PPA, czyli Przetrwamy (nawet) Poza Anteną?

Właśnie kończy się 30. edycja Przeglądu Piosenki Aktorskiej. Gdy okazało się, że TVP nie transmituje koncertu, nad festiwalem zawisło pytanie o kryzys wieku średniego

Lokalna prasa pytała, czy brak obecności na ekranie strąca przegląd do undergroundu? Czy świadczy to o kryzysie jego formuły? Kryzysie gatunku "piosenki aktorskiej"? Czy cała impreza staje się branżową zabawą dla wąskiego grona elit? Przedstawiciele telewizji w uzasadnieniu decyzji powołują się na wyniki oglądalności - aktorów śpiewających w konkursie chce oglądać mniej widzów niż aktorów śpiewających czy tańczących na lodzie w teleturniejach (inna rzecz, że typowe pory emisji konkursu to wakacje, środek tygodnia, 10 rano czy niedziela w nocy). Konkurs kiedyś przykuwał do odbiorników miliony widzów - dziś nie. 

Jeśli jednak spojrzeć na wypchane po brzegi sale i kolejki do kas, trudno odnieść wrażenie, że PPA to impreza zamknięta dla grona znajomych po fachu. Młodzież i goście pamiętający wszystkie 30 edycji, aktorzy, muzycy i "ulica" z dobrą wiarą zjawiają się na pokazach, walczą o bilety na koncerty często mało jeszcze znanych w Polsce artystów. Artystów, którzy sprawdzili się na tak "nieniszowych" imprezach, jak edynburski Fringe (największy na świecie festiwal gromadzący tysiące artystów, wiele gatunków, na miesiąc zmieniający senne miasto w ogromną scenę). I właśnie w stronę Fringe\'u ciąży w ostatnich latach PPA. Pełnowymiarowe spektakle uznanych zespołów (w tym roku Volksbühne, w zeszłym Berliner Ensemble) obok eksperymentów, debiutanci obok gwiazd - często nieodłącznie związanych z historią festiwalu (Janda, Geppert, Groniec).

W dyskusjach na temat PPA warto czasem zmienić perspektywę z "festiwal na tle 30-letniej historii" na "festiwal na tle bieżących wydarzeń na świecie". Okaże się wtedy, że wrocławski festiwal znajduje się nie w niszy, ale w mainstreamie, dzieląc z nim przywileje i problemy. Organizatorzy Fringe\'u w Edynburgu co roku narzekają na mizerne wsparcie ze strony telewizji i w tym roku postanowili założyć kanał telewizyjny poświęcony wszystkim organizowanym w mieście festiwalom (będzie wspierany przez BBC i promowany m.in. w portalach MySpace czy Facebook). Nie zmienia to jednak tego, że impreza pozostaje jednym z największych wydarzeń artystycznych na świecie, rynkiem nowych talentów i silnikiem napędzającym gospodarkę miasta. 

Brak wsparcia ze strony nadawców w żaden sposób nie świadczy więc o wyczerpaniu formuły festiwalu. Telewizja od kilku lat promuje model programów sformatowanych, wyprodukowanych w studiu, ze zdalnie sterowanymi reakcjami publiczności ("Aplauz!", "Meksykańska fala!" czy nagrany na taśmę śmiech jak w sitcomach). Na zjawiska spontaniczne, oparte na atmosferze i grze z żywym widzem może rzeczywiście nie ma już w niej miejsca. Problem ten dotyczy zresztą także retransmisji koncertów czy spektakli teatralnych - jeśli nie są realizowane przez profesjonalistów, w stylu zgodnym z ich specyfiką, cała ich magia ginie gdzieś na łączach. Jak oddać entuzjazm publiczności bawiącej się do dźwięków czołówki z "5-10-15", napięcie na sali, gdy irlandzka pieśniarka Camille O\'Sullivan siada na kolanach przedstawiciela władz miasta, podniecenie, jakie młodzi uczestnicy konkursu wzbudzają, śpiewając Osiecką, fado, fragmenty z Kafki, Shakespeare\'a czy utwory o Gazpromie, Pudelku i kryzysie ekonomicznym? 

Organizatorom zdarzają się oczywiście wpadki. Eksperyment z zaproszeniem teatru tańca Carolyn Dorfnam (towarzyszącego śpiewającej pieśni żydowskie Bente Kahan) nie powiódł się - nie dlatego jednak, że taniec i piosenka aktorska się wykluczają. Spektakl powielał po prostu najgorsze klisze na temat jedynie słusznego stylu opowiadania o Holocauście. 

Ale były też niespodziewane sukcesy, jak występ Ivy Bittowej z zespołem Bang on a Can All-Stars. Wśród widzów obserwujących niezwykłą czeską skrzypaczkę (łączącą folk z muzyką współczesną) jęczącą i świergocącą w niedzielny wieczór na pewno znaleźliby się tacy, którzy gotowi byliby przysiąc, że występowała ona boso, zamiast skrzypiec miała banjo, a całość trwała zaledwie minutę. Tego hipnotycznego efektu nie zarejestrowałaby żadna kamera. 

W drugim etapie Konkursu Interpretacji Piosenki Mariusz Odważny wystąpił na tle teledysku "Hedonism" Skunk Anansie. Gdy skończył, z offu dało się słyszeć nagrane z "Idola" wypowiedzi Kuby Wojewódzkiego i Jacka Cygana. Dla artystów PPA paradoksalnie to telewizja jest dziwnym undergroundowym zjawiskiem budzących pobłażanie. W czasach, gdy odbiorcy odkładają piloty i coraz bardziej świadomie gospodarują swoim czasem (szperają w internecie, kupują DVD), brak transmisji konkursu młodych talentów jest kłopotliwy i może spowolnić karierę laureatów w "show-biznesie". Nie jest jednak wyrokiem śmierci ani na nich, ani na festiwal. Gdyby jeszcze PPA dostał od miasta większe przestrzenie i sceny...



Joanna Derkaczew
Gazeta Wyborcza
30 marca 2009