Historyja o tym, czego w nas już nie ma

Teatr Mumerus opowiedział historię o rzeczywistości, dla nas współczesnych, tak odległej i obcej. Kto dzisiaj zastanawia się nad sejmem piekielnym, czartami i pochodzeniem dobra i zła? Odsetek pasjonatów tej dziedziny jest niewielki w porównaniu do wcześniejszych pokoleń, które całym sercem wierzyły w gusła, czary i opowieści o diabelskich duchach, pragnących sprowadzić człowieka na złą drogę. Przez wieki historie te pobudzały wyobraźnię, ostrzegały przed występkiem. Teraz ich nie ma. Co się z nami stało?

Najpierw jest przestrzeń. Z zatłoczonej ulicy Grodzkiej wchodzi się w zaciszną ulicę Senacką. Pierwszy oddech wolny od tłumu. Można zebrać myśli z dala od pstrokatości, sprzedaży i nieustannej konsumpcji. Kolejny wolny oddech ma miejsce, kiedy mija się bramę Muzeum Archeologicznego i wchodzi się na jego dziedziniec. Automatycznie jest się w innym świecie. I ta atmosfera inności, wyłączności będzie utrzymywała się przez następną godzinę.

Potem jest oczekiwanie. Zajmuje się miejsce w jednym z dwóch rzędów krzeseł i czeka się na rozpoczęcie spektaklu. Jednak zanim ten moment nastąpi, oddziałuje na widza klimat przestrzeni, w którym Historyja barzo cudna. Bunt upadłych aniołów się odbędzie. Jest to przewiązka architektoniczna, łącząca dziedziniec muzeum z jego ogrodem. Jest to tak mała przestrzeń, że mimowiednie wytwarza się uczucie wspólnoty i współuczestnictwa. Pojawia się też klimat intymności, ciszy oraz oczekiwania na to, co się zaraz wydarzy. Nie każdy z widzów jest w stanie tę ciszę wytrzymać (pojawiają się szepty, rozmowy o niczym).

Następnie, rozpoczyna się spektakl. Wśród hałasów pojawiają się cztery diabły – główni bohaterowie przedstawienia, a wśród nich ich lider – Lucyfer (świetna rola Jana Mancewicza). Czarty, oprócz nieustannych zabaw i namawiania ludzi do złego, rozpamiętują moment swojego upadku, tęskniąc jednocześnie do Boga, który ich stworzył. Aktorom udało się idealnie odwzorować zarówno potrzebę czynienia złego, jak i ich pragnienie bycia kimś innym. Stąd czasem niektóre diabły (przede wszystkim Latawiec) namawiają do rozmów z Bogiem, który jako jedyny może odmienić ich los (Ewa Breguła wyraża tę tęsknotę przepięknymi zaśpiewami i zawodzeniami w kierunku Stwórcy).

Aktorzy posługują się językiem staropolskim, który jest bardzo urokliwy i melodyjny. Wydawać by się mogło, że taki język będzie archaiczny, niezrozumiały dla publiczności. Jednak, Teatr Mumerus nie pierwszy przecież raz bierze na warsztat historie, które są postrzegane jako nieliterackie, niesceniczne.

W swoim najnowszym spektaklu Wiesław Hołdys (reżyser i założyciel Teatru) odwołuje się do fragmentów trzech tekstów z XVI i XVII – wiecznej literatury plebejskiej (tj. Historyja barzo cudna o stworzeniu nieba i ziemie Hieronima Szarfenberga, Postępek prawa czartowskiego przeciw rodzajowi ludzkiemu Cypriana Bazylika i Sejm piekielny Ianariusa Sowirzaliusa). Traktują one o historii Adama i Ewy po wygnaniu z raju oraz o niecnych działaniach diabłów względem ludzi.

Przestrzeń, w której odbywa się spektakl, idealnie komponuje się z ideą tych tekstów. Ma on miejsce w przewiązce, która jest łącznikiem pomiędzy światem duchowym (ogrodem Muzeum Archeologicznego, który należy też rozumieć jako Eden) oraz dziedzińcem muzeum, symbolizującym wkraczanie w świat człowieka, w świat materialny. Przedstawienie odbywa się na styku tych dwóch miejsc i je przenika. Podobnie jest z czartami, które też funkcjonują na granicy dwóch sfer: tego, co boskie i tego, co ludzkie.

Dodatkowo, aktorzy wykorzystują otoczenie do swojej gry aktorskiej. Przykładem może być scena, kiedy to wsłuchują się w dzwony z pobliskiej wieży kościoła, które co pół godziny wybijają czas. Dzwony te uczestniczą w godzinnym spektaklu trzykrotnie. Najpierw go rozpoczynają, potem w połowie stają się jego częścią, by finalnie go zamknąć. Świadczy to o świetnym wyczuciu przez reżysera miejsca, w którym odbywa się spektakl.

Istotnymi elementami Historyi barzo cudnej są również scenografia i kostiumy. Centralnym punktem tego przedstawienia jest niewielkich rozmiarów drewniana szatnia z metalowymi numerkami, w której aktorzy (przede wszystkim Anna Lenczewska i Robert Żurek) wchodzą w skórę ludzi i nakłaniają ich do złego. Wszyscy aktorzy są ubrani na czarno, spod ich ubrań wychodzą drewniane wieszaki. Niektóre diabły mają ich po kilka (w rękawach, za kołnierzem). Wieszaki te są zawieszane w szatni wtedy, gdy czarty chcą zmusić konkretnego człowieka do grzechu.

Jedne z najlepszych scen były te wykonywane przez Annę Lenczewską, kiedy to rytmicznie, jak gdyby była wieszczką, opowiadała historie biblijne, na przykład jak Ewa była kuszona przez diabły po urodzeniu Kaina lub kiedy to finalnie Kain zabił Abla. Jej głosowi towarzyszy dźwięk maszyny do pisania, który sprawia, że jej sposób mówienia jest jeszcze bardziej melodyjny i wyrazisty.

Wiesław Hołdys stworzył spektakl o świecie, na który nie zwracamy na co dzień uwagi. Przedstawił świat magiczny, który po prostu należy zobaczyć.



Monika Morusiewicz
Dziennik Teatralny Kraków
31 lipca 2018
Portrety
Wiesław Hołdys