Skromność w życiu to przeszkoda. Wada

Miał zostać oscarowym filmowcem. Tyle że teatr zmarnował mu życie. Niebywale skromny drań. Niewinny i czysty, co przy tak wielkim talencie bywało czasem śmieszne. Amator Wartburgów i różnorodnych wcieleń. - Jednego wieczoru grałem farsową rolę stojąc na głowie, następnego występowałem w sztuce Pintera - wspomina aktor WIESŁAW MICHNIKOWSKI.

Wiesław Michnikowski, aktor teatralny, kabaretowy i filmowy. W 1946 roku ukończył Szkołę Dramatyczną Karola Borowskiego w Lublinie. Współtworzył legendarne kabarety: Iluzjon, Wagabunda, Szpak i Dudek oraz legendarny radiowy "Podwieczorek przy mikrofonie". Zagrał w ponad 50 filmach, m.in. "Jan Serce", "Akademia Pana Kleksa" i "Seksmisja". Związany z teatrami lubelskimi i warszawskimi: Klasycznym, Nowej Warszawy, Komedia i Współczesnym. Wielokrotnie nagradzany za swe kreacje. Ojciec dwóch synów: Piotra i Marcina.

Był ozdobą kabaretów Wagabunda i Dudek, ujmował liryzmem w Kabarecie Starszych Panów, dzieciom kojarzyć się będzie jako Papa Smerf i narrator przygód Koziołka Matołka. Wiesław Michnikowski: legenda polskiego kabaretu. Uwielbiany przez widzów za talent, humor, klasę i elegancję. Gentleman w każdym calu, który mimo ukończonych 92 lat nie stracił uśmiechu i poczucia humoru, choć wycofał się z życia artystycznego i towarzyskiego.

"Niewysoki, pełen słodyczy, chowa się przed wzrokiem innych, ciemne oczy spoglądają z wyrzutem, a przy tym to chłopiec czysty i niewinny" - mówił o młodym Michnikowskim wybitny reżyser teatralny Erwin Axer. A Jeremi Przybora dodawał: "To człowiek niebywałej skromności, co przy jego talencie wydaje się dość śmieszne. W teatrze najbardziej bał się ról, które w efekcie kończyły się wielkim sukcesem. W Kabarecie Starszych Panów na szczęście współpraca układała się łatwo. Wiesio był typowym prymusem".

- Pan Wiesław był moją pierwszą wielką miłością wśród polskich aktorów - opowiadała Magda Umer. - Ceniłam go na równi z Belmondo i Mastroiannim. Jest absolutnie niewykorzystany przez film. W "Gangsterach i filantropach'" zagrał rolę godną Oscara. Potem nie pojawiła się w kinie równie ważna propozycja.

Widzowie najbardziej kochają go za telewizyjny Kabaret Starszych Panów, w którym śpiewał m.in. "Wesołe jest życie staruszka", "Addio, pomidory" - Z "Addio, pomidory" miałem początkowo problem. Kiedy po raz pierwszy przeczytałem ten tekst, nie wiedziałem, jak się do niego zabrać. Nie rozumiałem go zupełnie i nie czułem, że powinienem go wykonywać. Ale jako że Jeremi Przybora bardzo mnie namawiał, to wymyśliłem postać takiego sepleniącego nieudacznika, pana Niedużego. Bo normalny człowiek przecież nie mógłby śpiewać takich rzeczy. Ale pan Nieduży został zaakceptowany na tyle, że potem jeszcze pojawiał się kilka razy, śpiewając między innymi "Wespół w zespół" i "Inwokację" - opowiada mi artysta.

Od najmłodszych lat miał w sobie żyłkę filmowca, choć raczej widział się za kamerą, jako operator. Będąc chłopcem, skonstruował nawet projektor filmowy z części kupionych na Kiercelaku i z domowej maszyny do szycia. Gdy puszczał projektor, huk był taki, że szyby w kamienicy drżały.

- No cóż, mogłem zostać oscarowym filmowcem, ale wzięto mnie do teatru i... "zmarnowano" mi życie - żartuje. - Jednak nie dałem za wygraną i już jako duży Wiesio filmowałem kamerą życie zza kulis teatru.

