Bardzo mądre posunięcie

Dlaczego drużyna piłkarska Legii Warszawa jest w Europie pośmiewiskiem, wzbudza kpiny i traktowana jest jak niechciany intruz? Ponieważ na czele całego holdingu Legii stoją ludzie nie mający pojęcia o tym co robią, nie czujący tego co robią i nie znający zasad obowiązujących w środowisku, w którym przyszło im (zupełnie przypadkowo) działać.

Jeden z prezesów jest prymitywnym kibolem, jeszcze do niedawna broniącym stadionowych bandytów jak niepodległości. Drugi, [Maciej Wandzel] w udzielonym wywiadzie dla Gazety Wyborczej, kilka razy podkreślał dyletantyzm „Bogusia". Sam zresztą też przyznał, że na stanowisku włodarza jednego z najsłynniejszych klubów polskich, jest dosyć przypadkowo. Trzeci z udziałowców [Dariusz Mioduski], najbardziej cywilizowany i jako jedyny mający doświadczenie biznesowe naprawdę z najwyższych światowych kręgów, podkreśla we wszystkich wywiadach, że nic z tego nie rozumie i nie wie dlaczego piłkarze grają tak słabo, a bandyci wyprawiają bezkarnie na trybunach, co im się żywnie podoba. I wszyscy wiedzą dlaczego tak się dzieje, oprócz trzech prezesów Legii i kilku redaktorów, cyklicznie przeprowadzających z nimi przymilne wywiady.

Podpowiadam: wszędzie i zawsze ważna jest ciągłość. Szczególnie, gdy mamy do czynienia z bytem już istniejącym i działającym od wielu lat, kluczowa jest praca z młodzieżą, przekazywanie zasad obowiązujących w środowisku, związanych z nim historii / opowieści / legend / ciekawostek / dykteryjek / wskazywanie pozytywnych przykładów, itd., czyli nauka i wychowywanie, oraz budowanie więzi.

Prezesi Legii tego nie rozumieją, bo gdy jeden z nich do niedawna bronił bandytów ze stadionów, pozostali nie protestowali, a teraz chyba po prostu nie chcą zastosować gotowych wzorców z krajów, które skutecznie zwalczyły ten problem. Jest jeszcze gorzej, bo równocześnie prowadzą działania destrukcyjne i odstraszające innych sympatyków, np. nie wpuszczając na trybuny rodziców na mecze juniorskiej drużyny i totalnie ignorując maile wysyłane w tej sprawie do nich. Efekty tych działań widoczne są gołym okiem, a coraz więcej młodych ludzi omija ten klub coraz szerszym łukiem, woląc grać w mniej słynnych i „zasłużonych" klubach, ponieważ wiedzą, że nie mają żadnych szans na granie w drużynie seniorskiej, w przeciwieństwie do zagranicznych nieudaczników i „odpadów", których nikt inny nie chciał.
Skąd się wziął ten sportowy wstęp?

Bo w nim, jak w chemicznie czystym, wypreparowanym eksponacie, widać skutki umocowania nieodpowiednich ludzi, w nieodpowiednim miejscu i efekty zaniedbań pracy z młodzieżą i dobrego rozeznania środowiska. A może być inaczej!

Studenci Akademii Teatralnej w Warszawie, którzy skończyli II rok studiów, a właśnie zaczynają III, mogą się nazywać szczęściarzami. Dostali jeszcze lepszą szansę niż lata temu stworzyli młodym: Andrzej Strzelecki (późniejszy - przez dwie kadencje - Rektor ówczesnej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej) i Janusz Józefowicz, wystawiając dyplomowy spektakl IV roku – „Złe zachowanie" – w profesjonalnym teatrze Ateneum. Podobnie słynna grupa Montownia, istniejąca od 1996 r., ma swoje korzenie jeszcze w czasach studenckich. Jednak w obydwu tych przypadkach członkami tych zespołów byli bądź dyplomanci, bądź już absolwenci uczelni.

A obecni studenci dostali swoją szansę już na II roku studiów. I to wszyscy, cały rok. Jak ją wykorzystają, to już zupełnie inny temat.

