Dziecięca dystopia

Jest w nich coś, co nas rozczula, rozbawia, zaskakuje. Zwykle przychodzi refleksja na temat własnego dzieciństwa. Można jednak czasem odnieść wrażenie, że w funkcjonowaniu dzisiejszego świata nie do końca jest miejsce na taką beztroskę. Zauważył to Mieszko Syc, młody reżyser Teatru Bakałarz, który sięgając po tekst Michała Walczaka („Piaskownica") stworzył spektakl „Antypiaskownica". Opowieść o tym, że dzieciństwo może być dystopijne.

Na scenie widzimy czarne, ozdobne krzesło, które stoi na podwyższeniu, złożonym z dwóch sześcianów, stojących jeden na drugim. Przypomina to tron – żeby na nim zasiąść, trzeba pokonać dwa wysokie stopnie. Na prawo od tronu, na podstawce pod nuty leży tekst, który wygląda jak maszynopis dramatu. Na pierwszą stronę skierowany jest reflektor i kamera, z której obraz widzimy na horyzoncie. Możemy odczytać tytuł, który brzmi „Jak rządzić?". Ta kamera będzie potem rejestrować szczegóły – gesty bohaterów, rzadziej twarze. Tak jakby od początku chodziło o zachowanie postaci, które daje świadectwo o ich charakterze.

Po dłuższej chwili pojawia się chłopak w garniturze, który zaczyna głośną narrację historii, rodem taniego filmu sensacyjnego. Jego opowieść dotyczy perypetii Kapitana Polski (Jakub Wierzejski) oraz Złego Ludzika (Tomasz Danielak). Kapitan Polska ma na sobie stosowny strój – obcisły, biało-czerwony „kombinezon" z godłem naszego kraju oraz czerwoną pelerynę. Makijaż sprawia, że na jego twarzy widzimy wieczne zdziwienie. Superbohater broni się przed złem i bez mrugnięcia okiem ściga swojego wroga. Strój Złego Ludzika jest inspirowany kostiumem Arthura Flecka z filmu „Joker" w reż. Todda Phillipsa. W spektaklu Zły Ludzik ma biało-zieloną twarz i namalowane ściągnięte brwi, co nadaje jego twarzy groźny wygląd. Jego postać można odczytać jako uosobienie wiecznie odradzającego się zła, które powraca w coraz bardziej perfidnej formie.

Na początku można odnieść wrażenie, że obserwujemy zabawę grupy chłopców. Po jakimś czasie na scenie pojawia się dziewczynka, która prowadzi za rękę osobę tej samej płci, w podobnym wieku, ale zachowującą się jak osoba niepełnosprawna. Po jakimś czasie orientujemy się, że zarówno Kapitan Polska, Zły Ludzik jak i wprowadzona Lalka (Joanna Kupiec) to... zabawki, w których role wcielają się aktorzy. Dzięki temu zabiegowi świat wyobrażony jak i realny wydają się równorzędne. Zachowanie chłopaka i dziewczyny sprawia jednak, że zarówno w indywidualnej zabawie, jak i we wzajemnej interakcji, są oni bardziej dorośli, niż mogłaby wskazywać na to metryka dzieci, jaką można spotkać w piaskownicy.

Dzieci bawią się zwykle w podobny sposób – naśladują (nawet nieświadomie) otaczający świat. Miłka (Aneta Małyska) jest spokojna i czuła dla swojej lalki. Z dbałością czesze jej włosy, często przytula. W piaskownicy początkowo wykazuje uległość wobec agresji i arogancji chłopaka, potem jednak przyjmuje postawę obronną. Protazek (Piotr Maciołek) tworzy swoim figurkom krwawy, niepokojący świat. Scena jest praktycznie pusta, ale chłopak wypełnia ją swoją opowieścią. Wymyśla historie z szybkimi zwrotami akcji, rodem z filmów klasy B – jego głowa wydaje się wręcz „przeładowana" tanimi, brutalnymi treściami. Główną rolę odgrywa tu przemoc, a całość przypomina trochę zabawę małych więźniów obozu koncentracyjnego w... palenie Żydów (opisane w jednym z obozowych opowiadań). Codziennie nabywane z zewnątrz treści i zdarzenia tak mocno wchodzą w głowę dzieci, że przenikają nawet zabawę.

