Nieuleczalna choroba zwana głupotą

Na scenie lubelskiego Teatru Muzycznego zobaczyliśmy lekki spektakl z genialną muzyką, rewelacyjnymi tekstami piosenek i ich nieco gorszym wykonaniem. ,,Machiavelli" to przedstawienie o nieuleczalności ludzkiej głupoty. Bo zdaniem twórców sztuki głupota jest chorobą. Ale skoro można w tej chorobie być szczęśliwym...

Osią libretta musicalu była intryga zaplanowana oczywiście przez Machiavellego. Główny bohater postanowił pomóc swojemu dawnemu uczniowi, Kallimachowi, który zakochał się w Lukrecji. Chłopak nie mógł z nią być, gdyż ta była żoną Calfucciego, największego wroga Machiavellego. Nadarzyła się więc świetna okazja do zemsty.

Dwa największe atuty ,,Machiavellego"? Teksty piosenek i muzyka. Utwory napisane przez Jerzego Wasowskiego to kwintesencja humoru, żartu i inteligencji. Cieszy różnorodność – część kompozycji była energetyczna, dynamiczna, kilka lirycznych i miłosnych. Muzyka nie była jedynie tłem, wyznaczała rytm przedstawienia, zmieniała jego nastrój. Absurd sytuacyjny zawierał się właśnie w tekstach piosenek.

Momenty refleksyjne pojawiły się za sprawą aktorów. I ci chyba za poważnie odebrali utwory Wasowskiego. W ich wykonaniach za dużo było patosu, za mało lekkości. Piosenki były zabawne, nieraz ironiczne, a aktorzy próbowali doszukać się czegoś, czego tam nie było. Nie wydobyli humoru, który Wasowski powkładał między poszczególne frazy. Niepotrzebny dramatyzm i pompatyczność dawał się zauważyć szczególnie w rolach kobiecych, np. Sostraty (Agnieszka Kurkówna). Twórcy zapomnieli, że jest to postać z komedii muzycznej z piosenkami twórcy Kabaretu Starszych Panów, a nie tragiczna, operowa rola. Brak autentyczności spowodowany zestawieniem ze sobą dwóch przeciwstawnych kategorii estetycznych zakłócił odbiór spektaklu. Warsztat wokalny aktorek był bez zarzutu, ale żart i ironię z tekstów piosenek można było lepiej wyeksponować.

Na przykład tak, jak zrobił to Seweryn Mastyna, odtwórca tytułowej roli. Oszczędnymi i przemyślanymi środkami stworzył genialną kreację Machiavellego. Tekst wyłożył jakby mimochodem, z ironicznym uśmiechem i dystansem do odgrywanej postaci. Machiavellego zagrał w dobrych proporcjach: było śmiesznie, chwilami poważnie, ale nie dramatycznie. Mastyna świetnie słyszy i czuje muzykę, a co za tym idzie, dobrze współpracuje z orkiestrą. Czasami melodeklamuje, szepce, czy wykrzykuje teksty utworów. Nie musi śpiewać operowo, ani też grać, że śpiewa.

W ogóle warto docenić główne postaci męskie. Zwłaszcza Andrzej Witlewski jako ksiądz Tymoteusz, podczas wykonywania jednej z piosenek potrafił zaprezentować pełen wachlarz zdolności gestycznych, mimicznych i wokalnych. Świetnie wypadł też debiut Karola Jasińskiego (Kallimach), który w zasadzie odegrał kilka postaci w jednej: był przyjacielem Machiavellego, nadwornym lekarzem, zaraz potem żebrakiem.

W pierwszej scenie widzimy obrazek florenckiej gospody. Na scenie dużo się dzieje, każda postać jest po coś. Przez klimat scenografii przebijał się temat banicji i przegranego życia Machiavellego. Niestety, intrygujący nastrój szybko znikł. A przez chwilę wydawało się, że aktorzy grający role epizodyczne nie będą tylko chórem, którego obecność w znakomitej części przedstawień muzycznych jest albo zbędna, albo źle wykorzystana. Po pierwszej scenie aktorzy nieodgrywający głównych postaci poza zmianą scenografii, nie mieli większej funkcji w spektaklu.

Obecna tymczasowa scena lubelskiego Teatru Muzycznego nie jest łatwa aktorsko. Tym większe uznanie należy się wszystkim, którzy decydują się pracować tu nad spektaklem. Trudno jest też stworzyć scenografię do takiej sali. W ,,Machiavellim" centralne miejsce sceny zajmowała bryła, która raz była wiejską gospodą, potem królewskim łożem. Rozwiązanie bardzo dobre, szkoda tylko, że poza tym pod względem scenograficznym nic więcej się nie zdarzyło, a w musicalu dekoracje są jednym z najważniejszych elementów. Podobać mogły się natomiast kostiumy. Klasyczne, utrzymane w ,,epoce" i charakterze przedstawienia, Anna Sekuła dopracowała w każdym szczególe. Co ważne widać było, że aktorzy dobrze je czuli. Uwspółcześniono tylko niektóre rekwizyty, np. na scenie pojawił się grill. Dobrze wkomponowane w całość stały się jednak integralną częścią przedstawienia.

I tylko zakończenie nie wybrzmiało. Zabrakło puenty, wszyscy czekają aż mistyfikacja urządzona przez tytułową postać wyjdzie na jaw. Kiedy Calfucii zdałby sobie sprawę, w jakiej intrydze wziął udział, inteligentna zemsta Machiavellego nabrałaby pełnego kolorytu, a głównym bohaterem stałby się spryt – nie głupota.

,,Machiavelli" to prosta komedia bez rozbudowanej fabuły i dużej ilości wątków. Każdy łatwo mógł zrozumieć, o co chodzi w przedstawieniu. A chodziło przede wszystkim o zabawę. Twórcy musicalu mieli świetny materiał, na którym można było zbudować bardzo dobry spektakl. Lubelski ,,Machiavelli" nie jest zły, brakuje tylko wykończeń, bo nie wszystkie ,,akordy" wybrzmiały, jak powinny.

 



Aleksandra Pucułek
Dziennik Teatralny Lublin
2 grudnia 2014
Spektakle
Machiavelli