Archeologiczna komedia dla dorosłych

Bardzo oczekiwana historia miłosno-patriotyczna przyniosła różne konstatacje, w tym opinię, że oto Miniatura przygotowała pogodną, pozahistoryczną komedię dla dorosłych.

Kiedy idzie się do teatru na "sprawdzony" tytuł, czlowiek wkracza na widownię z określonymi oczekiwaniami i wyobrażeniami. Zapowiadani od niemal roku "Krzyżacy" w reżyserii Jakuba Roszkowskiego to miał być hit nad hitami, głównie ze względu na sceniczne przeniesienie powieści w teatrze dla dzieci i jednocześnie teatrze lalkowym. Przygotowania polegały między innymi na podróżach artystów do Malborka, aby zgłębić historyczne napięcia polsko-krzyżackie. Dokumentacja budowania spektaklu pojawiała się w galeriach na portalach społecznościowych, atmosfera wzrastała współmiernie do daty premiery. I oto powstał stuminutowy spektakl (z jedną przerwą) miłosno-przygodowy, z symbolicznym finałem.

Teatr Miniatura od kilku lat proponuje odbiorcom rozrywkę wspartą intelektualnym zapleczem nowinek pedagogicznych, poszukuje rowiązań formalnych i tekstowych, aby tłumaczyć rzeczywistość małym i dużym. Tym razem rolę demiurga spektaklu powierzono Jakubowi Roszkowskiemu, dramaturgowi i reżyserowi, dla którego zasadniczym przesłaniem tej inscenizacji stało się krzewienie pokoju na świecie, co podkreślał w rozmowach przedpremierowych. Historia miłosna oraz rycerska głównych postaci powieści Sienkiewiczowskiej stanowić miały podłoże do rozmyślań o pacyfizmie. Mam jednak wątpliwości, czy udało się ten wynik osiągnąć. Akt pierwszy to niemal linearnie opowiedziana historia głównych postaci, akt drugi, to dokończenie wątku miłosnego i wejście na ścieżkę przypowieści. W pierwszej części spektaklu dobrymi, rozsądnymi, czasem porywczymi są Polacy, a złymi, wyniosłymi, cynicznymi i przebiegłymi Krzyżacy. W akcie drugim taka dychotomia prowadzona jest jeszcze przez jakiś czas, aby nieoczekiwanie przejść w proces zrównania jednych i drugich. Wymowa różni się więc zasadniczo od krzepiąco propagandowych założeń historycznej powieści patriotycznego Sienkiewicza, Noblisty zresztą. Autor, dla którego historia była nie tylko źródłem literackim, pisał ku pokrzepieniu, bo miał także za sobą lata poniżeń i cierpienia, jakiego doświadczał w okresie zaborów. Mając w pamięci wszystkie wydarzenia związane z konfiktami polsko-krzyżackimi (w tym rzeź gdańszczan z 1308 roku, blisko stupięćdziesięcioletnią okupację miasta), nie mógł "spreparować" innego tekstu, jak taki, aby w kolorach czarno-białych przedstawić stosunki między rycerstwem z orłem na chorągwi i rycerstwem wpisanym w znak krzyża. Roszkowski w finale zrównuje jednych z drugimi, jak również wszystkie inne konflikty zbrojne. Daje tym asumpt do dyskusji na temat ludzkich charakterów, ale nie historii, która jest niezwykle pogmatwana i niejednoznacznie moralna w odniesieniu do stosunków polsko-krzyżackich.

Bardzo wątpliwe jest również przedstawienie etosu rycerskiego i cnotliwości panien przez reżysera. Otóż Zbyszko, który u Sienkiewicza posiada zbiór cech różnych, od zapalczywości, porywczości po odwagę, szlachetność oraz wytrwałość, w Miniaturze może być odebrany nawet jako dresiarz, z kijem bejsbolowym, prostymi gestami mało rozgarniętego rozrabiaki, ale najbardziej uderza jego niewierność wobec panien. Spółkuje w jednym czasie z Danusią i Jagienką, a one same też mocno "wyluzowane", szczególnie Jagienka, którą porównać można do Jagny z "Chłopów", co to przecież obarczona była "chcicą".