Możemy się jedynie domyślać, jaką przeszłość mają za sobą bohaterowie „Antypiaskownicy". Może mierzą się na co dzień z czymś, o czym nie mamy pojęcia, a niemal opustoszała piaskownica jest dla nich miejscem w miarę bezpiecznym? Miejscem, gdzie mogą poczuć się sobą, gdzie odnajdują w miarę spokojną przestrzeń tylko dla siebie? Chłopiec za maską reżysera efektownej historii ukrywa fakt, że jest bardzo samotny i zazdrosny o to, że dziewczynka bawi się nie tylko z nim, ale czasem chodzi też do innej piaskownicy. Jednak w odpowiedniej chwili potrafi opatrzyć jej ranę i przeprosić za swoje zachowanie. Dziewczynka natomiast ma swoją godność i czasem przywołuje go do porządku – mimo konfliktu wciąż jednak przychodzi. Piaskownica sama w sobie kojarzy się nam z czymś przyjaznym, beztroskim. To miejsce zwykle hałaśliwe i pełne dzieci. Tu mamy tylko dwoje dzieci, przy czym więcej hałasu robi Protazek. Nie przeszkadza mu to jednak w przerwach narracji zaczepiać rozmową Miłkę. Wydawane przez niego podczas zabawy dźwięki to jednak nie radosny śmiech, ale odgłosy strzałów z broni, tortur, wieczna walka i wulgarne słownictwo.

Jesteśmy panami tylko swoich wyobrażeń. Reszta dzieje się niezależnie od nas. Jednak to my dokonujemy interpretacji faktów. W jednym z wywiadów Marek Kamiński powiedział niedawno: „Kiedy piszę książkę, nie staram się nadawać wydarzeniom sensu, który ktoś ma w określony sposób odczytać. Piszę, jak było" . Aktorzy Teatru Bakałarz dokładnie tak w tym spektaklu grają: nie wychodzą poza historię, nie dopowiadają niczego gestem lub spojrzeniem. Są w tym świetni – widać też, że postaci wymagają od nich skupienia, ponieważ akcja spektaklu dzieje się szybko. Zostaje nam dana opowieść bez komentarza, a jej sens mamy znaleźć sami. To nie tylko otwiera głowę widza, ale też sprawia, że śledzimy spektakl z zaangażowaniem, oczekując jakiegoś wyjaśnienia. Ale takiego wyjaśnienia nie będzie.

W „Antypiaskownicy" reżyser nie daje widzowi gotowych rozwiązań ani interpretacji. Syc pozwala, żeby ta dziwna, nieco surrealistyczna historia zagnieździła się w głowie widza i zmusiła go do refleksji. Jedyną sugestią interpretacyjną może być tytuł („antypiaskownica" = „antyutopia"?), który prowadzi nas do gorzkiej i smutnej refleksji nad stanem psychicznym młodych ludzi w dzisiejszym świecie. Protazek siedzi na czarnym „tronie" i kreuje historię swoich zabawek, próbując przy okazji wpływać na koleżankę z piaskownicy. To jednak ostatecznie mu się nie uda, ponieważ myśląca i czująca istota chce stanowić o sobie sama, nawet poruszając się w wyznaczonych granicach. Próby kontrolowania drugiego człowieka zaczynają się już w piaskownicy, a wszyscy wiemy, że dzieci potrafią być okrutne.

Teatr Bakałarz stworzył spektakl nieoczywisty i ważny. Świetnie zagrany, w ascetycznej przestrzeni scenicznej, z pomysłowymi kostiumami. Syc adaptacją tekstu Michała Walczaka pokazuje, że zawsze koło nas jest jakiś świat, o którym nic nie wiemy. Świat, który może być po części wykreowany, ale zawsze wynika z czyichś dotychczasowych przeżyć. Każdy z nas jest osobnym światem z indywidualną historią. W spektaklu nawet zabawki mają swój świat, który ożywa pod nieobecność ludzi. Już sam fakt ich „fizycznej" obecności niemal każe postrzegać ich jako osobne istoty. Dlatego jedyną możliwą odpowiedzią na pytanie „Jak rządzić?", nieco zawadiacko postawione na początku spektaklu, może być stwierdzenie „Nie wiem". Rządzenie może polegać jedynie na ustaleniu ogólnych reguł, wyznaczeniu granic, jednak przy odnoszeniu się do konkretnych jednostek zwykle wiąże się ostatecznie z represjami. Na koniec spektaklu na scenie zostają zabawki, czyli świat wykreowany. Ostatnie sceny należą do nich. Syc zostawia nas z tym obrazkiem. Resztę mamy przemyśleć sami.

„Antypiaskownica", reż. Mieszko Syc, Teatr Bakałarz w Krakowie, premiera spektaklu zagrana 17.10.2020 na scenie Staromiejskiego Centrum Kultury Młodzieży. Zdjęcia - Aurora Lipartowska.



Joanna Marcinkowska
Dziennik Teatralny Kraków
23 października 2020
Spektakle
Antypiaskownica
Portrety
Mieszko Syc