Cały ten Pawlak

Największą popularność i uznanie przyniosła mu oczywiście rola Kazimierza Pawlaka w komediowej trylogii Sylwestra Chęcińskiego, gdzie grał w duecie z Władysławem Hańczą. Polki i Polacy go pokochali także jako dozorcę Popiołka w "Domu". On zaś, gdy młodszy syn zginął tragicznie w wypadku, wycofał się z aktorstwa. Od tego czasu już nigdy nie pojawił się na ekranie. Dziś mija 105. rocznica urodzin Wacława Kowalskiego.

Wacław Kowalski urodził się 2 maja 1916 r. w Gżatsku, w ówczesnym Cesarstwie Rosyjskim - od 1968 r. miejscowość nazywa się - na cześć urodzonego w pobliskiej wsi Kłuszyn kosmonauty Jurija Gagarina - Gagarin i leży w obwodzie smoleńskim. W młodym wieku stracił ojca, który był kowalem - kawałek metalu wbił mu się oko. Mimo przebytej operacji, zmarł. Jedna z trzech sióstr, Jadwiga, utonęła w Bugu.

W książce Dariusza Koźlenki "»Sami swoi«. Za kulisami komedii wszech czasów" czytamy: "Od tej pory musi sobie radzić sam. Uczy się grać na gitarze, śpiewa, w Leśnej Podlaskiej kończy seminarium nauczycielskie i rozpoczyna pracę w Instytucie Pedagogiki Specjalnej". Wtedy jeszcze nie myślał, że zostanie aktorem.

Podczas II wojny światowej cała rodzina była ewakuowana przez wojska rosyjskie na wschód. Po wojnie Kowalscy wrócili do Polski i zamieszkali we wsi Gnojno w dzisiejszym województwie lubelskim. Podczas wojny walczył w kampanii wrześniowej. Był także partyzantem, którego na muszkę wzięło NKWD.

- Na podwórko wpadł Niemiec na spienionym koniu i zażądał mydła. Gdy się umył, podjechał samochód i go zabrał. Koń został, lecz nie na długo. Podczas bombardowania zwierzę znikło. Zaraz po tym przez wieś przeszli żołnierze Armii Czerwonej. Gdy wreszcie nastała cisza, wziąłem mamę na rower i ruszyliśmy w stronę Białej Podlaskiej. To, co zobaczyliśmy na trasie, było wstrząsające. Wszędzie leżało mnóstwo zwłok. Poznaliśmy prawdziwy koszmar wojny - mówił w rozmowie ze "Słowem Polskim".

Po wojnie studiował w łódzkim Konserwatorium Muzycznym - chciał być śpiewakiem operowym; był - jak czytamy we wspomnieniach - utalentowanym barytonem. Zgłosił się jako statysta do Teatru Wojska Polskiego - chciał sobie dorobić. Tam Leon Schiller dał mu rolę, od której zaczęła się kariera aktorska Kowalskiego. W roku 1951 r. zdał eksternistycznie egzamin aktorski.

Kariera sceniczna Wacława Kowalskiego to występy w teatrach w Łodzi i Warszawie. Od 1946 do 1955 r. grał w łódzkim Teatrze Nowym, m.in. w spektaklach reżyserowanych przez Kazimierza Dejmka i Janusza Warmińskiego. Następnie związał się ze scenami stołecznymi i od 1955 do 1981 r. występował kolejno w teatrach: Młodej Warszawy, Klasycznym, Polskim i Na Woli.

W filmie debiutował w roku 1946 małą rolą w pierwszym powojennym filmie polskim "Zakazane piosenki" Leonarda Buczkowskiego jako śpiewak z gitarą. Siedem lat później zagrał murarza Stefana w pierwszym polskim filmie kolorowym - "Przygoda na Mariensztacie" także w reżyserii Buczkowskiego. W 1953 r. na planie "Żołnierza zwycięstwa" poznał Władysława Hańczę, czyli przyszłego Kargula.

Od lat 50. stale był związany z kinem. Wystąpił m.in. w filmach: "Ziemia" Jerzego Zarzyckiego, "Ewa chce spać" Tadeusza Chmielewskiego, "Pętla" Wojciecha Jerzego Hasa, "Kalosze szczęścia" Antoniego Bohdziewicza, "Wolne miasto" Stanisława Różewicza, "Drugi człowiek" Konrada Nałęckiego, "Ogniomistrz Kaleń" Ewy i Czesława Petelskich, "Klub kawalerów" Zarzyckiego, "O dwóch takich, co ukradli księżyc" Jana Batorego, "Gdzie jest generał..." Chmielewskiego czy "Rękopis znaleziony w Saragossie" Hasa.

