Aktorskie zamyślenie

Jeszcze nie było spektaklu tak drapieżnie analizującego zawód aktora. Choć miejscem akcji to XVII-wieczny Londyn, przedstawione problemy odnoszą się równie dobrze do współczesnego teatru. Lubuski Teatr w Zielonej Górze dał koszalińskiej publiczności wiele do myślenia

Stare, drewniane belki otulone pajęczynami podtrzymują spróchniałe sklepienie, jęzory świec drżą w migotliwym tańcu w rytm przeszywającej, ponurej muzyki, dym oplata zakapturzone kobiety. Wydają się tak stare, jak pomieszczenie, w którym się znajdują, więcej, zdają się być nieodłączną częścią komnaty niczym mebel, który jest nikomu niepotrzebny, waży jednak zbyt dużo, żeby go wynieść. Czy to chata wiedźm? Niezwyczajna medytacja kobiet i ich wygląd stanowią odpowiedź twierdzącą, lecz po chwili dowiadujemy się, że nie, to nie jest sabat czarownic. To teatr, a dokładniej garderoba aktorek.

Panuje tu ścisła hierarchia. Na szczycie stoi pani Betterton (Elżbieta Donimirska). To ona ma największe doświadczenie sceniczne i wprowadza nowe artystki w tajniki gry aktorskiej, co więcej, właśnie pani Betterton była pierwszą aktorką w historii londyńskiego teatru. Młodziutka pani Marshall (Anna Haba) nie jest tak niewinna, jak sugerowałby jej wygląd aniołka, ma też duże zdolności aktorskie, za to nad scenę przedkłada bale i romanse. Podobna do niej, choć nie tak utalentowana, jest pani Farley (Marta Frąckowiak), córka pastora, która dla przystojnych adoratorów szybko zapomniała o bożym powołaniu. Przybycie nowej aktorki, Nell Gwynn (Karolina Honchera), dziewki z ulicy, odkrywa mechanizmy rządzące zamkniętą dla widzów przestrzenią za kulisami oraz pokazuje prawdziwe twarze artystek.

Zawód aktorki w XVII wieku wywoływał wiele kontrowersji. W wypowiedziach artystek zbyt często pojawiał się wyraz „dziwka”, co świadczy o tym, że one same nie były pewne szlachetności swojej pracy. Młode, urodziwe aktorki tworzyły jednak legendę popularności i elitarności swojego zawodu, a swoją sławę wykorzystywały, zdobywając wpływowych adoratorów. Tylko pani Betterton jest idealistką z powołaniem, dlatego wciąż czeka na rolę swojego życia i z utęsknieniem wspomina pierwsze wyjścia na scenę, kiedy jej gwiazda świeciła najjaśniej. To uosobienie aktorskiej nostalgii za utraconym, idealnym czasem.

Rysy bohaterek ulegają wyostrzeniu w miarę rozwoju akcji. Pani Betterton słyszy głosy obiecujące jej rolę życia. Pani Farley zachodzi w ciążę, błaga więc o pomoc w postaci aborcji, aby nie porzucać sceny. Pani Marshall zostaje wykorzystana przez wpływowego lorda, mści się wykonując obrzęd tortur laleczki voodoo, co później może stać się przyczyną jej wygnania. Nell Gwynn, dzięki dwuznacznej relacji z panią Marshall, staje się gwiazdą zespołu oraz kochanką króla. Teatr przestaje być miejscem gry, on napędza życie.

Spektakl wyreżyserowany przez Roberta Czechowskiego opierał się na klimacie, który wykrzywiał, skądinąd możliwe do przewidzenia, problemy aktorek w taki sposób, że stawały się one uniwersalną opowieścią o uczuciach nam mało znanych. Z wybitną scenografią i kostiumami Elżbiety Terlikowskiej świetnie współgrała muzyka Damiana Neogenna Lindnera.

April De Angelis, autorka „Stworzeń scenicznych”, która jest brytyjską dramatopisarką współczesną, współpracowała też z londyńską trupą aktorską. Czy pisząc ten dramat wykorzystywała swoje wspomnienia z tego miejsca? Zawód aktorski nie zmienił się bardzo od trzystu lat, wciąż budzi kontrowersje i jest rozpięty między powołaniem a swoistą prostytucją. Spektakl analizuje tę sprzeczność, ale najgłośniej wybrzmiewa w nim nuta nostalgii, tak charakterystyczna dla tej profesji. Kluczem do odczytania przedstawienia jest rozwiązanie zagadki, która nurtowała panią Betterton od lat młodzieńczych, czyli „Czemu Lady Macbeth oszalała?”. Odpowiedzią było: „Przez czekanie. Czekanie…”.



Anna Dawid
Dziennik Teatralny Koszalin
15 marca 2012