Migający napis „LOVE"

„Wstyd" jest sprzeczny, komiczny, z goryczą. Udało się w nim zawrzeć odpowiedzi na to, co nas ogranicza i wywołuje nieznośną presję. W spektaklu wstyd jest przedstawiony wielopoziomowo – jako problem psychologiczny, materialny i społeczny. Bo czy może być coś bardziej piekącego od spojrzeń i komentarzy, pojawiających się po odwołanym ślubie?

„Wstyd" w reżyserii Małgorzaty Bogajewskiej bazuje na sztuce Marka Modzelewskiego. Ten wdzięczny tekst był adaptowany na potrzeby filmu („Teściowie" w reżyserii Jakuba Michalczuka, 2021) i wystawiany na deskach teatrów (Teatr Współczesny w Warszawie, 2019 czy Teatr Powszechny w Radomiu, 2021), ponieważ zawiera w sobie mieszankę humoru, pozorów i zakłamania. Modzelewski szczegółowo analizuje jeden z najważniejszych momentów w życiu – ślub i wesele, podczas których członkowie rodziny obserwują i wydają werdykt.

Modzelewski opisał sytuację, gdy ceremonia się nie odbywa, a narzeczeni rozstają się tuż przed kościołem. Zebrana rodzina, wpłacone zaliczki i stygnące jedzenie na stołach to jedynie początek problemów, które rodzice państwa młodych starają się ukryć pod warstwą fałszywych uśmiechów, zaprzeczania i udawanych grzeczności. Za tą fasadą skrywane są napięcia, gniew i niezadowolenie. Jednak, przymus, „byleby było jak u innych", „byleby niczego nie pokazać" zmusza do gry pozorów. Modzelewskiemu udało się odwzorować mnogość stanów emocjonalnych: nie tylko wstyd, poczucie wyższości rodziców pana młodego względem rodziców panny młodej i małostkowość tych drugich, ale także poczucie osamotnienia i braku szczęścia w wieloletnim związku. Wraz z rozwojem akcji poznajemy kolejne wątki tej historii – chociaż są przedstawione w sposób żartobliwy, to osnuwa je lekka gorycz, że mimo wszystko jest to, co jest.

Tekst Modzelewskiego, który jest najważniejszą częścią spektaklu, opiera się na kontrastach, wprowadzających do „Wstydu" dynamizm i nieprzewidywalność. Pierwsza sprzeczność dotyczy różnic społecznych – rodzice panny młodej są mniej sytuowani od rodziców pana młodego. Małgorzata (Małgorzata Kochan) i Andrzej (Tadeusz Łomnicki) tylko z pozoru nie podkreślają swojego statusu, bo podskórnie czują się lepsi – różnią się od rodziców Weroniki wyglądem i podejściem do życia. Wanda (Katarzyna Tlałka) i Tadeusz (Piotr Pilitowski) akceptują taką sytuację do momentu kryzysu – wstydu, który spadł na ich córkę z powodu odwołanego ślubu. Wtedy ich wszystkie urazy wypływają na powierzchnię i nagromadzoną przez lata złość kierują w stronę rodziców Łukasza. W szczególności Wanda smakuje tę chwilę triumfu.

Kolejny kontrast zauważalny jest w ocenie zerwanych zaręczyn. Punkt widzenia zależy od osobowości bohaterów, również stworzonych na zasadzie inności, sprzeczności. Ojciec pana młodego jest zabawny i ironiczny, dlatego stara się zdystansować od zachowania syna. Tadeusz Łomnicki zbudował bohatera, którego charakter jest uniwersalny (co także dotyczy innych postaci ze „Wstydu" – są z krwi i kości; ich sobowtóry spotyka się na co dzień). Andrzej zdaje się nie przejmować zaistniałą sytuacją i dzieli się z otoczeniem kolejną porcją żartów. Wspólnie z żoną bronią syna, a nawet cieszą się z odwołanego ślubu; dlatego bawią się w półprawdy i sztuczne uśmiechy.

