Na scenie musi być prawda

Na scenie ma panować prawda. Nawet w sytuacji absurdalnej, stworzonej przez autora, aktorzy mają być prawdziwi. To jest najtrudniejsze, a nasi artyści to potrafią - rozmowa z Tomaszem Obarą, aktorem i reżyserem, współtwórcą spektaklu ,,Machiavelli", którego premiera już dziś (22 listopada) w Teatrze Muzycznym w Lublinie.

Aleksandra Pucułek: Jaki będzie pana ,,Machiavelli"?

Tomasz Obara: Lekki, z dużym poczuciem humoru, z inteligentnym dialogiem. Cała intryga oparta jest na absurdzie. Jest to spektakl o nieuleczalności ludzkiej głupoty.

A.P. To znaczy, że w spektaklu będzie więcej rozrywki niż historii?

T.O. To jest lekka ,,sztuczka" napisana przez Ryszarda Marka Grońskiego i Antoniego Marianowicza. Tam nie ma historii. Momenty refleksyjne z odrobiną goryczy pojawiają się wyłącznie za sprawą aktorów, którzy swoim doświadczeniem wnoszą los ludzki na scenę. Dzięki temu po spektaklu widzowie będą mogli rozmawiać nie tylko o tym, jak się bawili, ale i o tym, jak dziwnie życie się czasami układa. Także ich własne.

A.P. W spektaklu muzycznym jednym z ważniejszych elementów jest muzyka.

T.O. Piosenki w ,,Machiavellim" napisane przez Jerzego Wasowskiego to kwintesencja humoru, inteligencji i talentu. Nawet ludzie, którzy są wielbicielami Kabaretu Starszych Panów i znają muzykę Wasowskiego, będą pozytywnie zaskoczeni. W spektaklu większość jego piosenek to kompozycje wybitne, niby proste, a jednak posiadające zaskakujące momenty muzyczne i zwroty linii melodycznej. W szczególności dotyczy to utworów miłosnych, ale jest też kilka piosenek niezwykle energetycznych, napisanych z ogromnym poczuciem humoru opartym na absurdzie sytuacyjnym.

A.P. Piosenki to jedna kwestia, a ich w wykonanie - druga.

T.O. Muzyka w ,,Machiavellim" jest zaskakująca, dynamiczna, natomiast tekst jest bardzo trudny do wyśpiewania. Wymaga od aktorów wielkiej dyscypliny dykcyjnej. Ogromną rolę spełnia także orkiestra (grająca na żywo) i dyrygent. W Lubelskim Teatrze Muzycznym mam do czynienia z ludźmi niezwykle utalentowanymi. Piotr Wijatkowski, dyrektor artystyczny teatru i dyrygent, świetnie czuje teatr, sytuacje sceniczne. Wyłapuje każdy fałsz, nie tylko muzyczny. Myślimy o teatrze w podobny sposób.

A.P. To znaczy w jaki?

T.O. Na scenie ma panować prawda. Nawet w sytuacji absurdalnej, stworzonej przez autora, aktorzy mają być prawdziwi. To jest najtrudniejsze, a nasi artyści to potrafią.

A.P. Mówił Pan o muzyce, a co z innymi elementami spektaklu, tj. scenografia, kostiumy. Czy klimatem będą przypominały epokę Machiavellego?

T.O. Zarówno z Anną Sekułą, która robi kostiumy jak i z Andrzejem Witkowskim, projektującym scenografię, współpracowaliśmy już przy innych spektaklach, więc doskonale się rozumiemy. Kostiumy są klasyczne, zachwyca w nich dbałość o szczegóły i kolorystyka. Uwspółcześnione będą niektóre rekwizyty. Jakie? To na razie tajemnica.

A.P. Jakie czynniki musz się jednocześnie spotkać, żeby spektakl się udał?

T.O. Musi być dobry tekst, trafiona obsada i dobra atmosfera w zespole podczas pracy. Bajki o twórczym konflikcie są wymyślone przez ludzi, którzy nie maja pojęcia o tej pracy. Musi być też reżyser, który zanim przystąpi do realizacji, ogarnie wszystko wyobraźnią.

A.P. Co było najtrudniejsze podczas pracy nad tym spektaklem muzycznym?

T.O. Jeżeli stawia się poprzeczkę wysoko, to wszystko jest dużym wyzwaniem. Z drugiej strony ludzie tak wspaniale podchodzą tutaj do pracy, że wszystko poszło piorunem, np. aktorzy już w czasie wakacji nauczyli się tekstów, co jest rzeczą wyjątkową i za to należy im się ogromny szacunek.

A.P. Jak dobierano aktorów do ról? Kto o tym decydował?

T.O. Obsadę razem z Piotrem Wijatkowskim wyłoniliśmy w trybie castingowym w czerwcu. Najdłużej trwało wybranie aktora do roli tytułowej. Czterech głównych bohaterów zagrają aktorzy Teatru Muzycznego, trzy osoby zaangażowane są z zewnątrz, m.in. odtwórca Machiavellego, Seweryn Mastyna. Nie łatwo było znaleźć odpowiednie osoby, bo w tej sztuce trzeba nie tylko śpiewać, ale i grać.

A.P. Jak długo trwało przygotowanie ,,Machiavellego"?

T.O. Przygotowania były rozciągnięte w czasie, mieliśmy dużo przerw w pracy. Do premiery będzie ok. 40 prób, jak na spektakl muzyczny to nie jest dużo. Najpierw trzeba zrobić wszystkie sceny aktorskie, nauczyć się piosenek z fortepianem, później ćwiczyć je z kilkudziesięcioosobową orkiestrą. To jest duża machina do skoordynowania.

A. P. Do kogo jest skierowany ten spektakl?

T.O. Do każdego, bo jest to sztuka wielowarstwowa. Ludzie w średnim wieku i starsi z radością posłuchają muzyki Wasowskiego, ale też osoby młode będą się świetnie bawić.

A.P. Pana zdaniem ludzie potrzebują dziś teatru?

T.O. Oczywiście. Dobre spektakle grane są całymi latami przy pełnej widowni. Na takie sztuki ludzie będą zawsze chodzili.

A.P. Pracę przy spektaklu nazywa pan przygodą, skąd takie określenie?

T.O. Trzeba dążyć do tego, żeby uczynić tworzenie spektaklu przygodą. Trafiając na świetny tekst, na zespół twórczych ludzi, mamy na to szansę. Jak się takie rzeczy przeżywa, to daje ogromną dawkę adrenaliny, a bez adrenaliny człowiek zasypia. Jeśli popada się w rutynę, trzeba zrezygnować z pracy.

A.P. Jakie ma Pan plany po ,,Machiavellim"?

T.O. Kilka dni po premierze zaczynam pracę w Krakowie w Teatrze Ludowym nad piękną sztuką kanadyjską, która jeszcze nie ma tytułu polskiego. Będzie to przedstawienie kameralne, trzyosobowe, ostre, a jednocześnie ciepłe z poczuciem humoru. O miłości, samotności, lojalności, niemożności wzajemnego porozumienia i o wielu innych sprawach które każdy widz zna z własnego doświadczenia. Jak to mówią w teatrze ,,pełna micha".

 



Aleksandra Pucułek
Dziennik Teatralny Lublin
22 listopada 2014
Spektakle
Machiavelli
Portrety
Tomasz Obara