Marchewki na stypie króla Fumisterii

"Fumisteria" w reżyserii Daniela Źródlewskiego to udane połączenie fantazji, absurdu, zabawy i dobrej sztuki aktorskiej.

Reżyser wziął na warsztat dramat Eugene Ionesco "Król umiera, czyli ceremonie". Wydawać by się mogło, że skoro król umiera przez półtorej godziny, to my na widowni powinniśmy umierać z nudów, ale tak się nie dzieje. Po pierwsze dlatego, że na początku król nie wie, że umiera, a kiedy już wie, to nie wierzy, że umiera. Najciekawsze jest jednak nie umieranie króla, ale wszystkie zakulisowe sprawki dworu, które się wiążą z tą śmiercią.

Sztuka to rozważania o śmierci, życiu, to intrygi międzyludzkie, dziwne relacje.

Otóż widzimy w pierwszej scenie dwie żony króla: byłą Małgorzatę (Marta Jesswein) i obecną Marię (Paula Niemczynowicz). Siedząc przy stole i robiąc sobie makijaż spokojnie rozmawiają o śmierci króla, a towarzyszy im służąca (Paulina Lenart).

Do śmierci króla wszyscy podchodzą tak, jakby to nie było nic niezwykłego. Sam król (Tomasz Ostach) w ogóle sobie żartuje z tematu. Dopiero z czasem zaczyna zmieniać podejście do sprawy.

Trzeba przyznać, że bardzo dobre aktorstwo, jakby nie patrzeć niezależnego Teatru Nie Ma, bardzo dobrze się sprawdza w tej sztuce. Chociaż trzeba przyznać, że zawodowa aktorka Teatru Lalek Pleciuga, Paulina Lenart pozytywnie się wyróżnia na tym tle. Aktorzy grają z pasją i zaangażowaniem, przedstawienie ogląda się z przyjemnością.

Ważną rolę odgrywają tutaj takie elementy jak muzyka, choreografia, scenografia i kostiumy. Muzykę skomponował Olek Różanek z zespołu Chorzy. W ten sposób powstaje motyw przewodni, który się przewija przez cały spektakl uzupełniając w ten sposób opary absurdu na scenie.

Choreografię przygotował Piotr Bumaj, aktor Teatru Polskiego, który jest znany ze swoich tanecznych umiejętności, co widzieliśmy nie raz na scenie.

Scenografia to dzieła znanej szczecińskiej artystki Moniki Szpener. Również bardzo udane.

Nie można też zapomnieć o kostiumach i fryzurach, które odgrywają ważną rolę, bo znacząco uzupełniają charaktery postaci. Fryzury to dzieło Jacka Karolczyka.

Daniel Źródlewski powrócił do reżyserii i teatru po 9 latach przerwy, ale jest to powrót udany. W przedstawieniu jest myśl, koncepcja, pomysł i ogląda się spektakl z przyjemnością i bez znudzenia. Ana koniec można zjeść marchewkę podarowaną przez aktorów "Fumisterię", polecam. A wielbiciele teatru będą mogli sobie ją porównać ze spektaklem Starego Teatru, który gościł na Kontrapunkcie.



Małgorzata Klimczak
Głos Szczeciński
25 lutego 2015
Spektakle
Fumisteria