Dorotka w wirtualnej rzeczywistości

Podróż dziewczynki zagubionej w czasie i przestrzeni, która z towarzyszami przemierza magiczne krainy w poszukiwaniu serca, rozumu, odwagi i drogi do domu, rozpala dziecięcą wyobraźnię od wielu lat. "Czarnoksiężnik z Krainy Oz" Miejskiego Teatru Miniatura przygotowany został z uszanowaniem potrzeb młodego widza, który nie ma ani chwili na nudę, chociaż ogólna koncepcja spektaklu nieco się rozmywa.

Reżyser spektaklu Arkadiusz Klucznik w swojej adaptacji powieści Franka Bauma pozostaje wierny oryginałowi, ubarwiając nieco język wypowiedzi tak, by był on atrakcyjny dla młodego widza. Oczywiście przygody Dorotki, Stracha na Wróble, Blaszanego Drwala i Tchórzliwego Lwa zostają okrojone z licznych wątków pobocznych i mniej istotnych przygód, ale spektakl pełen jest niespodzianek. Nie zabrakło drobnych modyfikacji - m.in. nie ma ochronnego znaku na czole Dorotki, srebrne trzewiki stają się żółtymi bucikami, a bohaterowie zyskują dowcipne przezwiska. Nie ma to jednak większego wpływu na rozwój akcji.

Widzów zaskakuje już sam początek gdańskiego "Czarnoksiężnika z Krainy Oz". Wtedy na scenografii spektaklu (przygotowanej przez Marikę Wojciechowską) pojawia się projekcja charakterystycznego kodu zero-jedynkowego, a po chwili dzięki podnoszonej części scenografii, widzimy postaci ubrane w czarne garnitury i okulary przeciwsłoneczne, przypominające bohaterów filmu "Matrix".

Rzeczywistość wirtualna i cyfrowa ma w przedstawieniu Arkadiusza Klucznika odgrywać ważną rolę. Dorotka siedzi przy otwartym laptopie, gdy zrywa się huragan przenoszący ją w bajkowe krainy, w których poznaje swoich kompanów i walczy ze złą czarownicą. Domyślać się można, że to właśnie do zero-jedynkowej rzeczywistości trafia dziewczynka. Pomysł ten nie jest jednak konsekwentnie rozwinięty w zakończeniu i poza wątkiem Czarnoksiężnika Oza, związanego bezpośrednio z rzeczywistością wirtualną i kreowaniem wizerunku w oparciu o cudzą tożsamość, nie znajdziemy tu jakiegokolwiek wyjaśnienia czy nawiązań do cyberświata, wykraczających poza projekcje "zakłóceń przekazu".

Bardzo trudno więc wychwycić myśl przewodnią przedstawienia Klucznika, jaką jest przestroga przed niebezpieczeństwami czyhającymi w internecie na osoby nieświadome złych intencji obcych, którzy wcale nie muszą okazać się tymi, za których się podają i mogą nam zaszkodzić, na przykład wyłudzając dane wrażliwe i włamując się na nasze konto (w tym wypadku skraść "twarz", co pokazano w scenie z Czarnoksiężnikiem Ozem).

Chociaż to wszystko pozostaje dla dzieci niejasne, młodzi widzowie od początku do końca przedstawienia śledzą je z dużą uwagą, bo reżyser wraz z pozostałymi realizatorami zadbali o atrakcyjność kolejnych scen. Prościutka konstrukcja spektaklu drogi, w którym postaci wędrują wchodząc jednymi i wychodząc drugimi drzwiami do coraz to innych krain, ułatwia ich identyfikację.

Barwne, dopracowane kostiumy pobudzają dziecięcą wyobraźnię - w Szmaragdowym Grodzie mieszkańcy trzymają nad głowami małe domki, na polu makowym aktorzy mają w rękach wielkie kwiaty maku, bardzo efektownie wyglądają też Manczkini, do których dziewczynka wraz z pieskiem Toto trafia po huraganie. W ten sposób także drugi plan spektaklu przyciąga uwagę. Każdy z głównych bohaterów spektaklu jest na swój sposób charakterystyczny i wyróżnia się kolorystyką kostiumu. Sama Dorotka ubrana jest w dziewczęcą żółtą sukienkę, Strach na Wróble nosi oryginalny różowy kostium, a srebrny Blaszany Drwal przypomina sympatycznego robota C3PO z "Gwiezdnych Wojen", zaś Tchórzliwy Lew oprócz maski lwiej grzywy trzymanej w ręce przez aktora, ma złoto-brązowy kostium i pozłacaną twarz.

Mądrze ułożony przez Urszulę Pietrzak ruch sceniczny uwzględnia potrzeby dzieci, które przy każdej piosence (ciekawe teksty piosenek autorstwa Dariusza Czajkowskiego) wykonywanej zbiorowo obserwują zupełnie inny układ choreograficzny. Ciekawą, dobrze wkomponowaną w materię spektaklu muzykę przygotował Piotr Klimek. Najbardziej pozostaje w pamięci świetne, energetyczne "Makowe pole" w wykonaniu Edyty Janusz-Ehrlich wraz z zespołem "maków", ale też kompozycja "Szmaragdowy Gród" wypada efektownie w dużej mierze dzięki dowcipnej choreografii. Wokalnie obok Edyty Janusz-Ehrlich wyróżnia się również Piotr Kłudka w piosence Blaszanego Drwala.

Główną bohaterkę Dorotkę gra Magdalena Żulińska, mająca patent na postaci, za którymi podąża uwaga małych widzów. Jest w tym naturalna, reakcje Dorotki są wiarygodne, jednak na tle kilku ostatnich ról Żulińskiej, ta niczym specjalnym się nie wyróżnia. Podobnie rzecz się ma z Blaszanym Drwalem (Piotr Kludka) oraz Strachem na Wróble (Andrzej Żak) czy Tchórzliwym Lwem (Krystian Wieczyński). Każdy z tych bohaterów jest zagrany poprawnie. Zdecydowanie ciekawszą postacią jest jednak Czarownica Zachodu w wykonaniu Edyty Janusz-Ehrlich - złowieszcza, drapieżna i zła, choć nie do tego stopnia, by wystraszyć najmłodszych widzów. Trzeba też docenić epizod Hanny Miśkiewicz jako Czarownicy Południa pod koniec spektaklu.

Jednak największą siłą aktorstwa "Czarnoksiężnika..." jest zespołowość. Aktorzy uwijają się na scenie i cały czas są w pełnym ruch po błyskawicznych przebiórkach. Dlatego słowa uznania należą się także Agnieszce Grzegorzewskiej, Jadwidze Sankowskiej, Joannie Tomasik-Gierczak, Jakubowi Zalewskiemu i Wojciechowi Stachurze, budującymi efektowne sceny zbiorowe i drugie czy trzecie plany.

Dlatego spektakl Miniatury ogląda się z przyjemnością. Zasługa w tym całego zespołu, od reżysera (który nie bardzo ma pomysł na powrót Dorotki do domu, ale w trakcie całego spektaklu nie zapomina o humorze - np. piesek Dorotki okazuje się dowcipnym gadżetem), przez pozostałych realizatorów, po zespół aktorski, kreujący to dowcipne i efektowne przedstawienie na scenie. W tej sytuacji kłopot z nie do końca czytelnym dla dzieci przekazem spektaklu nie przeszkadza, bo i tak wyjdą z niego zadowolone.



Łukasz Rudziński
kultura.trojmiasto.pl
23 stycznia 2019