieję, że to się zmieni. Służyć temu mają działania Polskiej Akademii Filmowej, duże zasługi ma w tej dziedzinie szkoła Andrzeja Wajdy. Jej studenci tworzą już pewien rodzaj pokoleniowej grupy. To mi się bardzo podoba. 

Młodzi twórcy za granicą umieją się integrować? 

Różnie. Udało się stworzyć grupę młodym duńskim filmowcom czy meksykańskim. Takie zespoły są silniejsze, łatwiej robią karierę. 

Widzi Pani zdolnych polskich młodych twórców filmowych, którzy tak jak Pani, Roman Polański czy Andrzej Wajda mogliby zrobić tzw. karierę międzynarodową, być rozpoznawalni na świecie? Wydaje się, że polscy artyści mają z tym problem. 

- Wśród utalentowanych jest Małgosia Szumowska, moja córka Kasia Adamik, Sławek Fabicki czy Bartek Konopka. Zdolnych jest więcej, ale wielu z nich ma pewien problem - dość wątłe tematy, tzn. kręcą się wokół swoich własnych problemów, np. inicjacyjnego dojrzewania i tego, jak przekłada się ono na stosunki z rodzicami. Wydaje mi się, że jeden reżyser napędza drugiego. Kilku zrobi ciekawe filmy na ten temat, a reszta, ci mniej wyraziści, chcą robić podobne. Problem z przebiciem się na Zachód mają jednak nie tylko polscy artyści, ale wszyscy z byłych komunistycznych krajów. 

Czescy reżyserzy są bardziej widoczni. 

- U nas. Oni mówią, że to w Polsce jest super. Czesi, co muszę przyznać, mają jedną rzecz, której nam brakuje - świetną publiczność, która chodzi tłumnie na czeskie filmy. 

Może dlatego, że te filmy są lepsze od polskich? 

- Nie. Wydaje mi się, że naszej publiczności brakuje edukacji. Widz musi nauczyć się, jak odbierać trudniejszy przekaz audiowizualny. Kiedyś uczyła tego telewizja publiczna, dziś proponuje tylko programy w stylu "M jak miłość". 

Z tego między innymi powodu nawołuje Pani do bojkotu TVP i prezesa Piotra Farfała. Wielu artystów pyta, dlaczego dopiero teraz. 

- Bo mamy sytuację szczególną. Środowisko artystów traktuje ją trochę jako nieprzyjemny folklor, a to nie jest folklor. Przez ludzi takich jak pan Farfał świat znów postrzega Polskę jak przed wojną, że to trochę kraj faszystowski. Myślą sobie: "zostawcie im trochę swobody, a to wyjdzie".

Piotr Olechno
Polska Metropolia Warszawska
13 maja 2009
Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...