Życie jak słońce

"Nieobecna" - reż: Grzegorz Mrówczyński - Teatr Praga w Warszawie

Jest wartością bezcenną, największym darem, jaki otrzymujemy od Boga. O tym przekonujemy się najczęściej, gdy jest zagrożone, gdy czasu na jego smakowanie pozostało już niewiele.

Życie. Krótkie słowo, a tyle nieprzebranych treści. Rodzimy się z wolą życia i jesteśmy silnie do niego przywiązani. I choć - dla wierzących - jest ono tylko prologiem do życia wiecznego, to instynktownie trzymamy się, jak tylko możemy, tego naszego ziemskiego bytowania. To, jak nam będzie tam, po drugiej stronie, zależy od tego, jak tu, w tym doczesnym życiu, będziemy się sprawować. "W ogóle nie myślę o przyszłości. Jej już nie ma" - mówi Maria, bohaterka monodramu "Nieobecna", dowiedziawszy się, że jest śmiertelnie chora. 

Nim jednak padną te słowa, najpierw musi dojść do pewnej przemiany postaci. A po drodze pojawią się pytania o sens życia. Te zadawane od zarania ludzkości, wszędzie. W literaturze, sztuce najstarszej i najnowszej. I choć wydawałoby się, że to już temat "ograny", niewnoszący już nic nowego, nic odkrywczego i nie za bardzo poddający się eksperymentowaniu na scenie, to jednak pytanie o sens życia i cierpienia pozostaje niezmienne w swej istocie. Łączy się bowiem immanentnie z drugim pytaniem: jaką rolę, jakie zadanie każdemu z nas indywidualnie Stwórca powierzył, obdarowując nas życiem. Bo przecież każdy z nas w ramach swoich możliwości ma do spełnienia jakąś misję.

Wszystkie te refleksje rodzą się przy okazji premiery spektaklu "Nieobecna" autorstwa Rubi Birden. Pod tym obco brzmiącym pseudonimem ukrywa się młoda polska autorka. Zupełnie niepotrzebnie, bo tekst jest interesujący zarówno tematycznie, jak i konstrukcyjnie. Nic nie szkodzi, że nie jest odkrywczy, że mówi o sprawach dobrze nam znanych: życiu, nieuleczalnej chorobie, śmierci. I mówi o tym w sposób prosty, jasny, komunikatywny. Bez niepotrzebnych zagadek, rebusów, zawijasów gatunkowych czy stylistycznych. Podobnie też i realizacja sceniczna tekstu nie ucieka się do postmodernistycznej estetyki, która, niestety, zawłaszczyła dziś sceny teatralne. Reżyser Grzegorz Mrówczyński poprowadził spektakl w sposób "normalny", nie uciekając się do żadnych udziwnień, które rzekomo mają nadawać przedstawieniu znamiona pewnej tajemniczości. Narracja prowadzona jest linearnie, i tym samym pozostaje niejako w opozycji do obowiązujących dziś sztucznych, specjalnie stosowanych zaburzeń toku akcji. Nie ma tu nic takiego. I dobrze.

Scena nie jest zagracona. W zupełności wystarcza te kilka przedmiotów: podłużny wieszak na garderobę, krzesło i ławka, która raz faktycznie spełnia funkcję przypisaną jej przez producenta, innym zaś razem staje się na przykład aparatem RTG prześwietlającym płuca. Każdy z tych elementów pełni wielorakie funkcje.

Spektakl ma formę monodramu i opowiada historię kobiety, która przeszedłszy na emeryturę, na skutek niespodziewanych doświadczeń dokonuje w swoim życiu przewartościowania. Była mężatką, ale już od jakiegoś czasu żyje samotnie, bo mąż ją zdradzał, a w końcu porzucił dla innej. Wiadomość o jego przedwczesnej śmierci skłania ją do wspomnień na temat wspólnie przeżytych lat w małżeństwie. Męża dobrze nie wspomina; traktował ją przedmiotowo, poniewierał, bił. Teraz może odetchnąć, nie będzie jej już prześladował. Ma syna, ale zapatrzony w ojca przejął jego mentalność, jego system wartości, w którym liczy się pieniądz i używanie życia, matka natomiast mało go obchodzi. I oto w tej szarości życia nagle doświadcza miłości. Pojawia się mężczyzna, który obdarza ją prawdziwym uczuciem. Radość nie trwa długo, bo okazuje się, że Maria jest nieuleczalnie chora. Rak płuc. Nie wyjdzie już z tego.

