Próby podsumowania transformacji na Festiwalu Teatralnym "Scena Wolności" w Słupsku

W dniach 3-6 października w Nowym Teatrze im. Witkacego w Słupsku odbył się Festiwal Teatralny "Scena Wolności". Drugiej już edycji tego wydarzenia przyświecało hasło "transformacja", które w jasny sposób odnosiło się do 30-tej rocznicy transformacji ustrojowej w Polsce. Na drugim planie tej interpretacji pojawiały się także inne problemy: społeczne, egzystencjalne wywołane zmianami politycznymi '89 roku.

Program festiwalu był bogaty i różnorodny; zorganizowano spotkania, wykłady, warsztaty oraz zaprezentowano 8 spektakli: "Katechizm białego człowieka" (reż. M. Neinert - Teatr Korez w Katowicach), "Made in USA" (reż. Kolektyw Janiczak/Mosiewicz/Rubin/Stępniak - Nowy Teatr w Słupsku), "M-2" (reż. D. Kopiec - Nowy Teatr w Słupsku), "Herosi transformacji. Ostateczne starcie" (reż. M. Walczak - Pożar w Burdelu), "Aleja Narodowa" (reż. K. Dudzic-Grabińska - Teatr Polski w Podziemiu/Wrocław), "Nasza klasa" (reż. O. Spišák - Teatr Dramatyczny w Warszawie), "Reality show(s). Kabaret o rzeczach strasznych" (reż. J. Hussakowski - Teatr im. J. Kochanowskiego w Opolu), "Broniewski" (reż. A. Orzechowski - Teatr Wybrzeże w Gdańsku)

Przedstawienia manifestowały możliwość swobodnego wypowiadania się oraz rewidowania historii i ideałów minionej epoki - co podkreślał organizator, ale zwracały również uwagę na skutki wielkich przemian, jakie zaszły w mikrospołecznościach oraz na fakt, że sama transformacja jest poddawana krytyce. Wszystkie spojrzenia wydają się bardzo ciekawe.

W przeciągu siedemdziesięciu lat Polska przeszła dwie transformacje ustrojowe (1918, 1989), którym towarzyszyły/które wywoływały zmiany społeczno-obyczajowe. Prezentacje festiwalowe odwoływały się do obu politycznych przełomów oraz pokazywały zmiany, jakie wraz z nimi zaszły w życiu codziennym - indywidualnym i zbiorowym. Tematyka spektakli i wydarzeń towarzyszących zwracała uwagę na wymiar makro: na politykę i fakty historyczne oraz na pojedyncze przypadki - "ofiary" transformacji. Było zatem różnorodnie, ekscytująco, bogato i ciekawie, a spectrum festiwalowych emocji oscylowało między groteską a tragedią.

Spektaklem rozpoczynającym festiwal był monodram Huberta Bronickiego "Katechizm białego człowieka", który bawiąc, zwracał uwagę na takie zagadnienia jak wolność i moralność. Prześmiewczy tekst Jarosława Murawskiego z dużą dozą humoru obnaża: rasizm, nacjonalizm, pruderię, homofobie czy ksenofobię oraz akcentuje środki perswazji, którym społeczeństwo jest poddawane. Pokazuje, jak manipuluje się ludźmi i mentalnie ich ubezwłasnowolnia.

Jak niewiele zwykle pozostaje z obietnic i oczekiwań, pokazał kolejny spektakl, "Made in USA", który otworzył przestrzeń do rozmowy na temat wagi marzeń, nadziei i ideałów. Spektakl mówi o moralnych postawach i społecznych oczekiwaniach mieszkańców Stanów Zjednoczonych, którzy w domniemaniu są reprezentacją społeczeństwa zmęczonego wiarą w postęp, w lepszość nowego. Uwagę na zjawisko zmęczenia, strachu, rozczarowania, zawodu na poziomie jednostkowym zwraca także spektakl Jana Hussakowskiego "Reality show(s). Kabaret o rzeczach strasznych". Na poły fantastyczno-oniryczne przedstawienie ukazuje realne problemy: stany i uczucia ludzi, będących ofiarami transformacji, których życie osobiste zostało wytrącone z posad w wyniku zmian politycznych. Reżyser widzi, że rok 1989 otworzył Polsce okno ku wolności, wpuszczając przy tym chłodne powiewy zmian, odczuwalne w każdym domu. Szerokie horyzonty to nie tylko, jak się okazuje, bezmiar szans i możliwości, to także chłodna, otwarta przestrzeń, która może budzić lęk.

