Jak Lech Wałęsa został słowiańskim bóstwem

Nowy spektakl Miejskiego Teatru Miniatura jest wyjątkowy z co najmniej kilku powodów. Skierowany jest do osób dorosłych i poświęcony mechanizmom historii oraz jej kreowaniu przez tworzenie odpowiednio sfabrykowanych faktów, które poddane zostaną później odpowiedniej interpretacji. Dlatego "Wieloryb", choć niepozbawiony mielizn, to jedna z najambitniejszych prób teatralnych Teatru Miniatura w ostatnim czasie.

Książka "Wieloryb" Jerzego Limona, znanego głównie z działalności na polu literatury anglojęzycznej i propagowania twórczości Williama Szekspira, jest dziełem niezwykłym. Zawiera dziesiątki rozmaitych tropów, myśli oraz setki fikcyjnych faktów, na bazie których autor buduje swoją nielinearną, rozproszoną, wielowątkową opowieść o historii i mechanizmach jej kreowania. Wymyka się ona prostej interpretacji, bo wszystko dzieje się przecież symultanicznie - każdy fakt wynika z wielu różnych przyczyn, o których często nie mamy pojęcia. Limon stworzył współczesną sylwę, usiłując odtworzyć faktyczny proces tworzenia się historii, bez sprowadzania do jednej perspektywy i bez ograniczania przez znaną nam rzeczywistość. Kluczem tego procesu jest fikcja - znane nam fakty zmieszane są ze zmyślonymi, zyskując drugie i trzecie dno.

Autor scenicznej adaptacji tego dzieła, Romuald Wicza-Pokojski, działał wbrew intencji autora, tworząc względnie spójną narrację, wyłuskując linearną opowieść zbudowaną na kilku wątkach wywiedzionych z powieści. Poznajemy więc Kościół Starych Słowian, czyli czcicieli Walezy, czyli... Lecha Wałęsy, który za sprawą legendarnego pomocnika Gramunda mógł dokonać zmiany w losach świata. W spektaklu jest też ekscentryczny Barry Newman, artysta malujący wieloryby, przyjaciel Gramunda z czasu wojny w Wietnamie. Poznajemy także Helenę Szymańską, dziennikarkę szukającą informacji o wydarzeniach sierpniowych i strajku w Stoczni Gdańskiej, a otrzymującą zaskakujące wieści na temat własnej rodziny. Nie brakuje też tajemniczego superbohatera Gramunda oraz... Lecha Wałęsy.

Właśnie od przedziwnego "spotkania" Gramunda i Wałęsy rozpoczyna się przedstawienie nietypowym prologiem na podwórzu za teatrem. Z piskiem opon wjeżdża fiat 125p, z którego wyskakuje dwóch SB-ków. Na miejscu jest już Gramund, który szybko się z nimi rozprawia, umożliwiając mężczyźnie z wąsami, w sweterku i z reklamówką przedostanie się przez płot. Dopiero wtedy publiczność zapraszana jest na widownię Teatru Miniatura, zainstalowanej na specjalnych podestach, umieszczonych na widowni teatru. Przechodząc publiczność natrafia na obrzędy Kościoła Starych Słowian, rekrutującego się z odrzuconych przez PZPR partyjnych członków, którzy odkryli w sobie żarliwą wiarę w Walezę.

Po tak dynamicznym początku, stopniowo zaznajamiamy się z powikłaną, wielowątkową historią, której pretekstem jest obecność wieloryba wyrzuconego przez Bałtyk na brzeg - zapowiedzi znaczących faktów i historycznych przełomów. Na ile dzieją się one samoistnie, a na ile są efektem działań tajemniczej grupy Korektorów, wpływających na znaną nam rzeczywistość i czy każdy na pewno jest tym, za kogo się podaje, to kwestie, która reżysera Jacka Głomba zajmują w największym stopniu.