Małgorzata przepływa też pomiędzy różnymi stanami: raz jest opanowaną panią ordynator, raz kobietą-niewinnym dzieckiem udającą pozory, raz emocjonalną i nadopiekuńczą matką, a raz kimś poza– w takich momentach jest do bólu prawdziwa i mówi wprost, co myśli. Kochan stworzyła złożoną i ciekawą bohaterkę. Jej mimika, reaktywne spojrzenia, szybkość zmiany emocji na twarzy, które dostosowują się do sytuacji, sprawia, że Małgorzata jest jeszcze bardziej barwna i ludzka, i tym samym bliższa rzeczywistości. Umiejętności aktorki i jej połączenie z graną postacią widać nawet w mało znaczących scenach: kiedy wie, że jest fałszywa, ale dramatycznie krzyczy o niedoszłej synowej: „Traktowałam ją jak córkę!" czy próbuje bezgłośnie przejść, żeby nie zwrócić na siebie uwagi zebranych lub stara się niezauważalnie przysiąść do matki panny młodej i jednocześnie bacznie obserwuje jej reakcję.

Na drugim biegunie znajdują się Wanda i Tadeusz, którzy, w przeciwieństwie do drugiej pary, nie kryją swoich uczuć. Tlałka jest chodzącym urażeniem, broniącym honoru córki i oceniającym Łukasza oraz jego rodzinę. W rozemocjonowaniu mówi prawdę i żąda zadośćuczynienia. Inaczej przedstawiony jest jej mąż: poczciwy i szczery, zastanawiający się, jak można jeszcze przekonać narzeczonych do ślubu. Piotr Pilitowski za pomocą nieco pijackich ruchów, powolnego i pełnego namysłu sposobu mówienia (żeby dobrać właściwe słowa) stworzył prostego i dobrodusznego człowieka. Pilitowski w oczach zawarł historię swojego bohatera – jego wzrok jest nieobecny, przykryty mgłą, a zarazem świdrujący; świadczący zarówno o nadużywaniu alkoholu, jak i zmęczeniu ciężką pracą, wykonywaną przez całe życie.

Kontrast pojawiający się pomiędzy postaciami oraz łącząca ich historia samoistnie budują akcję „Wstydu". Bodziec w postaci odwołanego ślubu nakręca kolejne wydarzenia i rozświetla tajemnice. Siła spektaklu tkwi w sprzeczności i dobrym stworzeniu portretów bohaterów. Czterej aktorzy są soczewką, w której skupiają się nadzieje, niepokoje oraz frustracje związane z feralnym weselem; są oni narratorami dla rozbudowanego świata: dla niedoszłej pary młodej, licznie zebranych gości weselnych czy sytuacji z przeszłości. Małgorzata, Andrzej, Tadeusz i Wanda celnymi uwagami i dynamicznymi dialogami, wprowadzają widzów w tworzony przez siebie świat. Nie brakuje im w tym humoru, ponieważ sceny, w których ujawniane są zakłamanie i prawdziwe intencje, wprowadzają dystans. Groteskowe zarzuty panny młodej, konflikt dwóch matek, wzajemne obwinianie się oraz nawiązywanie do lokalności (Skawiny) zmiękcza wydźwięk opowieści, w której bohaterowie są mimo wszystko gorzko uwięzieni.

Znaczenie aktorów i ich sprawczość podkreśla również scenografia. Akcja „Wstydu" dzieje się na zapleczu sali bankietowej (co jest też nawiązaniem do sceny Teatru Ludowego, znajdującej się w piwnicach Ratusza na Rynku Głównym, tuż przy restauracji). We „Wstydzie" dekoracja jest odwzorowaniem zaplecza sali weselnej – składają się na nią metalowe półki z jedzeniem, skrzynki z alkoholem, balony, stół, krzesła i na wpółleżący napis „Love". W skutek tego, że opowieść rozgrywa się tylko w jednym pomieszczeniu, które aktorzy kontrolują całkowicie, musimy dopowiedzieć sobie to, czego nie widzimy. W takiej sytuacji bazujemy przede wszystkim na stwierdzeniach bohaterów-narratorów czy odgłosach przytłumionej muzyki, świadczącej o zabawie gości. Za pomocą takich prostych środków wierzy się w przedstawiony świat i poddaje się jego rytmowi.

„Wstyd" rozpędza się od pierwszej minuty i trzyma widza w tempie do końca. Spektakl ten wyróżnia świetnie zaadaptowany tekst i dobór aktorów. Jednak, moim zdaniem brakowało w nim efektów świetlnych. Jedna scena przygaszonego i rozjaśnianego światła, gdy Andrzej wchodzi na zaplecze i oświetla żonę, rozpoczynając tym samym akcję „Wstydu", to za mało.

Podobnie też jest z zakończeniem, które wydarza się dość szybko i nie wywiera aż takiego wpływu jak opowiedziana wcześniej, różnorodna historia.

 



Monika Morusiewicz
Dziennik Teatralny Kraków
20 czerwca 2022