Ramzes XIII Ateista

Faraon wg. Bolesława Prusa w reżyserii Adama Nalepy to kolejna inscenizacja Teatru Wybrzeże w ramach Konkursu Klasyka Żywa. Znowu, po Przedwiośniu, mamy próbę odzyskania polskiej powieści dla teatru. Można zastanawiać się, czy zasadne jest przenoszenie prozy na język teatralny, bowiem zawsze musimy liczyć się w takim przypadku z uratą wielu wątków, treści i sensów. Już ze względu na objętość książki wystawienie „Faraona" można było uznać za zadanie ryzykowne. Nie pomaga także to, że nadal bardzo żywa jest w naszej zbiorowej świadomości nominowana do Oscara ekranizacja Jerzego Kawalerowicza. Nalepie udało się jednak stworzyć własną wizję tej niezwykle aktualnej powieści. Pomimo usunięcia niektórych wątków i pewnych zmian fabularnych, „Faraon" w Teatrze Wybrzeże to spektakl spójny, dynamiczny i – zwłaszcza dzisiaj – niezwykle ważny.

Bolesław Prus stworzył w powieści tak realistyczny obraz starożytnego Egiptu, że trudno wprost uwierzyć, iż nigdy nie istniał ani Ramzes XII ani jego następca, a sam pisarz w Egipcie nigdy nie był. Adam Nalepa przy udziale scenografa Macieja Chojnackiego odtwarza ten klimat doskonale. Scena przedstawia wnętrze świątyni, scenografia jest bardzo surowa, ale dopełniają ją wszechobecne: dźwięk i zapach. Już od pierwszej sceny dominuje niemal duszący zapach kadzidła. Słychać także nieustanne kapanie wody, która symbolizuje Nil, świętą rzekę Egipcjan. Całości dopełnia muzyka, opierająca się głównie na niepokojąco brzmiących skrzypcach (brawa dla Marcina Mirowskiego). Duszna, mroczna atmosfera. Świat Faraona jest zgoła odmienny od naszego – jednak relacje międzyludzkie oglądamy tutaj jak w lustrze. Co prawda nie ma już niewolnictwa, ale przecież nasze społeczeństwo coraz bardziej się rozwarstwia. Ludzie zamiast łączyć się – wciąż dzielą się na grupy, niemal kasty. Pogłębia się wciąż rozwarstwienie ekonomiczne, a niedługo poważnym problemem stanie się pochodzenie, o czym już świadczy nieprzyjazna atmosfera towarzysząca przyjmowaniu uchodźców do Polski.

W swej powieści Bolesław Prus mocno podkreślił konflikty na tle rasowym. Książka zaczyna się od opisu miedzianego koloru skóry Egipcjan, który był dla nich źródłem dumy: odróżniał ich bowiem od ludzi „żółtych", „czarnych" czy „białych". W inscenizacji Nalepy ten wątek, i kilka innych, ze zrozumiałych względów został ograniczony. Spektakl trwa 3 godziny – skupiając się na kwestii władzy oraz konfliktu między młodym następcą tronu a kapłanami. Tym ostatnim przewodzi Herhor (w tej roli świetny, jak zawsze, Robert Ninkiewicz). Nieco ograniczona została rola Pentuera (Michał Kowalski), a szkoda, bo ten kapłan jako jedyny sprzyjał Ramzesowi, będąc jedną z najbardziej niejednoznacznych postaci „Faraona".

Adam Nalepa wraz z Jakubem Roszkowskim stworzył scenariusz, mieszając kolejność niektórych scen i przypisując innym bohaterom niektóre kwestie – jednak powstał tekst o dynamicznej akcji, spójny i wiarygodny. A co najważniejsze – niezwykle aktualny. Możemy śmiać się z żarliwej pobożności naszego nowego prezydenta. Możemy krytykować częstotliwość z jaką uczęszcza na uroczystości kościelne. Jednak nie zmienia to faktu, że to on został wybrany na prezydenta, a Kościół Katolicki ma ogromny wpływ na władzę w Polsce. To zaskakujące, ale są w Polsce ludzie, którzy nie wiedzą o istnieniu funduszu kościelnego, o zwolnieniach z płacenia podatków od nieruchomości, jakie ma Kościół. A przecież, jak pokazał w „Faraonie" Prus, wiedza to władza. Ten kto wie – rządzi. Nie jest to oczywiście wynalazek współczesnej Polski. Od zawsze kościół i władza szły, jeśli nie ręka pod rękę, to bardzo blisko siebie. Dlaczego jednak władza zawsze musi być namaszczona przez Boga lub bogów? Czy tak trudno nam stworzyć umowę społeczną, wedle której rządzenie byłoby pewnego rodzaju usługą, którą należy wykonać dla dobra nas wszystkich? Zanim oddamy komuś tron czy najwyższy urząd, musi dać nam błogosławieństwo jakaś siła wyższa? Nalepa dobitnie pokazuje, że zwyczajnie łatwiej rządzi się tymi, którzy nie wiedzą.

