Halo! Nie, hallo!

Dobry musical – tak, to się zdarza. Znakomite teksty, melodie, stroje dopracowane do ostatniej nitki na lamówce. Gra aktorów, która zachwyca. Układy taneczne wykonane z filuternością i dokładnością. Trochę burleski, trochę kabaretu, szczypta magii teatru. To musical, o którym marzy każdy z twórców podejmujących się stworzenia udanego dzieła z tego gatunku.

Jednak ów gatunek nie był nigdy popularny w polskiej sztuce. Może czasy nie sprzyjają musicalowi? Może rzeczywistość do niego nei pasuje? Może brak dobrej historii na fundament fabuły? Odpowiedź brzmi: tak. Historia, dobra historia to podstawa dla udanej sztuki, nie tylko dla musicalu.

„Hallo Szpicbródka" jest spektaklem teatralnym opartym na kanwie powstałego w 1978 roku scenariusza filmowego o tym samym tytule i został przygotowany z okazji sześćdziesięciopięciolecia warszawskiego Teatru Syrena. Przedstawienie scenariusza filmowego na deskach teatru było ryzykownym pomysłem. Jednak, jak można się przekonać, bardzo udanym. Sama zaś scena Teatru Syrena dodaje całości magii.

Scenografia – dzieło Damiana Styrny, opiera się na bardzo ciekawych rozwiązaniach. Aktorzy nie ograniczają się do sceny, ale przechodzą obok rzędów, słychać także ich rozmowy z góry widowni. Mamy wrażenie, że jesteśmy skryci w przedstawionej rzeczywistości, gdzieś w ciemnym zakamarku „Czerwonego Młynu", a akcja toczy się obok nas. My, będąc w centrum zdarzeń, jesteśmy niewidoczni i możemy spokojnie przyglądać się rozwojowi wypadków.

Teatr daje twórcom sztuki zupełnie inne możliwości niż film . To również wyzwanie, aby zaprezentować sceny tak, by widz czuł się urzeczony. Tym bardziej docenimy scenografie spektaklu, która świadczy o kreatywności, precyzji i oryginalnym spojrzeniu Damiana Styrny.

Ta sztuka idealnie wpisała się w obecny czas. Moment, w którym brakuje jednocześnie wyrazistej i subtelnej treści z porywającą historią. Spektakl broni się sam.

„Hallo Szpicbródka" to nie film przeniesiony na deski Teatru, to spektakl na kanwie scenariusza filmowego. Co szczególnie ważne, spektakl nie jest powieleniem wcześniej już stworzonego dzieła. Siedząc na widowni, nie mamy wrażenia sztucznie nadmuchanej akcji i na siłę stworzonej oprawy sztuki. To świetny musical.

Oglądamy obraz Warszaw z lat 30 XX wieku, zawarty w każdej nucie, tekście, ruchu, guziczku i nitce, obecnej w spektaklu. To sztuka z duszą, którą tworzą aktorzy z pasją, innymi słowy gatunek bardzo rzadki, i dlatego ważny, w naszej obecnej kulturze. Można sobie tylko życzyć, aby spektakl, jak najdłużej witał na teatralnym afiszu.



Katarzyna Prędotka
Dziennik Teatralny Warszawa
7 marca 2013