Samiutka jak palec

Samotne, dojrzałe kobiety mają nikłe szanse na znalezienie sobie facetów. Z tą opinią jak i z podobną, że od mężczyzn zależy szczęście kobiet, większość dojrzałych, nadal pięknych pań słusznie się nie zgodzi. Lecz taką właśnie tezę w jednoosobowej sztuce „Mój boski rozwód” stawia jej autorka Geraldine Aron.

Anna Demczuk, która gra główną i jedyną rolę Angeli znajduje sposób na oczarowanie widowni. Słusznie wyzbywa się taniej egzaltacji, i chociaż postać buduje z emocji, nie ośmiesza jej. Nie wpada też w pułapkę nadmiernego tragizowania. Bywa tragiczna jedynie w kilku scenach, z potrzeby uwiarygodnienia sytuacji. Po czym szybko uwalnia się z tego balastu by dalej z humorem i poczuciem dystansu do szarej rzeczywistości w jakiej tkwi Angela opowiadać jej historię w gruncie rzeczy pełną optymizmu. Widzowie słuchają jej z zapartym tchem i swoim zachowaniem przez całe półtorej godziny dają do zrozumienia, że są z nią w ścisłym kontakcie.

Los nie poskąpił Angeli złośliwości: Mąż ją porzucił dla kobiety młodszej, córka odeszła od niej z jakimś muzykiem. Angela pozostała samiutka w domu pełna uporczywie kłębiących się myśli: Jak do tego doszło?! Matka łatwo krytykująca bliźnich jest nieskora wysłuchać jej nawet przez telefon. Słucha ją jedyna istota, która jej nie opuściła, wierny, biały pies... Angela chce na powrót stać się atrakcyjną kobietą, odnaleźć szczęście i sens życia. Czynione przez nią w tym celu zabiegi są na przemian zabawne i żałosne. Ale udaje się jej, spotyka mężczyznę i osiąga, czego chciała. Chociaż trochę zdecydował o tym przypadek.

Ten przypadek, jest łyżką dziegciu, którą autorka Geraldine Aron chce koniecznie wsypać do miski z miodem, a tą z kolei jest szczęśliwe, prawie polukrowane zakończenie sztuki. Robi tak może i dlatego, by odebrać Angeli nadmierną pewność siebie, a nas, facetów, trochę dowartościować? Niezależnie od intencji, wprowadzając ten zabieg sprawia, że każda aktorka, która wciela się w Angelę może grać ją z większym poczuciem dystansu i w gruncie rzeczy bawić się tą rolą. Z czego Anna Demczuk korzysta skwapliwie.

Reżyser Grzegorz Mrówczyński zadbał by spektakl toczył się wartko, bez mielizn. Anną Demczuk w zasadzie pozostawił samej sobie na pustej scenie, bo prócz niej w obrysowanej na biało ramie są jedynie białe krzesełko i stolik. Pusta przestrzeń zdaje się wiele mówić o samotności człowieka, a biel sprzętów o nikłej radości z życia, które szybko przemija.

 



Andrzej Piątek
Dziennik Teatralny Rzeszów
28 stycznia 2013
Spektakle
Mój boski rozwód