Przedstawienie musi trwać

Spektakl "Czego nie widać" w reż. Jana Klaty na odrestaurowanej Scenie Kameralnej w Sopocie, to istne widowisko. Wyczekiwane przez wszystkich otwarcie, o czym świadczy dosłownie pełna sala widzów, łącznie z zajętymi schodami. Choć dla Teatru Wybrzeże, to dość charakterystyczne.

Autorem sztuki jest angielski dramaturg- Michael Frayn, a grana ponad sto razy i tłumaczona na wiele języków farsa nadal utrzymuje się wysoko w rankingach i śmiało mówi się, jako jednej z najlepiej napisanych komedii. W przekładzie Małgorzaty Semil oraz Karola Jakubowicza widzowie od lipca mogą zobaczyć ostatnią próbę generalną spektaklu "Co widać". Kiedy wybija północ, a objazdowa grupa teatralna wciąż próbuje dokończyć pierwszy akt irytacja reżysera osiąga najwyższy poziom. Nieokrzesani aktorzy, którzy zapominają tekstu, pytania i prośby o zmiany dobę przed premierą, seria niefortunnych zdarzeń, zaginieni aktorzy, alkohol, skomplikowane romanse i awarie scenografii, to tylko kilka powodów, dla których wszystko nie idzie zgodnie z planem.

W pierwszym akcie "Czego nie widać" obserwujemy z poziomu widowni proces przygotowawczy do premiery, z dość okrojonym budżetem i skromną scenografią. Punkowo ubrany, z donośnym głosem Lloyd, który zajmuje miejsce wśród gości rewelacyjnie sprawia, że widzowie czują się, jak na prawdziwej próbie. Przeróżne osobowości aktorów, których nie sposób opanować z nadzwyczajną życzliwością i wsparciem wobec siebie są wręcz uroczy. Fantastyczna Katarzyna Figura jako Dotty Otley, której od samego początku nie idzie zbyt dobrze. W roli Pani Clackett z dystansem zachowuje powagę sytuacji. Pomimo wpadek wciela się w gosposię, a jej największym teatralnym wrogiem, jak się okazuje, jest talerz sardynek. W domu z niezliczoną ilością drzwi pojawia się Garry Lejeune - Jakub Nosiadek - miłosny amant, który próbuje oczarować młodą, niezwykle atrakcyjną, choć niezbyt inteligentną agentkę nieruchomości. Brooke Ashton - Magdalena Gorzelańczyk - przykuwa uwagę widowni nie tylko swoim skąpym strojem . Nieustanny dźwięk trzaskających drzwi i obieg osób, którzy nie mają pojęcia, że wszyscy znajdują się w domu doprowadza do szeregu domysłów, a nawet włamania. Oparciem dla współtowarzyszy w tej trwającej farsie jest Belinda Blair - Magdalena Androsz - która wie wszystko o wszystkich i bez wahania, chętnie dzieli się informacjami z innymi. Frederick Fellowes - Cezary Rybiński - precyzyjny i drobiazgowy, próbujący doszlifować niczym diament swoją postać. Robi co może by przedstawienie trwało i to do tego stopnia, że bez namysłu po prostu gra swoją rolę. Kolejnym koszmarem dla Lloyda - Piotr Biedroń - jest uganiający się za butelką whisky Selsdon - Krzysztof Matuszewski - oraz rozkojarzony Tim - Robert Ninkiewicz. W tym wszystkim zagubiona Popy - Agata Woźnicka - która próbuje utrzymać całość tak, aby nie dopuścić do całkowitej porażki, choć poprzeczka jest maksymalnie wysoko.

W drugim akcie widzowie mają przyjemność oglądać ten sam spektakl od kulis. Wydawałoby się, że do tej pory sytuacja była już maksymalnie skomplikowana. Okazuje się, że jednak to nie wszystko. Widzowie obserwują nie tylko drugą stronę sceny, ale także aktorów. Ich życie prywatne, relacje, zachowania. Sytuacje, których nie wszyscy chcieliby być świadkami i które budzą mieszane uczucia od awersji, przez zażenowanie, aż po śmiech. Po przerwie, w trzecim akcie widzimy premierę, która jest serią improwizacji i z pewnością nie taki był zamierzony finał.

Oprócz farsy, której widzowie są świadkami ciekawym doświadczeniem jest zobaczenie procesu tworzenia "od zaplecza". "Czego nie widać" obrazuje jak ciężką pracą jest tworzenie i realizacja. Ile czasu, zaangażowania, poświęceń i wyrzeczeń stoi na drodze, aby widzowie mogli spędzić niespełna trzy godziny w teatrze i dobrze się bawić.

Scenografia, światła i kostiumy Mirka Kaczmarka oddający "tandetę" charakterystyczną dla farsy zagrały w spektaklu fenomenalnie. Aktorzy ubrani w czarno-białe o oryginalnym wzorze stroje, to także wzbogacenie o szczegóły. Z pozoru prosta scenografia w połączeniu ze światłami i kolorystyką oddała klimat sztuki Michaela Frayna. Oprócz wybornej gry aktorskiej i dbałości o każdy detal, Maćko Prusak rewelacyjnie opracował ruchy sceniczne. Tak doszlifowana choreografia w towarzystwie wybitnej obsady ucieszy oko każdego widza.

Jan Klata, to Polski reżyser teatralny i dramaturg, który na swoim koncie ma 50 spektakli zrealizowanych na deskach teatru, a jego sztuki były grane kilkadziesiąt razy. Nie jest to jego pierwsza współpraca z Teatrem Wybrzeże i nie spodziewam się, że ostatnia. Laureat wielu nagród teatralnych i literackich, w tym nagrody Złotego Yoricka. I choć "Czego nie widać" w reżyserii Klaty budzi kontrowersyjne stwierdzenia, to uważam, że wybrał dobry moment na wystawienie farsy właśnie teraz. W dobie strasznych doświadczeń, z którymi mierzymy się w ostatnim czasie. Pandemia, trudna sytuacja ekonomiczna, nieprzychylne warunki życiowe, okrucieństwa na wschodzie, a pośrodku Teatr Wybrzeże w wybitnie inteligentnej sztuce w reżyserii uznanego twórcy, jako pokrzepienie. Świadczą o tym wplątane w sztukę elementy muzyczne, symbolika, czy barwy wojenne.

Bardzo lubię stwierdzenie, że teatr zaskakuje. Właśnie tego możemy doświadczyć wybierając się do Sopotu. Zdziwione miny widzów chwilę po rozpoczęciu sztuki są doskonałym dowodem na to, że Teatr Wybrzeże jest niezwykły.
"Czego nie widać" Jana Klaty, to teatr w teatrze, a dla widzów, którzy jeszcze nie widzieli spektaklu jest jedynie zapewnieniem 2,5 godzinnej dobrej zabawy z elementami gwałtownego śmiechu.



Aleksandra Wojciechowska
Dziennik Teatralny Trójmiasto
18 lipca 2022
Spektakle
Czego nie widać
Portrety
Jan Klata