O aktorkach, które kochały teatr

Teatr Dramatyczny serwuje nam opowieść o kobietach. I to nie byle jakich, ale o pierwszych aktorkach w historii teatru

Stworzenia sceniczne to spektakl, w którym wszystko jest tak, jak być powinno. Świetna gra aktorska, bardzo dobra reżyseria, piękne kostiumy i pasująca, nienarzucająca się muzyka. Ale... od początku.

Reżyser Robert Czechowski (już nie po raz pierwszy) wziął na warsztat spektakl "Stworzenia sceniczne" April de Angelis. To brytyjska dramatopisarka, reżyserka, współczesna badaczka okresu elżbietańskiego. W sztuce pokazuje historie autentycznych kobiet, które żyły w Anglii, w drugiej połowie XVII wieku. To właśnie one, jako pierwsze, zgodnie z dekretem króla mogły pojawić się na scenie i grać razem z mężczyznami. W rzeczywistości nigdy się nie spotkały, w wyobraźni autorki sztuki - grały razem na jednej scenie. W białostockiej odsłonie spektaklu w postaci tychże aktorek

wcielają się: Dorota Radomska (Pani Betterton), Aleksandra Maj (Doli Common), Alicja Dąbrowska (Neli Gwyn), Justyna Godlewska-Kruczkowska (Pani Farley) oraz Agnieszka Możejko-Szekowska (Pani Marshall). Wielkie brawa należą się szczególnie Dorocie Radomskiej, której Pani Betterton bawi, ale też potrafi doprowadzić do łez. Jest tak sugestywna i gra tak prawdziwie, że widz może poczuć się naprawdę jak w XVII-wiecznej Anglii.

Losy aktorek, które poznajemy nie są szczęśliwe. Mimo, że przez pewien czas każda z nich jest na szczycie, życie ma dla nich inny scenariusz. Jedna rzecz je łączy. Każda kocha teatr. I każda jest mu oddana. Niczym kochankowi, który jako jedyny nigdy nie zdradzi. Wszystkie też walczą o godność i o to, żeby widzowie i cały świat traktował je poważnie. A wszystko w starym teatrze. Miejscu, w którym wcześniej odbywały się walki niedźwiedzi (stąd stworzenia sceniczne), w którym czuć nadal ich zapach.

Plusem spektaklu jest nie tylko gra aktorska. Uwagę zwraca też ciekawie zaaranżowana przestrzeń, scenografia i piękne stroje - wszystko autorstwa Elżbiety Terlikowskiej. Ważna jest muzyka (oprać. Damian Neogenn-Lindner), która buduje napięcie, ale równocześnie nie narzuca się, nie wysuwa się na pierwszy plan. Wszystko reżyserską klamrą spina, wspomniany wcześniej, Robert Czechowski. Oby więcej takich spektakli!



Urszula Krutul
Gazeta Współczesna
21 lutego 2012