Melduję posłusznie...

Dowiedziawszy się, że Wojciechowi Leśniakowi przypada w najnowszym spektaklu Teatru Zagłębia główna rola, nie wiedziałam, czy mam wznosić pieśni ku niebiosom, czy siąść w kącie i płakać. Cieszyłam się jako widz, płakałam jako recenzent. Radość moja wynikała z faktu, że Leśniak jest świetnym aktorem i ciężko mi w pamięci wygrzebać rolę, w której by mi się nie podobał (nawet jeśli nie byłam fanką spektaklu w ogóle), ból natomiast z paskudnej sytuacji każdego oceniającego - łatwiej powiedzieć coś złego!

"Przygody dobrego wojaka Szwejka", to tekst znany i lubiany. Lubiany, często nawet nieświadomie, bo w naszym, nieczytającym, społeczeństwie, wielu nie zdaje sobie sprawy, że na sceny czy postaci żywcem przepisane z Haška trafia, co jakiś czas, wpatrując się w telewizor. Możemy chyba jednak przyjąć, że odbiorcy teatru znają kanon literatury światowej, dlatego chwała autorom, że sięgnęli po, ukochane przez polskiego czytelnika, tłumaczenie Hulki-Laskowskiego. Każdy, kto zwraca uwagę na niuanse języka wie, że przekład potrafi zepsuć odbiór dzieła albo dodać mu smaku. Nie zapominajmy także o "zasadzie inżyniera Mamonia" - podoba nam się to, co już znamy.

Igor Gorzkowski, adaptując powieść, zdecydował się postawić na ogromny potencjał sosnowieckiego zespołu. "Dobry wojak Szwejk", to trzygodzinny popis kunsztu aktorskiego. Trudno wyobrazić sobie w roli tytułowej kogokolwiek, prócz Wojciecha Leśniaka. Jest fantastyczny, przezabawny, a jednocześnie, w tych kilku momentach, kiedy gorycz rzeczywistości prześwituje spod wojennego absurdu, pozwala jej na to, po czym szybkim i bezbolesnym gestem wywołuje kolejne salwy śmiechu. Uwagę przykuwali również Andrzej Śleziak, Tomasz Muszyński i Piotr Zawadzki. To był popis solidnego aktorstwa. Żadnego niepotrzebnego szarżowania, a publiczność i tak płakała ze śmiechu.

Dziwna rzecz przytrafiła się natomiast Grzegorzowi Kwasowi, który w roli Duba wypadł blado i nijako, a po antrakcie, powróciwszy jako Wachmistrz, był doskonały - widać nie można mieć wszystkiego.

Rzecz jasna, nie samym aktorem teatr żyje. Scenografia Jana Polivki ma niebagatelny wpływ na sukces tego przedstawienia. Odpowiada ona współczesnej modzie, jest symboliczna i zachowawcza, ale jednocześnie sama w sobie szalenie dowcipna. Świetna jest również muzyka Piotra Tabakiernika. Choć cieszyłaby bardziej, gdyby momentami aktorzy nie musieli jej przekrzykiwać. Jeżeli widzowie nie są w stanie dosłyszeć, co powiedział aktor o tak doskonałym warsztacie, jak Andrzej Śleziak, to znaczy, że muzyka jest naprawdę zbyt głośna.

Oczywiście, wszyscy bardzo uważnie przyglądali się poczynaniom, debiutującej w "Szwejku", Małgorzaty Saniak. Reżyser postawił przed młodą aktorką nie lada wyzwanie. Saniak tańczy, śpiewa (głos ma jak dzwon), mówi z niemieckim akcentem i budzi niewypowiedzianą sympatię. Jako Baronowa jest przezabawna. Jednak niezrozumiała jest dla mnie decyzja o obsadzeniu tej, pełnej nieopanowanej energii, dziewczyny w roli Babuni. W tym jednym miejscu coś "nie zagrało", a może po prostu nie dostrzegam jakiegoś aspektu tego pomysłu. Tak czy inaczej, debiut Saniak należy uznać za udany, a zagłębiowska publiczność z pewnością chętnie zobaczy aktorkę i w "cięższym" repertuarze. Na razie mamy jednak karnawał i każdemu, kto szuka wytchnienia i rozrywki na wysokim poziomie, polecam odwiedzić Teatr Zagłębia. Mimo kilku zarzutów, jestem pewna, że będziecie się Państwo dobrze bawić!



Olga Kujawińska-Kostro
sosnowiec.info.pl
8 stycznia 2016
Spektakle
Dobry wojak Szwejk