Człowieczeństwo - brak

Wydawałoby się, że spektakl "Leni Riefenstahl. Epizody niepamięci", przygotowany przez Ewelinę Marciniak, zagarnie tego wieczoru całą śląską publiczność, jednakże sala Teatru Zagłębia wypełniła się po brzegi widownią czekającą na premierę "Cesarza" w reżyserii Anety Głuch-Klucznik. Z pozoru prosty, klarowny kompozycyjnie i przejrzysty spektakl, który na drugim planie kryje w sobie warstwę uniwersalnych i aktualnych problemów. Ale po kolei.

Bazę do stworzenia spektaklu stanowi reportaż-powieść Ryszarda Kapuścińskiego o tym samym tytule. Mimo że autor opisuje tam realia etiopskiego dworu w kontekście reżimu autorytarnego, to obraz teatralny całkowicie odbiega od Afryki i tamtejszej kultury. Spektakl przedstawia życie codzienne dworu zgromadzonego i skupionego wokół postaci cesarza. Całość przedstawienia można podzielić na rozdziały oddzielone głosem lektora. Dowiadujemy się z nich, jak funkcjonują poszczególne dziedziny życia społeczności.

Wydaje mi się, że reżyserka świadomie zdejmuje niepotrzebną, powierzchowną warstwę tego, co mogłoby kojarzyć się nam z Afryką i z reżimem. Uniwersalność przedstawionej problematyki uzyskuje dzięki kolorystycznemu ujednoliceniu ubrań aktorów, zastosowaniu elementarnej, symbolicznej i ascetycznej scenografii, która nie wskazuje na konkretne miejsce i na czas dziejącej się akcji. Swoją drogą bardzo ciekawe i pomysłowe, a z drugiej strony tak proste rozwiązanie, jakim jest ukazanie postaci cesarza w formie kukły bez twarzy, jeszcze bardziej eksponuje go jako figurę, pionek znajdujący się na szczycie wieży zbudowanej z mniejszych elementów, które wspólnie tworzą spójną całość skupiającą się wokół idei zdobycia władzy.

Warto zwrócić także uwagę na grę światła (w reżyserii Roberta Balińskiego), sprawnie kierującego uwagę widza na poszczególne plany. Mimo niezbyt dużej sceny, światło bardzo płynnie i umiejętnie kreuje i wyznacza nowe miejsca, przestrzenie. Chociaż emisja głosu i dykcja wydają się być elementarnym narzędziem każdego artysty posługującego się słowem jako środkiem wyrazu, to niejednokrotnie w trakcie różnych spektakli nie słyszę lub nie rozumiem kwestii wypowiadanych przez osoby występujące na scenie. Chwała aktorom Teatru Zagłębia za fachową impostację i dykcję! Natomiast znaczącym minusem spektaklu może być jego przewidywalność, przejawiająca się w formie i rytmie scen.

Sztandarowy problem utraty tożsamości pokazuje, że w imię władzy jesteśmy w stanie wyzbyć się naszego człowieczeństwa i pierwotnej moralności, by móc wziąć udział w wyścigu o zdobycie miejsca na najwyższym szczeblu. Cesarz spełnia paradoksalną funkcję, staje się bowiem pretekstem do spotkań mieszkańców i zacieśniania się więzi, lecz w rzeczywistości jest tylko zapłonem wybuchających między nimi konfliktów, które narastają w codziennych rytuałach skupiających ich wokół władcy. Może się wydawać, że jest to tylko fikcja teatralna, ale podziały otaczają nas na co dzień - przecież punkowiec nie może dogadać się z fanami muzyki pop, artystów i naukowców dzieli odległość jednego południka i nigdy nie będzie możliwości na dialog między żydami a muzułmanami. Czy te fale zalewających nas ideologii, filozofii, religii, kultu ciała/rozumu nie wypłukały z nas pamięci o tym, że każdy z nas jest człowiekiem złożonym z tych samych emocji, uczuć, sumienia, moralności? Ukrywamy się za ubraniami, makijażem, markami, wirtualnością, poświęcamy swoją energię na rzeczy nie mające znaczenia. A gdzie w tym wszystkim jest miejsce na pytania: co lubię? co mnie wzrusza? czego naprawdę potrzebuję? kim jestem? co w życiu jest dla mnie ważne?



Szymon Michlewicz-Sowa
www.rozswietlamykulture.pl
10 listopada 2016
Spektakle
Cesarz