Kajdany są dla ciała, nie dla serc

„Aida" to światowej sławy monumentalna opera w 4 aktach. Verdi napisał ją specjalnie dla uświetnienia otwarcia kanału sueskiego w 1869 roku i od tamtej pory cieszy się niesłabnącą popularnością. Dla tych którzy jednak nie znajdują w sercu wrażliwości dla uroków opery mam dobrą wiadomość – warszawska „Aida", o której piszę to musical zainspirowany fabularnie operą Verdiego.

Jej twórcami są powszechnie znani Elton John – wykonawca i twórca muzyki do wielu filmów animowanych; oraz Time Rice – autor tekstów musicali takich jak „Jesus Christ Superstar" czy „Evita". Oboje współpracowali przy piosenkach do „Króla Lwa". Nazwiska bardzo obiecujące, przekonajmy się więc jaki jest musical.

Miejscem akcji jest starożytny Egipt, a historia dotyczy niemożliwej do spełniania miłości Aidy, księżniczki nubijskiej, i Radamesa – kapitana egipskiej armii. Nubia i Egipt znajdują się w stanie wojny, a Aida zostaje pojmana przez żołnierzy egipskich pod wodzą Radamesa. Dzięki swojej odwadze, a może raczej zuchwałości, zwraca na siebie uwagę kapitana i na jego rozkaz zostaje niewolnicą jego narzeczonej, córki faraona, Amneris. Nie jest to jednak wyłącznie historia miłosna – w spektaklu mamy także wątek patriotyczny, motyw władzy i odpowiedzialności.

Zacznę może od tego co w musicalu najważniejsze, czyli od muzyki, za którą odpowiada Jakub Lubowicz. Zarówno orkiestra jaki i wokaliści są naprawdę na najwyższym poziomie i niczego nie można im zarzucić. Szczególną uwagę zwraca na siebie odtwórczyni tytułowej roli – Anastazja Simińska oraz Piotr Janusz wcielający się w Mereba, jedną z postaci drugoplanowych. Piosenki, które mamy szanse podczas spektaklu usłyszeć są przyjemne dla ucha, ale niestety większość z nich nie zapada w pamięć na dłużej. Są tu oczywiście wyjątki – po wyjściu z teatru nie da się nie słyszeć w głowie piosenki Gwiazdy piszą los w wykonaniu Aidy i Radamesa. Jej wykonanie to według mnie jeden z najbardziej emocjonalnych, wzruszających i wręcz łamiących momentów spektaklu. Wyróżnia się także piosenka Znam Cię śpiewana przez Mereba i Aidę oraz Piramidy w wykonaniu Dżosera, ojca Radamesa. Pragnę także zwrócić uwagę na wyśmienite nagłośnienie sali – widz jest w stanie usłyszeć i zrozumieć każde słowo zarówno mówione jak i śpiewane, a to przecież w przypadku musicali, ale też ogólnie teatru szczególnie ważne.

Scenografia, za którą odpowiada Mariusz Napierała jest na naprawdę przyzwoitym poziomie. Całość jest dosłowna i dość głęboko zakorzeniona w rzeczywistości. Duże wrażenie robią płyty i rzeźby, które z pomocą światła pozwalają odczuć ten monumentalny, ciężki i piaskowy klimat starożytnego Egiptu. Podziwiając kostiumy autorstwa Doroty Kołodyńskiej dostrzegłam tylko jeden zasadniczy zgrzyt – kreacje Amneris. Są one po części współczesne, tylko nawiązujące, czerpiące ze stylu egipskiego i czynią w ten sposób z córki faraona swego rodzaju celebrytkę godną naszych czasów, co oczywiście samo w sobie nie jest złym pomysłem. Niestety, w porównaniu z innymi strojami, wszystkimi mocno osadzonymi w epoce, zabieg ten wydaje się bezzasadny i po prostu zbędny. Pragnę jeszcze zwrócić uwagę na naprawdę zachwycającą charakteryzację (Sergiusz Osmański) i fryzury (Jaga Hupało) wszystkich kobiet grających Nubijki i Egipcjanki. Wygląd Amneris nie pozostawia żadnych wątpliwości co do jej narodowości, podobnie sprawa ma się z Aidą. Jest to naprawdę dobrze zrealizowany pomysł na zróżnicowanie tych dwóch przeciwstawnych narodowości – dzięki temu widzowie ani przez moment nie są zagubieni.

Odbiór spektaklu jest bardzo przyjemny, chociaż przyznać muszę, że po pierwszym akcie historia wydawała mi się bardzo naiwna i rozpatrywałam ją raczej czysto rozrywkowo. Nie widziałam rodzącego się uczucia głównych bohaterów i później też go niestety nie zauważyłam. Bez wątpienia szybkość zawiązywania ich relacji jest wadą fabularną, ale warto po prostu przyjąć do wiadomości, że się kochają, bo w drugim akcie czeka na nas prawdziwa huśtawka emocjonalna. Generalnie w drugim akcie musical nabiera głębi i rzuca nam kolejne tematy do refleksji – o tym, że często nie mamy wpływu na własne życie; o tym, że ludzie, chociażbyśmy ich o to nie podejrzewali, zwykle pragną innego, łatwiejszego życia; o poświęceniu majątku, kariery, miłości czy życia; o odpowiedzialności, której unikamy, takiej która nas dręczy i takiej która w końcu nas dopada.

Całym swoim życiem świadczą o tym Aida, Radames i Amneris. Zakończenie łamie serce z wielu powodów. Bo zdajemy sobie sprawę, że ojczyzna tytułowej bohaterki mimo jej nadziei i działań nie przetrwała do dziś. Bo uderza w nas bezsensowność zawiści egipsko-nubijskiej i jej potworne skutki. Wreszcie – bo boli nas życiowa niesprawiedliwość jakiej doświadczyli wszyscy ważniejsi bohaterowie spektaklu. A jednak klamra łącząca początek i koniec daje nam iskrę nadziei na to, że istnieje coś więcej, coś silniejszego, coś ponadczasowego.

Słabe to jednak pocieszenie i podszyte głęboką tragedią.

 



Paulina Kabzińska
Dziennik Teatralny Łódź
5 maja 2022
Spektakle
Aida