Łysy, a dzieli włos na czworo

W Warszawie trwa wielkopostny Festiwal Nowe Epifanie. Wydarzenie ma w założeniu łączyć duchowość i sztukę oraz ma być wielkopostną pokutą artystyczną. Wystawiany w ramach festiwalu spektakl "Kartoteka rozrzucona" niewiele ma wspólnego z tymi ideałami. Ale do tego festiwal zdążył nas już przyzwyczaić.

Nowe Epifanie, zwane wcześniej Festiwalem Gorzkie Żale, znów zdumiewają. Pamiętam spektakl w ramach festiwalu w Teatrze Imka w lutym 2016 r. "Projekt Dekalog, czyli folwarczne imaginarum" w reż. Mikołaja Mikołajczyka. Sztuka choreografa od gejowskiego "Lubiewa" sprowadzała się do wyśmiania ludowych tradycji związanych z obrzędowością religijną. Dlaczego spektakl wpisał się w repertuar festiwalu organizowanego przez Centrum Myśli Jana Pawła II, trudno pojąć. Nie było tu dialogu i tolerancji, o których co roku mówią organizatorzy. Takich kontrowersji było znacznie więcej. Każdego roku.

W "Kartotece rozrzuconej" Piotra Rychcika, na podstawie tekstu Tadeusza Różewicza, wystawianej w Teatrze Studio trudno dostrzec elementy łączenia duchowości i sztuki. O odniesieniach do czasu wielkopostnego nie wspomnę. Spektakl jest skoncentrowany na formie do tego stopnia, że eliminuje treść. Patrzymy na widowisko, które nas zwyczajnie nie obchodzi. Wrzucenie wątku aktualnego, o dziennikarzach "Superwizjera", którzy docierają do grupy neonazistów, jest tak rażącym błędem dramaturgicznym, że aż dziw, że salę opuściła tylko jedna osoba. Oryginalne pytania Różewicza o sens istnienia i trud "pchania taczki żywota" poruszają, zmuszają czytelnika do zaangażowania. A spektakl staje się jedynie teledyskiem w teatrze.



Sylwia Krasnodębska
Gazeta Polska Codziennie
21 marca 2018