W roku 1967 Kowalski zagrał w komedii Sylwestra Chęcińskiego "Sami swoi", gdzie wcielił się w postać Kazimierza Pawlaka - zabużanina spierającego się o miedzę z Kargulami. Była to najsłynniejsza rola Kowalskiego - zagrał również w dwóch kolejnych filmach o losach Pawlaków i Kargulów: "Nie ma mocnych" (1974) i "Kochaj albo rzuć" (1977). - Pawlak i Kargul urodzili się w Polskim Radiu jako słuchowisko radiowe pt. "I było święto" i dopiero potem została stworzona wersja filmowa i te postacie są całkowicie wyimaginowane - mówił o filmie Andrzej Mularczyk, scenarzysta "Samych...".

40 lat po premierze film "Sami swoi" znalazł się w grupie filmów walczących o nagrodę Złotej Kaczki dla najlepszej polskiej komedii stulecia. Wygrała "Seksmisja" Juliusza Machulskiego. Co ciekawe, Kowalski nie był pierwszy wyborem reżysera - ten myślał o zaangażowaniu Jacka Woszczerowicza, ale aktor nie mógł podjąć się zadania ze względów zdrowotnych.

"Potrzebowałem choleryka, kogoś na tyle pobudliwego, że staje się niekontrolowanie szczery (...) Wacław Kowalski występował w mojej "Agnieszce 46" i miałem z nim kłopot, bo rozśmieszał mnie w sytuacjach dla filmu dramatycznych. Zdecydowałem się więc na niego i można powiedzieć, że Wacław Kowalski urodził się po to, żeby zagrać Pawlaka. Po tym filmie stał się znany. Nie otrzymał za tę rolę jednak żadnej nagrody filmowej. Jedyne honory, jakie nań spłynęły pochodziły od widzów" – wspominał później Chęciński. - Jestem przekonany, że nikt, w całej Polsce nie zagrałby tak Pawlaka, jak on.

Kowalski był wówczas mistrzem drugiego planu. Gdy Mularczyk dowiedział się, że to ona zagra Pawlaka, miał powiedzieć do swojej żony: "Zapomnij o tym scenariuszu, zapomnij, że go w ogóle napisałem. Zapomnij o tym filmie. To klapa. Koniec, kropka". Chęciński zaś od początku wierzył w aktora - w wywiadach podkreślał, że "Kowalski dostał od Pana Boga polecenie, żeby tu, na ziemi, zagrał Pawlaka. I on, Kowalski, tę misję wypełnił".

"Sąd sądem, a sprawiedliwość musi być po naszej stronie", "Wszystko, co po tamtej stronie płota, to twój wróg. - Kot też? - Też!"; "Ja też wybieram się do Ameryki. - Co, co powiedział? Oo! Kolumb się znalazł. - Jadę do Ameryki! - Chyba na swojej furmance"; "Ty taki gapowaty, że cię tylko w telewizji pokazywać"; "Człowiek to nie koń. - Aaa mądrego to i przyjemnie posłuchać. Na koniu polegać można, a na człowieku... się tylko potknąć" - to niektóre cytaty z trylogii Chęcińskiego.

Jerzy Peltz na łamach magazynu "Film" pisał w 1967 r. o "Samych swoich": "Komizm filmu wynika z umiejętnego połączenia trzech elementów: sarmackiej komedii obyczajowej, usytuowania jej w określonych warunkach historycznych i okraszenia tego wszystkiego charakterystyczną kresową gwarą, która - przynajmniej dla uszu współczesnego pokolenia - ma w sobie niejakie akcenty humorystyczne".

Inaczej było z Władysławem Hańczą. - Na planie wszyscy traktowali go jak arystokratę. Nie miał jednak tej dynamiki i ruchów, które ujawnił Kowalski. Jego przewaga polegała też na tym, że pięknie mówił zaśpiewem. Z wdziękiem płynęła z niego cała prawda. Hańcza dukał, bo usiłował mu dorównać. Nie był w tym zbyt mocny. Był świetnym aktorem, ale strasznie go to irytowało - wspominał Chęciński w 2014 r. dla radiowej Jedynki.

- Kompletnie sobie z tym nie radził, nie potrafił mówić po kresowemu. I otwierał usta ze zdumienia, słysząc jak bez problemu radzi sobie z tym mało wówczas znany, ale rewelacyjny Wacław Kowalski. A propos, pierwotnie rolę Pawlaka miał zagrać zupełnie inny aktor i chyba dobrze, że się tak nie stało - komentował dla portalu Gazetalubuska.pl.

- Hańcza był dystyngowanym facetem, człowiekiem dbającym o maniery, o nieskazitelną elegancję. Starszy pan z kolorowymi fularami. U Wacka [Kowalskiego - przyp. red.] wszystko było na wierzchu, cała spontaniczność, emocje - mówił Chęciński. Problem miał Hańcza z kresowym zaśpiewem właśnie - nie wychodził mu. Reżyser - korzystając z nieobecności aktora pod koniec zdjęć - zatrudnił Bolesława Płocińskiego, by podłożył głos pod Kargula. Przy "Nie ma mocnych" Hańcza postawił warunek: Kargul ma mówić jego głosem.

