Godzinny trans

Skręcamy w ulicę Senacką, żeby trafić na Kanoniczą. Tu schodzimy do podziemi. W chłodnej piwnicy Teatru Zależnego za moment Teatr Mumerus zaprezentuje muzyczno-taneczny spektakl „Godzinki, czyli od świtu do zmierzchu" w reż. Wiesława Hołdysa. Wszystko zostawimy za sobą, wsłuchamy się w dźwięki.

Gdzieś tu, na nieco ukrytej teatralnej scenie, pod powierzchnią zjawisk, współistnieje ze sobą świat realny i magiczny. Nie przenikają się one, ale widzimy i czujemy, że jeden jest nierozerwalnie związany z drugim. Po lewej stronie zobaczymy Mieszkańców (świetni Jan Mancewicz i Ewa Breguła), którzy będą nieco zagubieni, ale zdeterminowani. Mają świadomość, że wciąż otaczani są przez naprzyrodzone moce i niemal od małego uczą się postępować z dziwnymi i czasem niebezpiecznymi przybyszami z zaświatów. Znają sposoby, żeby się przed nimi strzec. Magiczne stworzenia nie zawsze są bowiem przyjazne i potrafią sporo namieszać w głowie i w życiu.

Po prawej stronie sceny widzimy natomiast trzy młode kobiety. To czarownice, które mogą też kojarzyć się z kapłankami lub nawet w dalszym skojarzeniu z mojrami (boginiami losu). W ich role wcielają się artystki z zespołu „Strojone", zaproszone przez reżysera do współpracy przy spektaklu: Katarzyna Chodoń, Monika Gigier i Agnieszka Nastalska. Prawie nie używają słów, natomiast przez cały czas odprawiają czary, rytuały. Niemal przez cały spektakl słyszymy ich piękny, czysty śpiew, którym się porozumiewają. Widzimy wyraźnie, że działania wiedźm mają wpływ na parę po drugiej stronie sceny.

Scenografii praktycznie tu nie ma. Jedynym komponentem przestrzeni jest wiszący na środku horyzontu prostokąt jasnobrązowego papieru do pakowania. Kontrastuje świetlny półmrok i czerń sceny. Może też kojarzyć się z drzwiami, oknem lub swego rodzaju magicznym portalem, który symbolicznie łączy przestrzeń magiczną i realną. Jest jednak nieprzekraczalny: postaci nawet się do niego nie zbliżą. Mieszkańcy pozostaną w swoim domostwie, a wiedźmy nie odstąpią siebie na krok. Z jednej strony granica jest zatarta, z drugiej jednak – bardzo wyraźna.

Podczas trwania widowiska wyczuwalna jest atmosfera niepokoju i skupienia. Przełamują ją nieliczne momenty, które wywołują uśmiech na twarzy. Jest to charakterystyczne dla Mumerusa – inteligentny komizm sytuacyjny, który zawiera się w tym, że patos ma elementy ironiczne, groteskowe, które śmieszą, chwilowo zmieniają nastrój. Postać czasem „puszcza oko do widza" robiąc coś, co mieści się w charakterze spektaklu, a jednocześnie może kojarzyć się z pewną zabawą konwencją. Czujny widz wyłapie takie momenty.

„Godzinki, czyli od świtu do zmierzchu" to ciekawie wymyślony i zrealizowany spektakl w duchu etnicznym, o chasydzkim rysie obrzędowym. Pieśni są tu zaklęciami. Całości nadawana jest rytmika przez dźwięk kołatek, drumli oraz innych prostych instrumentów w rękach postaci. Oprócz muzyki (także tej, którą słyszymy z głośników) i śpiewu mamy także dźwięki dodatkowe, np. kroki, szuranie szczotką czy pstrykanie palcami, uzbrojonymi w naparstki. To wszystko tworzy cały horyzont dźwięków, które wzbogacają spektakl i naturalnie wypełniają pustą przestrzeń. Hołdys przenosi nas w świat, w którym głównym zadaniem jest odczynianie uroków i codzienna walka ze złem. Hałas jest odstraszaniem złego – pieśń ma działanie magiczne.

Na koniec spektaklu (czyli krótko przed upływem godziny, a w spektaklu – doby) postaci wpadają w taneczny trans. Tańce kojarzą się z rytuałami ludowymi i często mają charakter świętowania, zabawy, celebracji. Całość nagle urywa się, światło gaśnie. Możemy mieć nadzieję, że pieśni będą skuteczne, a rytuał zadziała.



Joanna Marcinkowska
Dziennik Teatralny Kraków
31 lipca 2021
Portrety
Wiesław Hołdys