Ćwiczenia z winy

Świetny tekst, doskonała gra aktorska, ciekawa, oszczędna reżyseria i poważne pytania o historię, prawdę i winę - "Kamień" współczesnego niemieckiego dramatopisarza Mariusa von Mayenburga w reżyserii Adama Nalepy to najlepsza premiera Wybrzeża od wielu miesięcy

"Kamień" jest historią niezwykle trudną do streszczenia i wyjątkowo niejednoznaczną. Akcja tego precyzyjnie napisanego dramatu toczy się w czterech warstwach czasowych: w roku 1935 (przed wybuchem II wojny światowej), w 1953 (okres podziału na Niemcy Wschodnie i Zachodnie), w 1978 oraz 1993 (zaraz po zjednoczeniu Niemiec). Cała fabuła osnuta jest wokół domu, w którym mieszkają trzy pokolenia kobiet.

Adam Nalepa - podobnie jak w pierwszym akcie swojego "Blaszanego bębenka" - używa w "Kamieniu" bardzo oszczędnych, starannie przemyślanych środków teatralnych. Cała scenografia to fortepian, taboret, cztery krzesła. Spektakl zaczyna się nie jak gotowe przedstawienie, ale wczesna próba sceniczna. Aktorki pojawiają się na sali (pozornie) rozluźnione, zagadują widzów, mają przy sobie butelki z wodą mineralną i wydruki scenariusza. W przerwach pomiędzy scenami rozmawiają ze sobą, żartują, poprawiają makijaż. Na początku ich gra jest niezwykle oszczędna, ograniczają się praktycznie do recytacji tekstu. Jednak z czasem relacje pomiędzy nimi stają się coraz wyraźniejsze, z tej ascetycznej formy wyłaniają się silne emocje. Reżyser prowadzi przedstawienie w precyzyjny, analityczny sposób, nie popada - co przy tak skonstruowanym tekście mogłoby się stać - w melodramatyzm. Pomimo środków, które powinny budować dystans, historia wciąga widza coraz mocniej, coraz bardziej przyśpiesza, aż do efektownego, mocnego finału.

Reżyser obsadził w swoim spektaklu same kobiety (jedyna rola męska czytana jest z kartki), aktorki, które w większości nie grały ostatnio zbyt dużo: Alinę Lipnicką, Marzenę Nieczuję-Urbańską, Magdę Boć, Justynę Bartoszewicz i Wandę Skorny. Chyba jeszcze nigdy nie widziałem tak perfekcyjnie przygotowanych i maksymalnie skupionych aktorek Wybrzeża. Najjaśniej jednak błyszczy Justyna Bartoszewicz. Ta młoda aktorka miała dotąd sporego pecha - albo była obsadzana w większych rolach w słabych spektaklach (choćby w "Darze z nieba" czy "Lorretcie"), albo "załapywała" się na zastępstwa ("Posprzątane", "Zwyczajne szaleństwa"). W "Kamieniu" świetnie sobie radzi z potrójną rolą (w różnych warstwach czasowych gra babkę, córkę i wnuczkę), sprawnie wczuwa się w psychikę postaci, gra niezwykle przekonywająco, pewnie i efektownie, przez ani jeden moment nie szarżując.

"Kamień" Nalepy to precyzyjna układanka, po rozszyfrowaniu której odsłania się przed widzami wstydliwa tajemnica rodzinna sprzed wojny. Jednak prosta rekonstrukcja poszatkowanej fabuły absolutnie nie wyczerpuje sensów spektaklu. Jest to przede wszystkim historia o życiu w fałszu. Jednak pojawiają się w przedstawieniu także pytania (zwykle bez jednoznacznych odpowiedzi) o sens takich pojęć jak dom rodzinny czy pamięć zbiorowa. Reżyser zastanawia się także, czy wina jednej osoby może spaść na całą rodzinę, trwać przez pokolenia. Jednocześnie, obok tych wielkich tematów, "Kamień" jest subtelną, pełną niuansów opowieścią psychologiczną. To spektakl kameralny, daleki od efekciarstwa, oszczędny, precyzyjnie stopniujący mocne chwyty, który pozostaje w pamięci długo po wyjściu z teatru. Zdecydowanie najlepsza realizacja Wybrzeża od wielu miesięcy.



Mirosław Baran
Gazeta Wyborcza Trójmiasto
7 września 2009
Spektakle
Kamień
Portrety
Adam Nalepa