W Egipcie bogiem jest mądrość, a dokładniej – wiedza. Kiedy Ramzes dowiaduje się, że kapłani przewidzieli zaćmienie i na ten dzień poprzez manipulacje ustawili atak na świątynię – poddaje się, bo wie, że już przegrał. Z kolei dla kapłanów momentem największej grozy był moment, gdy dowiadują się, że Ramzes wie o planowanym traktacie z Asyrią. W tej grze chodzi o to, kto zdobędzie więcej wiedzy i jak posłuży się nią do osiągnięcia swoich celów. Kapłani wykorzystują swoją wiedzę do manipulowania ludnością, a nawet samym Faraonem. To oczywiste. Dlaczego jednak w scenach, kiedy Nalepa żartuje sobie z zachłanności kapłanów, z ich czczych obietnic i manipulacji – widownia także się śmieje? Dlaczego nikt nie podnosi wrzawy, nie woła: hańba!? W teatrze możemy pozwolić sobie na drwiny z kapłanów? A w niedzielę damy na tacę, w końcu jak trwoga to do Boga, nawet się pomodlimy. Dzieci ochrzcimy, bo co sąsiedzi powiedzą, a ślub musi być kościelny. Do tego lekcje religii w szkołach, krzyż obok godła w każdej instytucji i portret papieża w gabinecie prezydenta. To zaskakujące, że spektakl, który mógłby zostać uznany za antykościelny, nie wywołuje oburzenia. Śmiejemy się, bo nie wiemy, jak niebezpieczne są te manipulacje. Albo nie chcemy wiedzieć.

Herhor po śmierci Ramzesa wprowadził większość planowanych przez niego reform. Nie jest ważne co kandydat zapisze w programach wyborczych. Ważne kto sprawuje władzę. „Żebym to był ja, nie on". Głównym celem polityków jest zachowanie władzy. Problemy i potrzeby ludu są na dalszych miejscach.

Także wątki kobiece zostały przez Adama Nalepę skrócone, a szkoda – bo rzadko spotyka się w literaturze tak gorzki obraz kobiety doszczętnie zniszczonej przez mężczyznę. Dwóm bohaterkom udało się jednak ukraść odrobinę uwagi widowni. Na szczególne uznanie zasługuje Anna Kociarz w roli Nikotris – królowej matki. Wyróżnia się także Sylwia Góra-Weber, świetnie i zaskakująco obsadzona w roli Hiramme, która to postać u Prusa była mężczyzną. Dialogi pomiędzy nią a Dagonem (Jacem Labijak) to najlepsze fragmenty w całej sztuce. Niestety obie kobiety Ramzesa – Sara (Agata Bykowska) i Kama nie zdołały się wyróżnić podczas premiery. Godne uwagi są natomiast sceny miłosne Ramzesa i Kamy (Katarzyna Kaźmierczak) – z zachwycającą choreografią autorstwa Wiolety Fiuk i Patryka Gackiego.

Najbardziej jednak cieszy, że Jakub Mróz dostał w końcu rolę, w której miał możliwość zabłysnąć. I udało mu się to. Gwiazda Ramzes błyszczy najjaśniej – od początku do samego końca Mróz daje z siebie wszystko. Jego Ramzes jest młodym, narwanym, kierującym się emocjami chłopakiem. Jest człowiekiem z krwi i kości wśród dwuwymiarowych postaci. Jest idealistą, ale także racjonalistą. I co najważniejsze – jest ateistą. Ramzes nie ma wiary, być może chciałby wierzyć, być może byłoby mu łatwiej. Ale on reprezentuje sferę świecką, uwięzioną w nieprzyjaznej sferze sakralnej. Kapłani chyba zresztą też nie bardzo wierzą (w końcu są autorami większości „boskich cudów"), ale są oni przypisani sferze sakralnej, nawet jeśli, tak jak Pentuer, nie do końca się z nią identyfikują. Ramzes pozostaje wierny sobie i swoim przekonaniom. Dlatego, chociaż na końcu przegrywa, to on jest tutaj bohaterem.



Katarzyna Gajewska
Dziennik Teatralny Trójmiasto
25 sierpnia 2015
Spektakle
Faraon
Portrety
Adam Nalepa