Jeszcze większy stopień odrealnienia zaprezentowało widowisko Pożaru w burdelu "Herosi transformacji. Ostateczne starcie", przygotowane w konwencji komiksu i szopki noworocznej jak zawsze przez Michała Walczaka. Na wykładzie Tomasza Urbaniaka wprowadzającym do tematyki festiwalu przytoczony został cytat zagranicznego politologa, iż transformacja w Polsce nie trwała dziesięć dni, jak w Rumunii, lecz dziesięć lat. Okazuje się, że ten rzeczywiście długi i niełatwy czas, stał się sytą pożywką dla kabaretu i satyry. Twórcy spektaklu przedstawili propozycję spojrzenia na transformację ustrojową z perspektywy dzisiejszej popkultury. Z pomocą groteski i parodii musical kreuje fantastyczną rzeczywistość i zmienia optykę. Pierwotnym zamiarem tej realizacji było przedstawienie językiem młodzieży przełomowego okresu naszej historii, jednak sposób pokazania ikon polskiej transformacji jako herosów tych zmian, otworzył nowe pole do interpretacji tych procesów - pole zabawy i dialogu. Musical z charakterystyczną, młodzieżową szczerością przypomina, że "świat jest teatrem", a Balcerowicz był kiedyś młody. Spektakl, który parodiuje i jest prześmiewczy, nie uraża, ani nie obraża lecz karnawalizuje historię a jednocześnie jest projekcją rzeczywistości alternatywnej, w której w końcu możemy bezkarnie (i tak jak lubimy) pożartować z siebie i każdej innej świętości. Rzeczywistość spektaklu daje upust dionizyjskiej naturze i jest szczerą zabawą obu stron.

Trzeci dzień festiwalu był teatrem słowa. Oba spektakle grane tego dnia: "Aleja Narodowa" [na zdjęciu] oraz "Nasza klasa" opierały swój przekaz na mocy słowa i ciężarze historii. Pokazano, że każdy jej uczestnik jest tylko elementem rzuconym w wir, a życie jednostek jest tylko wypadkową starcia realiów z ideałami, niezależnie od epoki. Zderzenie z Historią - wielkimi procesami dziejowymi, zostawia bliznę na życiorysie - mniej lub więcej eksponowaną. Monodram Dariusza Maja, jak i tekst Słobodzianka, przedstawiają proces ulegania historii. Pokazują jak wydarzenia historyczne (szczególnie te przełomowe) wpływają, zmieniają, burzą i tworzą na nowo życie zwykłych ludzi. Przedstawienia te pokazują, że zwykły, pozbawiony świadomości człowiek, niewiele może zrobić wobec naporu faktów, zdarzeń czy systemów, a w krytycznych warunkach jego człowieczeństwo niewiele znaczy. "Nasza klasa" i "Aleja Narodowa" to opowieści obnażające ludzką słabość, zależność, strach, brak samodzielnego myślenia, empatii. Obie historie, bardzo surowe w formie i przekazie, są metaforą pustki - mentalnej i duchowej, której zdaje się żadna kultura nie jest w stanie wypełnić. Spektakle wykorzystują moc słowa, przypominając równocześnie o jego sprawczej sile. O tym, że "na początku było słowo" i że na końcu też zawsze jest słowo i o tym, że słowa prowadzą do czynów.

O to "co się stało z nasza klasą?" pytał już niegdyś Jacek Kaczmarski, o umarłej klasie mówił w 1975 roku Tadeusz Kantor, a dziś z rozliczeniem historii w tej konwencji mierzy się Ondrej Spišk. Małe społeczności - klasy to środowiska, na których życiu odciska się ciężar wydarzeń historycznych i maluje obraz panujących idei. Jak pokazuje monodram "Aleja Narodowa", życiorysy maluczkich rejestrują historię i elementy świadomości zbiorowej oraz sankcjonują trybikowe położenie życia jednostki w zapisie historii zbiorowej, której prawdziwy obraz nie istnieje, a czas jest ciągle ten sam.

Spektakle "Broniewski" (Teatr Wybrzeże) oraz "M-2" (Nowy Teatr) stawiały pytania o miejsce, rolę i świadomość jednostki w zachodzących procesach historyczno-społecznych. Tłumaczyły proces wikłania się w historię oraz poddawały w wątpliwość siłę samostanowienia. Pokazywały słabość w człowieka w trudnych momentach przejścia i zmiany. Tematyka prezentowanych spektakli oscyluje wokół oddziaływania polityki i historii na teraźniejszość, szczególnie w czasie przemian, ale pokazuje także, że odpowiedzi na pytania teraźniejszości należy szukać w przeszłości. Każde przemianowanie rzeczywistości wiąże się z jakimś przewartościowaniem, zmianą hierarchii i chęcią jak najlepszego ustawienia się w nowej pozycji. Jak pokazują badania i eksperymenty socjologiczne, a w końcu i sama historia, w tej rozgrywce instynkt często zagłusza moralność.

Spektakle "Made in USA" i "M-2" stanowiły w wymiarze festiwalowym symboliczne punkty graniczne - miejsca, w których należy zadać sobie pytanie: i co dalej? Tak na poziomie życia prywatnego, jak i społecznego. Niestety, wiele tych i innych ciekawych odniesień nie zostało pogłębionych a nawet zasygnalizowanych podczas wieczornych dyskusji, które zdecydowanie obniżały poziom tego wydarzenia kulturalnego. "Nocne Polaków rozmowy" nie nasyciły wyrafinowanego widza, tak jakby Teatr nie miał na nie pomysłu ani siły. Pod ładną nazwą nic się nie kryło, a ograniczenia czasowe uniemożliwiały wyjście ponad poziom infantylnej plotki. Czyste szaleństwo, szkoda.



Justyna Borkowska
Gazeta Świętojańska online
22 października 2019