Lodu jak lodu

Forsy jak lodu mówi popularny frazeologizm. W tym spektaklu pieniądze pojawiają się już na początku dane Benedyktowi Gierosławskiemu – logikowi i hazardziście przez rosyjskie służby specjalne. Jego misja wydaje się prosta; wyjazd do Irkucka i rozmowa z dawno nie widzianym ojcem. Jednak zadanie w kilku punktach się komplikuje – o spektaklu „Lód” z Lublina pisze Katarzyna Niedurny.

Pierwszym utrudnieniem jest przeniesiony na scenę świat stworzony przez powieściopisarza Jacka Dukaja. Na ziemi po uderzeniu meteorytu nastąpiło ochłodzenie temperatury, a co za tym idzie zamrożenie historii. Nie wybucha I wojna światowa, Rosja pozostaje monarchią, Polska nie odzyskuje niepodległości. Ścierają się ze sobą dwa stronnictwa ottiepielników optujących za odmrożeniem świata i ich przeciwników liedniaków chcących zachowania status quo.

Drugą trudnością są krążące wokół bohatera plotki, przysparzające mu wrogów. Mówi się, że jego ojciec potrafi rozmawiać z Lutymi – lodowymi istotami. Intencje pasażerów pociągu nie są jasne, ktoś próbuje wykorzystać Benedykta do swoich celów, a ktoś inny zabić. Wszyscy są tu podejrzani.

Akcja pierwszej części spektaklu rozgrywa się w pociągu. Paradoksalnie statyczna sytuacja podróży (wagony i korytarz nie stanowią dużej przestrzeni do rozwoju akcji) ożywia się dzięki scenografii Justyny Łagowskiej. Na scenie ustawione są mobilne, wielofunkcyjne platformy wyznaczające przestrzenie kolejnych przedziałów. Aktorzy (ruch sceniczny: Leszek Bzdyl) świetnie ogrywają scenografię, który zostaje w 100% wykorzystana.

W przeciwieństwie do tekstu.

Jak mówi kolejne przysłowie „mowa jest srebrem, a milczenie złotem". Na tym interesie bylibyśmy stratni, bo czego jak czego ale słów było tu dużo. Bardzo dużo. W niespodziewanych momentach człowiek doświadcza nieskończoności. Adaptacja powieści została przegadana w nieznośnym, niesprawdzającym się na scenie stylu. Pierwsza część spektaklu (głównie dzięki wizualnym rozwiązaniom) jeszcze ciekawi. Chociaż widz nieznający prozy Dukaja może się pogubić w skomplikowanej akcji. Jednak lepsze to niż niekończące się serie monologów składające się na drugą część spektaklu. Prawie każde zdanie miało tu formę pamiętnikowej mądrości. Momenty, które widz mógł uznać za zakończenie spektaklu mnożyły się nieznośnie.

Niestety, tego 4 godzinnego (sic!) spektaklu nikt nie zamroził i trzeba było dotrwać do jego smętnego końca.



Katarzyna Niedurny
www.rozswietlamykulture.pl
19 maja 2014
Spektakle
Lód