Sakralizacja ukrzyżowania

Z przeznaczeniem dla młodych i dorosłych przesadnie pozbawiona ozdobników przypowieść o narodzinach legendy, okraszonej śmiercią i cierpieniem.

Teatr Miniatura, realizując misję lokalności oraz dialogu społecznego, zaprezentował spektakl zbudowany na tutejszej legendzie, odnoszącej się do genezy powstania krucyfiksu w bazylice Mariackiej. Rzeźba Ukrzyżowanego, znajdująca się w kaplicy Jedenastu Tysięcy Dziewic, przedstawia w sposób niemal realistyczny cierpienia przybitego do krzyża, co dla autora scenariusza, ojca Wacława Oszajcy, stało się kolejną, osobistą podróżą w głąb siebie i punktem rozważań - nad mistycznością cierpienia, zbawienia, granic artystycznej kreacji - w dialogu z reżyserem, Tomaszem Kaczorowskim. Tajemnica, którą chciał rozwikłać jezuita odnośnie autora sakralnego dzieła z XV wieku, a "zaklętego" w mariackiej legendzie, znalazła ujście w historii Jakuba, centralnej postaci spektaklu "Nie wierzę w śmierć".

Na poziomie konceptu, czyli uprawiania otwartego dialogu między zakonnikiem i człowiekiem niewierzącym, powstanie przedstawienia należy uznać za bardzo ciekawe. W finale tego procesu nie umiałam jednak skonstatować ostatecznej hierarchii wartości, które chciałam postrzegać przez pryzmat moralności, nazwania dobra i zła. Skłonność jezuity do pogłębionych rozważań teologicznych czy filozoficznych, dających otwarte pole dla wszelkich dywagacji, znalazło swoje odbicie w scenicznej odsłonie. Reżyser, prezentując historię powstania krucyfiksu, pozostawił widza w przekonaniu, że droga Jakuba do osiągnięcia pełni wiedzie przez cierpienie, pożądanie i podważenie norm społecznych. Wszystko zostało podporządkowane sprawczej mocy artysty - społeczność oczekiwała od niego wiekopomnego dzieła, a on sam podążał ścieżką braku: małżeńskiej miłości (porzuciła go żona), weny i wartości życia. Relatywizm, którym rozgrzeszał swoje braki, doprowadził go do upadku. Społeczność przetrwała, dzięki kultowi tradycji vel religii, przynoszącej ukojenie, niezależnie od sytuacji.

Jakubowe brzemię to pycha w odniesieniu do swojego artystycznego powołania, jak również względem innych. Jakub w akcie zemsty i szału przybija do krzyża młodzieńca, Erazma, ukochanego jego córki. Według gdańskiej legendy ukrzyżowany miał być nieślubnym synem żony artysty, która odeszła do innego. Dzięki zbrodni miało powstać dzieło doskonałe. Granica została przekroczona. Osobista porażka artysty stała się przyczyną śmierci młodego czlowieka i cierpienia całej społeczności, która wybaczając (albo przerabiając traumę), weszła w świat ludowo-baśniowego uniwersum. Matka Erazma nie podejmuje próby rozliczenia mordercy, staje się gorliwą orędowniczką wyparcia tego, co po ludzku trudne i wchodzi po swojemu w metafizykę.

Nie mam śmiałości, aby dostrzegać w ukrzyżowanym Erazmie Ukrzyżowanego Chrystusa, podkreślając niezawinione winy obu, ani analizować prostych przeniesień. Od scenicznej przypowieści czy moralitetu oczekuję jednak deklaratywnego wartościowania, skonfrontowania literatury z tendencją religijnych uproszczeń. W tekście o. Wacława Oszajcy zabrakło literackiej gęstości, prosta konstrukcja postaci bardzo przeszkadzała w odbiorze, wręcz odpychała. Postaci skandowały swoje racje, jakby były pustobrzmiącymi tubami. W tym sensie stały się mniej interesujące niż sam artysta, który "dojrzewał" do zbrodni. Postaci ulokowane w scenograficznym ikonostasie miały tym samym małą moc oddziaływania, stały jakby poza czasem. Nie pomogło burzenie czwartej ściany, co zaserwowano na początku w foyer, a przy okazji można się zastanawiać, dlaczego aktorzy zostali ubrani na cały spektakl w czarne komplety charakterystyczne dla animatorów lalek.

Na plus zdecydowanie trzeba zaliczyć pomysł, wykonanie i funkcjonalność drewnianych lalek autorstwa Agnieszki Wielewskiej oraz jej ikonostas. Surowy materiał lalek i wielkość "ściany" z uchylnymi drzwiczkami, stały się adekwatnym "przewodnikiem" konfrontującym świat duchowy i materialny. Nie miało to jednak wpływu na ogólną ocenę spektaklu, któremu zdecydowanie zabrakło jakości artystycznej.



Katarzyna Wysocka
Gazeta Świętojańska
5 stycznia 2018