Refleksje nad tożsamością narodową

Premiera spektaklu "Między nami dobrze jest" Doroty Masłowskiej reżyserii Piotra Ratajczaka odbyła się w Teatrze Zagłębia w Sosnowcu 14 października 2011r. Sztuka została napisana na potrzeby projektu TR/PL, do którego zaprosił artystkę Grzegorz Jarzyna. Scenografią zajęła się Matylda Kotlińska, kostiumami Grupa Mixer, natomiast ruchem scenicznym Arkadiusz Buszko. W spektaklu zagrali aktorzy w większości z wieloletnim doświadczeniem na scenie teatralnej (m.in. Elżbieta Laskiewicz, Grzegorz Kwas, Maria Bieńkowska, Przemysław Kania, Ewa Kopczyńska), a nawet w telewizji - Małgorzata Sadowska. Swój debiut aktorski miała Martyna Zaremba

Sztuka ukazuje Polaków, którzy różnią się od siebie pod wieloma względami: wiekiem, zamożnością, poglądami. Szczególnie ciekawe są absurdalne dialogi miedzy babcią a wnuczką, które zupełnie nie rozumieją siebie nawzajem. Staruszka opowiada o czasach sprzed II Wojny Światowej, natomiast dziewczyna drwi z niej opowiadając o swoich przeżyciach. Ich rozmowy przeplatane są pogawędkami matki dziewczyny i sąsiadki. Ta druga jest odrzucana przez społeczeństwo, gdyż jest gruba, lecz niejako sama się od niego oddala, ponieważ nie akceptuje siebie.

Wszystkie dialogi odbywają się, gdy osoby w nich uczestniczące siedzą przed ekranem telewizora lub czytają kolorowy magazyn, dlatego też nie są do końca skupione na sobie, nawet na siebie nie patrzą. Ze światkiem czterech biednych kobiet, które mieszkają w małym M1 miesza się postać artysty, który stara się stworzyć scenariusz filmu. Wymyśla różne scenariusze, które są stworzone dla szerszej publiczności, przez co nie są zbyt ambitne. Na postać DJ-a, który pracuje w radio także nie można nie zwrócić uwagi, gdyż „nadaje rytm” całemu przedstawieniu i w niektórych momentach komentuje rozmowy bohaterek. 

Pokazane jest również życie ludzi bogatych. Prezenterka telewizyjna prowadzi wywiad  z aktorem, który ma bardzo zestresowane życie i między innymi przez to często sięga po alkohol. Bardzo ciekawa jest postać Edyty, która zdobywa przychylność widza pomimo, że sprawia wrażenie „słodkiej idiotki”. Ma niewielkie problemy w porównaniu do innych ludzi, jednak bardzo się nimi przejmuje. Z wielką ekscytacją opowiada o nieudanej próbie bycia dobrym człowiekiem, kiedy kupiła cukierki dla dzieci z sierocińca, ale nie udało jej się dowieźć tego prezentu, gdyż po drodze wszystkie zjadła. Widać paradoks pomiędzy codziennymi sytuacjami biednych i bogatych ludzi. Ci pierwsi jedzą resztki obiadu sprzed kilku dni, natomiast zamożniejsi martwią się tym, że zgrubną, bo zjedzą za dużo. 

Interesujące jest podejście do tożsamości narodowej. Niektórzy bohaterowie twierdzą, że są „europejczykami” i nie akceptują siebie jako Polaków. Inni (na przykład staruszka) dzięki swoim przeżyciom ma świadomość przynależności do swojego narodu i nie wstydzi się tego pomimo, iż jest wyśmiewana przez swoją wnuczkę. 

W ostatniej scenie przychodzi II Wojna Światowa i wtedy wszyscy (bez względu na wiek, stan portfela, czy poglądy) stają się jej ofiarami. Można powiedzieć, że łączą się ze sobą w tej tragedii. Taki finał skłania do refleksji i zmusza widza, aby pomyślał, co by było, gdyby nie poprzednie pokolenie, które walczyło za Polskę. 

Osobiście zachwycił mnie groteskowy humor sztuki oraz jej koncept. Mimo że cały spektakl bawił, to jednak widz zostawał zmuszony do refleksji nad polską tożsamością i historią. Szczególnie ważnymi postaciami były dla mnie mała dziewczynka, którą zagrała Martyna Zaremba, gdyż najwięcej zrozumiała w scenie kończącej przedstawienie oraz osowiała staruszka na wózku inwalidzkim, ponieważ była najbardziej doświadczona przez życie, a przez to najmądrzejsza. Sądzę, iż sztuka zachwyci mniej, jak i bardziej wymagających widzów, ponieważ dialogi są łatwe do zrozumienia, ale maja drugie dno, nad którym warto się chwilę zastanowić.



Weronika Porc
Dla Dziennika Teatralnego
15 listopada 2011