I przecież w niczym by takie podejście nie przeszkadzało, gdyby nie fakt, że spektakl przeznaczony jest dla dzieci, otwarte na sugestie i symbole, łatwo przyswajające to, co uproszczone. Młodzież, która być może przyjdzie do teatru, aby ominąć żmudne czytanie lektury, nie otrzyma również jasności, której będą wymagać poloniści podczas omawiania powieści. Smaczki i dowcip znajdą natomiast dorośli, którzy znając, chcąc nie chcąc, treści zawarte w "Krzyżakach", mogą serdecznie uśmiać się zarówno z potraktowania głównych bohaterów, ale także znajdą przyjemność w konfrontowaniu szkolnych schematów ze współczesnym poczuciem humoru. Niczym w kabarecie, staną się jak dzieci reagujące na uproszczenia, w tym przypadku Jakuba Roszkowskiego. I jak to w kabarecie, są numery śmieszne i mniej śmieszne (np. makieta dzisiejszej Warszawy). Przyjemna jest muzyka, bo mimo że na klawesynie, to jednak Sandra Szwarc przygotowała zestaw rozpoznawalnych hitów z repertuaru na pewno nieśredniowiecznych autorów (Scotta Joplina, Ennio Morricone czy zespołu Metallica a na deser dyskotekowa "Lambada"). "Krzyżacy", pod pozorem komediowego opakowania, przemycają niecodzienne, nieznane z historycznych przekazów, prawdy o katach i ofiarach.

Brawa należą się całemu zespołowi aktorskiemu Teatru Miniatura. Za każdym razem, gdy występują w takiej liczbie, z ogromną przyjemnością można przypatrywać się ich zgraniu, uważności, życzliwości scenicznej. Ponadto akurat w tym spektaklu dali się poznać jako artyści wszechstronni, z ambicjami grania w spektaklach dramatycznych, wykazali się dużą dynamiką i swobodą w używaniu środków aktorskich. Gdyby za wszelką cenę chcieć wyróżnić kogokolwiek, to na pewno Jadwigę Sankowską jako Księżnę Annę, która zagrała z humorem i lekkością, nadając jej również cechy dumnej i szlachetnej kobiety. Wojciech Stachura jako Zbyszko ujawnił po raz kolejny swe skłonności komediowe, czarując wybranki serca i publiczność. Edyta Janusz-Ehrlich urokliwie sprostała schizofrenicznemu wyzwaniu zmiany osobowości dwóch postaci, w jakie się wcielała.

Widz przemieszczony na okoliczność tego przedstawienia (widownia zmniejszona i podwyższona) ma nieco utrudnione zadanie rozpoznania przestrzeni, w jakiej poruszają sie postaci i ich alter ego, czyli gliniane lalki niewielkich rozmiarów. Ułatwieniem mają być wizualizacje z kilku kamer zamontowanych wokół i na scenie, dodatkowo wybrani aktorzy "z ręki" kamerują akcję sceniczną. Lalki raz po raz stają się większe i można naocznie zbadać ich materialną strukturę glinianą, bo kostiumów im nie dano. Aktorzy przez cały spektakl przyodziani są w granatowe kombinezony, co miało nawiązywać do archeologicznej struktury scenografii zaprojektowanej przez Mirka Kaczmarka. Z wykopalisk ci oni, z wykopalisk...

"Krzyżacy" w Miniaturze to komedia dla dorosłych, którzy pamiętają Sienkiewiczowskie nawoływania powieściowe ku pokrzepieniu serc. Dzięki dekonstrukcji według Jakuba Roszkowskiego można interpretować bohaterów, jak "wyjętych" ze współczesności, ale nie jako archeologów Sienkiewicza, lecz jako grupę zaprzyjażnionych ludzi, którzy dla przyjemności "rozpracowują" historię. W tym kontekście wypada już tylko stwierdzić, że wpisuje się to idealnie w teraźniejsze tendencje i trendy powstawania grup rekonstrukcyjnych czy bractw i odnawiania przeszłych zwyczajów.

"Krzyżacy", wbrew archeologizacji zastosowanej w Teatrze Miniatura, ciągle są w Polsce żywym utworem. Powstała rock-opera, swego czasu zaawansowane były przygotowania do dwóch superprodukcji kinowych (reżyserką jednej miała być Agnieszka Holland). Wreszcie, tydzień po gdańskiej, nastąpiła premiera w Teatrze im. Wilama Horzycy w Toruniu. Całe pokolenia chłopców bawiły się na podwórkach w Krzyżaków, dorośli chłopcy ciągle walczą pod Malborkiem a Gdańsk zapisał ważne karty w historii stosunków polsko-krzyżackich. Spektakl w Teatrze Miniatura jest eksperymentem nie tylko formalno-estetycznym, ale również zaskakującym stosunkiem do historii i polskich mitów. Czy koniecznie trzeba w teatrze lalkowym dla dzieci zmieniać utrwalone przez przekazy historyczne wersje wydarzeń i wzorce moralne? Na to pytanie każdy musi sobie odpowiedzieć sam i to jest kolejny argument, dla którego warto pójść na "Krzyżaków" do Miniatury.



Katarzyna Wysocka
Gazeta Świętojańska
14 kwietnia 2016
Spektakle
Krzyżacy