Spektakl Princess Ivona jest międzynarodowym projektem edukacyjnym, a zarazem ciekawym eksperymentem. Jego powstanie to efekt współpracy dyr. artystycznego Teatru Syrena (obecnego Rektora Akademii Teatralnej) Wojciecha Malajkata, z Omarem Sangare – twórcą słynnego Solo Festiwal i wykładowcą na Williams College, w Nowym Jorku. Sangare robi w Stanach Zjednoczonych znakomitą dla polskiej kultury robotę, propagując i pokazując tamtejszej publiczności polskie arcydzieła. Princess Ivona była spektaklem dyplomowym studentów Williams College, który następnie został przeniesiony do Theatre Row, w Nowym Jorku i stał się pierwszą profesjonalną, angielskojęzyczną inscenizacją „Iwony, księżniczki Burgunda" na Manhattanie.

W warszawskiej wersji „Princess Ivona", występuje oprócz całego roku studentów, dwójka legend aktorskich: Barbara Wrzesińska i Daniel Olbrychski. I jest to kolejny bonus dla młodego pokolenia. Nie ma lepszej nauki niż wspólne próby czytane i na scenie; podpatrywanie bardziej doświadczonych aktorów, nawet zza kulis; słuchanie tego co mają do powiedzenia i do przekazania; obserwowanie ich podejścia do wykonywanego zawodu, dyscypliny pracy. Wszystko wiedzące teatralne wróble twierdzą, że Olbrychski na próby przychodził punktualnie, jako pierwszy i zawsze przygotowany! Tego nie zastąpią żadne wykłady, czy ćwiczenia w klasach. A tu, proszę: na II roku studiów, wspólny występ w profesjonalnym teatrze, z legendami scen polskich.

Oczywiście, młodzi muszą się jeszcze dużo nauczyć! Ale dostali bardzo rzadko spotykaną szansę i z tego co zaprezentowali w premierowym spektaklu, rokują zupełnie dobrze. Dotyczy to szczególnie męskiej części zespołu, bo właściwie tylko panowie mieli do zagranie role, w których można ocenić ich umiejętności. Panie miały za zadanie głównie „być" na scenie, ale „być" w sposób bardzo efektowny i miły dla oka.
Reżyser (Omar Sangare) chcąc dać szansę zaistnienia wszystkim studentom ustanowił sześć obsad! Tzn. większość ról jest grana naprzemiennie przez kolejne osoby. Ci, którzy grali konkretne role w spektaklu premierowym, zaprezentowali się bardzo poprawnie.

Ciekawskie wróble ćwierkały, że dzięki próbom z takimi aktorami jak Barbara Wrzesińska i Daniel Olbrychski, młodzi w czasie procesu twórczego dostali lekcje nie tylko technik aktorskich, ale również zachowań podczas, jakże często, stresującego procesu twórczego. Rzeczą absolutnie normalną jest to, że rodzą się wtedy niesnaski na najprzeróżniejszym tle. Czasami wybuchają krótkie kłótnie i dłuższe konflikty. I cała mądrość polega na umiejętności rozładowywania ich. Dla młodzieży tego typu lekcje, na początku ich drogi aktorskiej, są bezcenne. Tak jak juniorzy, którzy grają w piłkę już z seniorami, mają przewagę nad swoimi kolegami, tak ta teatralna młodzież ma już doświadczenie niedostępne dla innych. To powinno procentować w przyszłości.

Wydawać by się mogło, że „Iwona...." jest tak często granym spektaklem, że już nic nowego nie można wymyślić. Otóż Sangare zrobił to. Zastosował zaskakujący chwyt dotyczący postaci tytułowej bohaterki. Jest on związany z dyskusją toczoną po obydwu stronach oceanu, dotyczącą tożsamości płci i jej psychicznych aspektów i uwarunkowań. Dlatego tytułową postać Iwony, w jednym spektaklu grają Vova Makovskyi i Petra Mijanovic. Ciekawa koncepcja i zupełnie przyzwoite role młodych ludzi.

Reasumując. Bardzo trafne jest określenie zaczerpnięte z programu, iż jest to międzynarodowy projekt edukacyjny. I tak należy go traktować. Jako: - bardzo mądre posunięcie osób, które go wymyśliły; - szansę jaką dostali młodzi ludzie terminujący na II roku studiów; - wspaniały gest ze strony znakomitych artystów jakimi są Wrzesińska i Olbrychski, którzy zgodzili się zagrać z niedoświadczoną młodzieżą i przekazać im swoje przeogromne doświadczenie.



Krzysztof Stopczyk
http://kulturalnie.waw.pl
10 października 2016
Spektakle
Princess Ivona
Portrety
Omar Sangare