Wacław Kowalski zaś "parł do przodu jak czołg. Rzucał pomysłami, wymyślał dialogi, prosił o kolejne duble. Kłócił się z Chęcińskim, a potem go przepraszał. Żył każdą sceną, spalał się, ale z każdym kolejnym klapsem rósł jako aktor" - czytamy u Koźlenki. Chęciński zresztą wymyślał co rusz to nowe cechy Pawlaka - a to specyficzny chód, a to - śmiech.

Kowalski stał się gwiazdą, w samym 1971 r. premierę miało 11 filmów z jego udziałem. Pojawił się także w serialach, m.in. takich jak "Przygody psa Cywila", "Czterdziestolatek", "07 zgłoś się". "Jego talent, wrodzona »vis comica« i znakomicie zagrana rola Pawlaka, kresowego chłopa osiadłego na ziemiach odzyskanych, bawią do łez i zachwyca kolejne pokolenie widzów" - wspominał go Witold Sadowy na łamach "Gazety Wyborczej – Stołecznej" w 2005 r.

W sukces i popularność nie mógł uwierzyć. "Wszędzie gdzie się pojawił, otaczały go tłumy. Miał wtedy 51 lat. Otworzyły się przed nim ogromne horyzonty. Film obejrzała rekordowa liczba widzów. Sukces był tak wielki, że publiczność wręcz żądała kontynuacji losów Pawlaka" - pisał Sadowy.

Kolejną niezapomnianą rolą Kowalskiego była postać Ryszarda Popiołka, dozorcy domu przy ulicy Złotej - ze swoim pamiętnym powiedzeniem "Koniec świata!" - w serialu telewizyjnym "Dom" Jana Łomnickiego. Aktor zagrał też m.in. w komedii Tadeusza Chmielewskiego "Nie lubię poniedziałku" i w serialu "Janosik" Jerzego Passendorfera (jako góral Bruzda). - Wykorzystywaliśmy to, co on ze sobą niósł: jakąś jego zawziętość, i jego ciepło; jego serce, i zarazem jakieś takie charakterystyczne dla niego wścieklizny - wspominał Mularczyk.

Przez 47 lat - aż do swojej śmierci - był żonaty ze Stanisławą z domu Osikowską. Małżeństwo miało dwóch synów: Jana i Macieja. - W życiu codziennym nie był taki wesolutki jak w filmach. Pamiętam go jako ojca surowego, wymagającego porządku i utrzymującego z synem dystans - mówił syna aktora.

Gdy młodszy z nich, wówczas 26-letni student medycyny, zginął tragicznie w wypadku samochodowym w 1982 r., Kowalski bardzo to przeżył i wycofał się z aktorstwa, w tym z roli w serialu "Dom". Od tego czasu aktor już nigdy nie pojawił się na ekranie, zmagał się z głęboką depresją. Gdy twórcy odwiedzili go, chcąc namówić do powrotu na ekrany, zobaczyli odwrócony do ściany telewizor. - Pojechaliśmy z Jerzym Janickim, by zachęcić go do grania i wyrwać z depresji - mówił Mularczyk, scenarzysta serialu. - To mnie już nie interesuje - powiedział im Kowalski.

Ostatnie lata życia spędził w swoim domu w Brwinowie pod Warszawą - to stamtąd codziennie dojeżdżał do Warszawy do pracy, w przedziałach Warszawskiej Kolei Dojazdowej uczył się ról. - Potrafił się wyłączyć i chłonął poszczególne kwestie. Gdy miał wątpliwości co do ich zagrania, odwoływał się do opinii mamy, która była surową recenzentką - wspominał po latach jego syn, Jan.

"Do końca pozostał człowiekiem skromnym. Mieszkał wraz z żoną i dwoma synami w Brwinowie pod Warszawą. Kochał swój zawód, swoją pracę i rodzinę. Z nią czuł się najlepiej. Nie miał samochodu, a do Warszawy dojeżdżał pociągiem. W chwilach wolnych uprawiał ogród i zajmował się pszczelarstwem. Cieszyła go popularność, ale też męczyła. Utożsamiano go z Pawlakiem" - pisał o Kowalskim Sadowy.

- Tata czasami zgłaszał bóle w okolicy mostka, ale mimo 74 lat był zdrowy. Lubił pracować w domu i w ogródku, hodował pszczoły i robił zakupy. Gdy 27 października 1990 roku wpadłem przypadkowo do rodziców, by dowiedzieć się, co u nich słychać, tata drzemał. Wychodząc, spojrzałem na niego przez uchylone drzwi i coś moim lekarskim oczom zaczęło nie pasować. Podszedłem do niego, poruszyłem. Zobaczyłem, że ciężko oddycha i jest nieprzytomny - mówił jego syn.

Wacław Kowalski zmarł nagle w wyniku udaru mózgu 27 października 1990 r. Stanisława zmarła w 2004 r.



(-) (-)
Onet.Kultura
4 maja 2021
Portrety
Wacław Kowalski