Głównym motywem scenografii Małgorzaty Bulandy jest wieloryb - cała widownia znajduje się w szkielecie wieloryba - jesteśmy więc w samym sercu zmian, bo wedle wyznawców Kościoła Starych Słowian to właśnie w tym ssaku przypłynął do Gdańska mesjasz-wyzwoliciel Lech Wałęsa). Na scenie widzimy też szczątki wieloryba, czczone przez wyznawców kościoła, a za aktorami w tle dominującym elementem jest wielki obrys granic naszego kraju - stanowiący też ekran projekcyjny. W klimat spektaklu wprowadza nas również muzyka Łukasza Matuszyka, wykonywana w trakcie obrzędowych pieśni wyznawców Walezy przez Jowitę Cieślikiewicz.

Reżyser łączy w spektaklu wątki sensacyjne, fantastyczne, elementy kina akcji z detektywistycznymi. Właśnie odkrywanie przez Helenę Szymańską swojej historii oraz prowadzenie narracji w formie detektywistycznej zagadki, którą widz ma sam rozwiązać, układając ją z szeregu nie do końca oczywistych tropów, to najciekawsze wątki przedstawienia.

Poza Jackiem Majokiem, grającym Newmana, trudno wskazać tu pełnokrwistego bohatera. Jednak rola zgorzkniałego, tracącego co jakiś czas kontakt z rzeczywistością weterana wojennego ujawnia duży potencjał Majoka do kreowania bohaterów dwuznacznych i ekscentrycznych, jakich rzadko grywa w Miniaturze. Rolę amerykańskiego superbohatera Gramunda gra Krystian Wieczyński, który nie ma aparycji amanta czy żołnierza, co czyni jego postać ciekawą. Sam Wieczyński w większość scen wnosi dynamikę, której często brakuje w pozostałych scenach.

Pozostali aktorzy mają role epizodyczne - świetną scenę wideo tworzą: Wojciech Stachura jako Rusek, Andrzej Żak jako I sekretarz, Piotr Srebrowski w roli Księdza Sulimy, Jakub Ehrlich w roli Docenta Szcześniaka, Hanna Miśkiewicz jako Członkini Egzekutywy oraz Jolanta Darewicz, czyli Stenotypistka posiedzenia partyjnego. Kuratorka Magnolia jest z kolei w wykonaniu Edyty Janusz-Ehrlich nieco przemądrzałą, empatyczną kobietą i wyrazistą bohaterką. W cieniu wymienionych pozostaje nijaka Helena Szymańska grana przez Zofię Bartoś.

Jacek Głomb ma pomysł na rolę i miejsce dla każdego z aktorów, jednak nie wszystkie epizody są równie udane. W środkowej części spektaklu pojawiają się niepotrzebne dłużyzny, a dramaturgia budowana dla każdej sceny odrębnie jest przyczyną nierównego, rwanego tempa kolejnych epizodów, utrudniając i tak niełatwą percepcję odbiorcom. Konstatacja, jaka przebija się ze spektaklu Miniatury jest taka, że za porządkiem dziejów stoi tajemnicza grupa trzymająca władzę, co jest rażącym uproszczeniem wobec pomysłu autora książki. Uwydatniono rolę Lecha Wałęsy - pojawiającego się kilkakrotnie, w tym uparcie powtarzającego (w wykonaniu grającego go na scenie Jacka Gierczaka) w finale "nie jestem Bogiem" - czyni go postacią wieloznaczną, trudną do zaszufladkowania na kartach historii. Wałęsa sam w sobie stanowi świetny przykład faktów i mitów, w jakie obrasta historia.

Rozwiązanie akcji następuje nagle, w bardzo naiwnej scenie, gdy Helena Szymańska poznaje prawdę. Niemniej "Wieloryb" to ciekawa, oryginalna i bardzo odważna inscenizacja, problematyzująca kwestie faktów i mitów historycznych. Paradoks polega na tym, że chociaż w spektaklu zaznaczono sprzeciw wobec opowiadaczy historii, produkcja Miniatury jest właśnie taką opowiadaną historią, dającą pod rozwagę porządek świata. Nasza - widzów - rola też jest ważna. W końcu nieprzypadkowo siedzimy w brzuchu wieloryba.



Łukasz Rudziński
www.trojmiasto.pl
25 września 2018
Spektakle
Wieloryb
Portrety
Jacek Głomb