Pan Tadeusz na urodziny

Premiera widowiska "Pan Tadeusz" odbyła się w miniony piątek. Spektakl, na podstawie epopei narodowej Adama Mickiewicza w reżyserii Ireny Jun, to jednocześnie prezent dla widzów i ukoronowanie 65-letniej działalności Teatru im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie.

Wszystko zaczęło się 7 października 1944 roku, kiedy Resort Kultury i Sztuki PKWN zarządził utworzenie Teatru Narodowego w Rzeszowie. Był to przełomowy moment zarówno dla kultury tego regionu, jak i całego kraju. Przede wszystkim jednak, dzień narodzin rzeszowskiego teatru to niezwykła data dla ludzi - bo to dla nich właśnie tworzone jest miejsce i to dla nich aktorzy wychodzą na scenę. Nie chodzi tutaj o politykę, kurtuazję, względy, układy. Teatr jest świątynią filozofii, refleksji, płaczu oraz śmiechu. Jest tworzony przez ludzi dla ludzi. Od serca dla serca.

Pierwszym dyrektorem, opiekunem artystycznym i siłą twórczą, natchnieniem teatru, była jedna z najwybitniejszych polskich aktorek. Jej imię, imię Wandy Siemaszkowej, teatr otrzymał w 1957 roku. Dziś możemy zadać sobie pytanie, jak bez niego wyglądałby Rzeszów? Bez tych 65 lat kultury, nauki o świecie, a w szczególności o sobie samych? Jak wyglądaliby ludzie, których życie to miejsce kształtowało w określony sposób? To bardzo trudne, bowiem od ponad pół wieku jest w Rzeszowie miejsce, gdzie możemy uciec od rzeczywistości, zapomnieć o problemach, pójść po radę. Ten teatr to szpital dusz.

Irena Jun, realizując na jubileusz "Pana Tadeusza", podjęła się bardzo trudnego zadania. Przeniesienie na scenę utworów klasycznych wymaga bowiem nie tylko odwagi, ale doświadczenia, talentu, pomysłowości, ciekawego spojrzenia. Nie zabrakło żadnego z tych czynników. Udało się stworzyć coś, co wyróżnia się z tłumu. Spektakl niepowtarzalny. Tak samo, jak niepowtarzalne okazały się 65 urodziny Teatru im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie.

Nie sposób dyskutować, czy „Pan Tadeusz” Adama Mickiewicza jest epopeją narodową. Jest to o tyle niezwykłe, że wierszem trzynastozgłoskowym została zapisana, nie ukrywajmy, dość długa opowieść. Tym trudniej opowiedzieć historię XIX-wiecznej szlachty z ziem polskich, a nie postawić swoisty pomnik tamtemu społeczeństwu. Należy zwrócić uwagę, iż Mickiewicz pisał ku pokrzepieniu serc, pisał pełen patriotyzmu i nadziei. Chociaż pięknie, z nadmiarem patosu. Chociaż ceniony, może znudzić. Nie bójmy się tego powiedzieć. Tymczasem na rzeszowskiej scenie oglądamy nie historię narodowowyzwoleńczą, ale opowieść o prawdziwych ludziach, podobnych do nas, tyle, że żyjących kilkaset lat temu. Dostajemy spektakl prawdziwy, zabawny, zdecydowanie inny. Może nawet szokujący.

W rolę Pana Tadeusza wcielił się Łukasz Krzemiński. Młody aktor poradził sobie doskonale. Na scenie czuł się swobodnie i pewnie. Podobnie, jak jego doświadczony kolega Grzegorz Pawłowski, tym razem w roli Hrabiego. Można zaryzykować, że była to najlepsza kreacja w tym spektaklu. Perfekcyjna, dopracowana w najmniejszym szczególe. Poza talentem, to pewnie zasługa bycia ponad trzydziestu lat na scenie. Podobny zachwyt wzbudzała Telimena grana przez Mariolę Łabno-Flaumenhaft jako dystyngowana, dojrzała kobieta, dysponująca szerokim wachlarzem emocji. Jej uwodzicielski głos, podobnie jak umiejętności aktorskie oczarowały widzów. Nie można zapomnieć również o tym, jak wiele w ten spektakl włożyli pozostali aktorzy: Karolina Dańczyszyn, Barbara Napieraj, Marek Kępiński, Piotr Napieraj czy Wojciech Kwiatkowski. Emocje wypisane na twarzy, oczy odzwierciedlające wnętrze i rewelacyjne sceny zbiorowe. Młodość, dojrzałość, świeżość i doświadczenie. Tym razem takie pomieszanie skutkuje doskonałą sztuką, która może być przykładem i wzorem dla innych adaptacji.

Zaskoczeniem była czwórka tajemniczych narratorów, czarnych postaci o kamiennych twarzach, pojawiających się równie szybko, jak znikających. Całą opowieść osnuli nutą tajemnicy, wprowadzali swoiste wyciszenie po rozkrzyczanych, barwnych scenach. Byli dopełnieniem, niezbędnym, intrygującym, równie udanym i dopracowanym, jak całe przedstawienie.  

Irenie Jun wraz z ekipą rzeszowskiego teatru udało się stworzyć spektakl, który pokazuje, że nawet tak wielkim dziełem, jak „Pan Tadeusz” można po prostu się bawić. Teatr daje taką możliwość, pozwala na to. Scena jest milionem perspektyw, pomysłów, alternatyw. To nieprawda, że nie ma tam miejsca na rap, muzykę współczesną. To nieprawda, że ten spektakl wymaga wyszukanej scenografii. Wystarczą pomysłowość i wyobraźnia. Ponadto jest to świadectwo literatury klasycznej, która nie musi być monotonna. Irena Jun skonstruowała obraz pełen energii, dynamiczny i trzymający w napięciu. Co więcej, dzięki wspaniałym aktorom udało się delikatnie musnąć absurd, komedię i groteskę. Udało się dotknąć czegoś więcej, jak tylko powagi, która nieodłącznie trwa przy utworach klasycznych.

Życzyłbym sobie, jak i polskiemu teatrowi więcej takich reżyserów oraz spektakli, które zaskakują, jednocześnie bawią i poruszają ważne kwestie. Spektakli niecodziennych, nietuzinkowych, będących dowodem na rozwój kultury, która podąża w dobrym kierunku.



Maciej Doryk
Dziennik Teatralny Rzeszów
9 listopada 2009
Spektakle
Pan Tadeusz