Skromnymi środkami zbudowany spektakl jest bardzo wymowny zarówno pod względem tematyki, jak i wykonania. Choć oczywiście nie brak tutaj też warsztatowych potknięć. Na przykład początek i część wprowadzająca w akcję - sceny humorystyczne chwilami są niepotrzebnie przerysowywane. Za dużo tam "grania". Natomiast ta poważna część spektaklu, te sceny, gdzie bohaterka odgrywa dramat postaci, poprowadzone są znakomicie. Chwilami wręcz przejmująco. Maria Joanny Cichoń jest w pełni wiarygodna w swoim cierpieniu i niezgodzie na chorobę. Przechodzi metamorfozę. Najpierw mamy do czynienia z bagatelizowaniem choroby i nadzieją na wyleczenie nowotworu. Składanie rozmaitych przyrzeczeń zarówno sobie, jak i Panu Bogu, że odtąd wszystko będzie inaczej, żeby tylko Bóg dał szansę na odzyskanie zdrowia. A gdy okazuje się, że nie ma już ratunku, bo są przerzuty na pozostałe narządy wewnętrzne i na kości, dochodzi do klasycznego buntu: "Dlaczego właśnie ja?". Odtąd Maria musi w krótkim czasie przejść od niezgody na rzeczywistość do zaakceptowania swojej sytuacji.

Joanna Cichoń niezwykle subtelnie rysuje swój stan ducha. Tonacją głosu, twarzą nagle poszarzałą, zmęczoną cierpieniem i strachem, na której malują się jej wewnętrzne przeżycia. Jej psychika, emocje wciąż poddawane są próbie. Tym bardziej że jest w tym bólu osamotniona. Nie może liczyć na prawdziwe współczucie ze strony swojego jedynego syna, bo dla egoistycznego Kuby ważny jest głównie dom, w którym mieszka matka. Ale światełko nadziei jeszcze w niej nie zgasło.

Kiedy pojawia się człowiek, dla którego wciąż jest osobą drogą, twarz Marii nagle się rozjaśnia, choć kobieta przecież zdaje sobie sprawę, że nadchodząca wiosna jest już nie dla niej, nie doczeka jej, "ale - jak mówi - nie boi się". Żyje od zastrzyku do zastrzyku, ale emanuje od niej jakiś dziwny spokój. Zniknęły już roztrzęsienie i strach. W ich miejsce pojawił się należyty dystans do spraw ziemskich; można by się pokusić o stwierdzenie, że Maria wie więcej aniżeli my. "Spoglądam poza świat, poza czas" - mówi. Pewnie ma świadomość, że wkrótce przejdzie tę najważniejszą, ostateczną bramę, która oddzieli ją od doczesności. Ale czy wie już, że istnieje życie tam, po drugiej stronie, za bramą? Myślę, że to czuje. Bo choć w spektaklu nie jest to wyraźnie wypowiedziane, to klimat tych ostatnich scen, jak również rozpogodzona jakimś wewnętrznym światłem twarz Marii pozwalają wysnuć taki wniosek.

Mimo smutku wprowadzonego przez wątek choroby, a w konsekwencji śmierci, nie jest to spektakl przygnębiający, przygniatający pesymizmem. Jest w nim zawarta nadzieja i apoteoza życia. To mądra sztuka z pięknym przesłaniem. Jej pierwotny tytuł brzmiał inaczej: "Nie odwracaj się od słońca". Szkoda, że go zmieniono.

Temida Stankiewicz-Podhorecka
Nasz Dziennik
29 kwietnia 2010
Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...