Błazen na Kole Fortuny

Po udanej operowej inauguracji imprezy przyszedł czas na balet oraz kantatę sceniczną. Występ tancerzy i orkiestry z Mannheim nie zachwycił, w przeciwieństwie do monumentalnego i niezwykle plastycznego widowiska Opery Śląskiej w Bytomiu.

Scenografia Radka Dębniaka w niezwykle plastyczny sposób oddała ważny motyw kantaty scenicznej Orffa - Koło Fortuny

W miniony wtorek na scenie Opery Nova zaprezentowali się artyści z Nationaltheater Mannheim. W widowisku zatytułowanym "Per Du II mit Wolfgang, Arnold & Joseph" znalazły się trzy wielkie kompozycje: Koncert klarnetowy A-dur KV 622 Mozarta, sekstet "Verklärte Nacht" Schönberga oraz Symfonia nr 45 fis-moll "Pożegnalna" Haydna. Do każdego z utworów zespół baletu pod kierownictwem Kevina O\'Daya zaprezentował choreografie stworzone przez polsko-kanadyjskiego twórcę Roberta Glumbeka.

Na to przedstawienie wyczekiwałem z niecierpliwością. Nieczęsto bowiem w naszym mieście jest okazja do obcowania z dobrym baletem na żywo, tym bardziej z baletem stworzonym do utworów autonomicznych, i to tej miary "hitów", jakie znalazły się w programie wieczoru. Niestety moje nadzieje na wspaniałe widowisko szybko zostały stłumione przez jeden, ale jakże istotny element: Orkiestrę Nationaltheater Mannheim. Najbardziej rozczarowało wykonanie koncertu Mozarta, który jest perełką wśród dosyć miałkiej klasycznej literatury klarnetowej. Oto utwór tak wdzięczny, liryczny, lekki, a zagrany - szczególnie przez klarnecistę (nie rozumiem powodu owacji dla niego) - zupełnie bez polotu. Frazy tak płaskie i nieżywe, a do tego w orkiestrze zgrzyty zbyt częste, by można było mówić o wpadce. Orkiestra na tyle przeszkadzała percepcji baletu, że nie zapamiętałem zeń nic poza kolorem strojów i, na szczęście niegroźnym, upadkiem chińskiego tancerza Ching-Yi Pinga.

We fragmencie "Verklärte Nacht" choreografia stworzona przez Glumbeka bogata była w detale, grę światła i cienia. Tutaj na szczęście rej wodzili tancerze, choć smyczkowy sekstet (w podwójnej obsadzie, zdaje się) wypadł zdecydowanie lepiej niż orkiestra w całości. To wykonanie pełne było ekspresji. Dałem się porwać tej audiowizualnej sztuce. I tak jak w filmie, miałem czasem wrażenie, że to warstwa wizualna wyznaczała muzykę, a nie odwrotnie.

Ponoć Joseph Haydn przedstawia w "Symfonii Pożegnalnej" czasowość i przemijalność kompozycji. Stąd na scenie razem z tancerzami pojawiło się wahadło zegara. Ci wprawiali je w ruch, przyspieszali go lub zwalniali, kierowali nim lub dawali się kierować. Niestety orkiestra znów pokazała się od złej strony, widać nie radzi sobie z muzycznym klasycyzmem. I ów efekt zamierania, który Haydn chciał osiągnąć przez odejmowanie kolejnych instrumentów w ostatniej części, jeśli w ogóle był, to pozostał nieczytelny, tak w orkiestrze, jak w balecie. Jest taki stereotyp, któremu uległem i tym razem, że warto pójść posłuchać zagranicznej, a szczególnie niemieckiej orkiestry. Owszem, warto pójść, żeby zdobyć doświadczenie, ale nie zawsze, by czerpać z tego przyjemność.

Zupełnie odmienne wrażenia towarzyszą mi po spektaklu czwartkowym. Tego wieczoru wystąpił jeden z najlepszych zespołów - Opera Śląska w Bytomiu. Dość niecodziennie - z towarzyszeniem solistów Wrocławskiego Teatru Pantomimy, drużyną judoków, grupą alpinistów i tancerzy breakdance oraz chórem dziecięcym bytomskiej szkoły muzycznej. Mimo iż "Carmina Burana" Orffa nie są specjalnie ciekawe muzycznie, choć efektowności nie można im odmówić, Ślązacy zrobili z nich wspaniałe widowisko. Oto znakomita orkiestra, świetny chór, bardzo dobrzy aktorzy, mnóstwo starannie dobranych statystów, doskonali soliści, na czele z obdarzoną cudownym sopranem Agnieszką Dondajewską w roli Dziewczyny i Jerzym Mechlińskim wcielającym się w postać Starego Poety, wszystko pod kierownictwem muzycznym Tadeusza Serafina. To wszystko złożyło się na doskonałą realizację Orffowskiej idei teatru totalnego.

Szczególnie podobała mi się wizja Koła Fortuny: wtoczyło się ono na scenę, a wokół niego postaci poruszały się niczym marionetki w rękach Losu. Co rusz któraś chciała się wyrwać, zatrzymać Koło, jakby w szale wejść na nie. Ono obracało się jednak, jak chciało, mimo daremnych wysiłków człowieka. Scena ta była bardzo plastyczna, wymowna i nieco mroczna. Kolejne części przedstawienia pełne były przerysowanego erotyzmu, bardzo frywolne, tak jak teksty, które obrazowały.

Jedynym mankamentem był chór chłopców, który - a to przez stres pewnie - zaśpiewał nieczysto. Ale i to wzbudziło sympatię publiczności. Na końcu spektaklu znów powróciło Koło Fortuny i marionetki. Tym razem jednak jednej osobie udało się na nie wdrapać. Był to błazen. Postawił na Kole swój tron, usiadł na nim i się z nas wszystkich szyderczo zaśmiał

Balet i Orkiestra Nationaltheater Mannheim, "Per Du II mit Wolfgang, Arnold & Joseph", choreografia Kevin O\'Day, Robert Glumbek. 21 kwietnia 2009 r

Opera Śląska w Bytomiu, Carl Orff "Carmina Burana", reż. Robert Skolmowski, kier. muz. Tadeusz Serafin. 23 kwietnia 2009 r.



Piotr Kikta
Gazeta Wyborcza Bydgoszcz
25 kwietnia 2009