Nie sądź po pozorach

Na deskach Teatru Ludowego można zobaczyć jedną z najbardziej znanych komedii, wręcz uwielbianą przez sceny teatrów. Jeśli w tym dziwnym i trudnym do życia świecie potrzebujemy czegoś lekkiego, przyjemnego, a jednocześnie inteligentnego i zaskakującego: wybierzmy się na „Kolację dla głupca" w reż. Tadeusza Łomnickiego.

Piękne, duże mieszkanie o białych ścianach, zdobi mnóstwo obrazów. W dalszej części historii stają się one problematyczne. Podobnie jak różne kolorowe bibeloty, którymi ozdobione jest mieszkanie. Właściwie przed sobą widzimy jasno oświetlony salon z wejściami do kolejnych pomieszczeń: kuchni, łazienki, sypialni. Do tego salonu pan domu Pierre Brochant (Jacek Wojciechowski) zaprosi tytułowego głupca, czyli bogu ducha winnego mężczyznę (Francois Pignon – Paweł Kumięga) o osobliwym hobby, nie grzeszącego ponadto inteligencją.

Całość przypomina nieco w swej formie film „Rzeź" w reż. Romana Polańskiego (na podstawie sztuki „Bóg mordu" Yasminy Rezy). Wszystko dzieje się tu w jednym pomieszczeniu, w którym z każdą minutą kumuluje się coraz więcej emocji. Spokojne i z pozoru niewinne spotkanie staje się źródłem niejednego konfliktu. Ludzie zrzucają maski, a misternie układane plany obracają się w niwecz z prędkością światła.

W „Kolacji dla głupca" akcja dzieje się szybko. Pan domu ma nieplanowane problemy z plecami i musi zdać się na pomoc swojego niefortunnego gościa, który swoją naiwnością wpędza go w coraz większe kłopoty. Próbuje improwizować, co sprawia, że nawet wykonanie prostego telefonu urasta do rangi misji, której wynik jeszcze bardziej komplikuje sytuację. Mieszkanie staje się centrum spotkania i dramatu nie tylko żony gospodarza (Christine Brochant – Marta Bizoń), ale także jego przyjaciela (Juste Leblanc – Maciej Namysło), znajomego lekarza (Dr Archambaud – Tadeusz Łomnicki), jak i kochanki Marlène – Iwona Sitkowska).

Jest to spektakl z jednej strony faktycznie śmieszny, w którym odnajdujemy komizm sytuacyjny, przerysowane postaci. Z drugiej jednak strony – to widowisko niezwykle smutne, ponieważ tragiczna jest sama postać tytułowego głupca, który jako sympatyczny księgowy swoją niefrasobliwością pogrąża coraz bardziej gospodarza domu. Robi to zresztą właściwie nieświadomie. Nikt nie ma także świadomości, że dla pana Pignon robienie makiet z zapałek (będące przedmiotem kpin) jest formą terapii po rozstaniu z żoną. Dodatkowo niemal wszystkie postaci wikłają się w konflikty, które zaburzają głównie ich osobiste relacje.

Ciekawą rzeczą są przerywniki w formie śpiewanych przez aktorów piosenek francuskich. W granicznych sytuacjach światło przygasa, a uwaga widzów koncentruje się na oświetlonej postaci, która piosenką wyraża swoje najbardziej osobiste, ukryte, indywidualne emocje. Utwory muzyczne są też formą oddechu dla widza – ponieważ spektakl jest nieprzewidywalny i mimo dużej dawki szczerego śmiechu, ogląda się go w napięciu.

„Kolacja dla głupca" to świetnie zagrana komedia tragicznych niemal w skutkach omyłek. Jedno wydarzenie generuje drugie, a wszystkie są ze sobą ściśle powiązane. Bohaterowie tkwią w mieszkaniu jak w matni, z której nie potrafią się wydostać. W końcu zostaje w niej tylko pan domu i jego gość, który w decydującym momencie zaskakuje i udaje mu się mądrze załatwić sprawę.

Co jednak z tego wynika i czy ktoś uznany za głupca jest faktycznie głupi – warto przekonać się na własne oczy.



Joanna Marcinkowska
Dziennik Teatralny Kraków
7 grudnia 2019