Zwiedzaliśmy z czytelnikami Teatr im. Osterwy
wycieczka po niedostępnych zakamarkach teatruTo była wycieczka po niedostępnych zakamarkach teatru, ale też po ponad 120 - letniej historii gmachu przy ul. Narutowicza.
Nasza wycieczka, w trakcie której "Gazeta" otworzyła czytelnikom te drzwi Teatru im. Juliusza Osterwy, które zwykle są zamknięte dla zwykłych śmiertelników zaczęła się w recepcji, do której wchodzi się od ul. Peowiaków.
To miejsce jest swoistą granicą między starą, XIX - wieczną częścią teatru, a dobudowanym kilka lat temu nowoczesnym i wygodnym zapleczem.
Na początek czekało nas zadanie pokonania schodów, by dotrzeć na tzw. jaskółkę, najwyższy balkon na widowni, skąd w początkach teatru przedstawienia oglądali najbiedniejsi widzowie. Najpierw jednak zobaczyliśmy tzw. starą salę prób. Pomieszczenie z czarnymi ścianami i sufitem jest tuż pod dachem, dlatego panuje tam teraz bardzo wysoka temperatura. - Aktorzy lubią tą salę. Tu jest prawdziwy nastrój teatru - mówi Małgorzata Gnot, sekretarz literacki teatru.
Na jaskółkę w dzisiejszych czasach nie wchodzi prawie nikt. Czasem zajrzą tam elektrycy, którzy korygują ustawienie zamontowanych tam reflektorów, którymi steruje głównie komputer. Z jaskółki można podziwiać całą widownię i scenę z wysokości ponad sześciu metrów. - Proszę państwa, proszę uważać, by nie wypaść - prosiła nasza przewodniczka.
Dla uczestników wycieczki niezwykłą atrakcją był... bufet. To w teatrze miejsce niedostępne dla kogokolwiek oprócz aktorów. - Tutaj jadają. Szczególnie ci młodzi, którzy nie mają jeszcze rodzin. Potrawy przygotowuje dla nich pani Krysia ukochana przez zespół - opowiadała Małgorzata Gnot.
Na ścianach bufetu wiszą fotografie aktorów lubelskiego teatru z ich dziecięcych czasów. Dlatego panie uczestniczące w wycieczce z zainteresowaniem przyglądały się fotce Szymona Sędrowskiego, obecnego ulubieńca żeńskiej części publiczności. Są też zdjęcia dawnych amantów lubelskiej sceny: Jana Machulskiego i Stanisława Mikulskiego.
Odwiedziliśmy również garderoby aktorów. - Wyremontowane w zeszłym roku. Teraz nareszcie mają dobre warunki - mówił Kazimierz Stępniewski, kierownik techniczny, który o teatrze wie wszystko.
Z ogromnym zainteresowaniem czytelnicy "Gazety" oglądali magazyn, w którym zgromadzone są przeróżne kostiumy. - Z reguły są szyte w teatrze. Jest tu wszystko: mundury, stroje duchownych, królewskie szaty - opowiadała pani Małgorzata, a pan Kazimierz dodawał, że najbardziej uciążliwa jest walka z molami.
- Kiedyś tępiliśmy je rosyjską gazetą "Prawda". Tusz tak śmierdział, że wszystkie mole szlag trafiał - wspominał.
Nie mogliśmy nie odwiedzić też sceny wchodząc na nią przejściem dla aktorów. - Ale wielka, nie wyobrażał sobie, że scena jest tak duża - mówiła jedna z uczestniczek wycieczki.
Za kilka lat Teatr im. Osterwy będzie jeszcze większy. Przez ten czas na jego potrzeby zaadaptowane zostaną pomieszczenia po filharmonii, która kiedyś mieściła się obok teatru.