Ma niemały dorobek, bo robił reportaże z Kabaretu Starszych Panów, z wyjazdów Wagabundy. Nakręcił też ostatnie sceny Kazia Rudzkiego, który następnego dnia poszedł do szpitala i już nie wrócił. - Mam pół szafy filmów własnej roboty, trochę przedwojennych, projektory, kamery i dwa stoły montażowe. Tylko co ja z tym wszystkim mam zrobić? - pyta.

Kolejną pasją artysty była motoryzacja. Już jako chłopiec, w czasie okupacji, był pomocnikiem montera w zakładach Handkego. Potem, przez całe życie "szalał", głównie na... Wartburgach. - Miałem ich sześć, jednego do spółki ze szwagrem, który otrzymał przydział na Wartburga jako pracownik Ministerstwa Kolei. Taka przyjemność jednak sporo kosztowała, więc nabyliśmy wartburga zespół, wespół. On korzystał z niego w dni nieparzyste, ja - w parzyste. Pamiętam, wychodziłem z Basią Krafftówną z Teatru Komedia na Żoliborzu po próbie. Ona wzdycha: "Jaki fajny samochód". Stał, samotny, przed teatrem. Nie przyznałem się, że mój. Poleciłem Basi rozejrzeć się, czy nikt nie widzi. Wyjąłem kluczyki i udałem, że gmeram czymś tam w zamku. Zaprosiłem ją do środka. Wsiadła. Zanim w drodze przyznałem się do żartu, przekonana była, że wiozę ją skradzionym autem.

Moje pierwsze spotkanie z mistrzem miało miejsce w garderobie Teatru Polskiego w Warszawie. Czekałam, paląc papierosa. Wszedł dziarskim krokiem, uśmiechnięty, nienagannie ubrany. Przyglądając się dymowi, rzekł do mnie: "Teraz zachowam się jak słońce". Na moją zdziwioną minę szybko zareagował: "To znaczy będę panią opalał, bo zapomniałem własnych fajeczek". No i od razu zostałam "rozbrojona". Wiesław Michnikowski - uroczy, dowcipny starszy pan, który potrafi żarty wytrzepywać jak z rękawa, wspaniały artysta, który wreszcie dał się namówić synowi Marcinowi na książkę.

I tak oto trafiły do księgarń wspomnienia Mistrza komedii "Tani drań". Rzecz to niezwykła, bowiem Wiesław Michnikowski przez całe artystyczne życie udzielił wywiadów niewielu, tym większe miałam szczęście, że zgodził się ze mną spotkać.

"My jesteśmy tanie dranie..." - tych słów z duetu Mieczysław Czechowicz - Wiesław Michnikowski nigdy nie zapomnimy. Brawurowo wykonana piosenka w Kabarecie Starszych Panów kojarzy się do dziś z Michnikowskim. A książka jest pyszna, smakowita, czyta sieją z łezką w oku, rozrzewnieniem, sentymentem. Artysta powrócił w rozmowie ze swoim synem, Marcinem, w świat między innymi przedwojennej Warszawy, aktorskiej garderoby, a także obejmuje ostatnie lata artysty. I jeszcze te wspaniałe zdjęcia, z przedwojennymi włącznie! To lektura obowiązkowa dla młodych i starszych.

Widziałam wiele spektakli z udziałem Wiesława Michnikowskiego, ale nigdy nie zapomnę "Emigrantów" [na zdjęciu] i koncertowej gry pana Wiesława wraz z Mieczysławem Czechowiczem, którym po spektaklu publiczność zgotowała kilkunastominutową owację na stojąco. - Dzięki płodozmianowi ról, które grałem we Współczesnym, od Szekspira, Słowackiego, Mickiewicza, Fredry po Pirandella i Pintera, mam na swoim koncie nie tylko postaci ciepłych i lirycznych mężczyzn, ale także bohaterów komediowych, a nawet "czarne charaktery". Np. Goebbelsa w filmie "Bunkier". Był taki czas, że jednego wieczoru grałem niemal cyrkową rolą w "Się kochamy" - kilka kwestii mówiłem stojąc na głowie - następnego zaś występowałem w "Urodzinach Stanleya" Pintera. To były niezapomniane czasy.

Lista komplementów pod adresem Mistrza jest bardzo długa. Kiedy mu ją zacytowałam zamyślił się i rzekł: - Skromność w życiu, nieprawdaż, to przeszkoda, to wada, gość bezczelny ma wszystko, bo łokciami się pcha. Jemu wszystko się składa, jemu wszystko wypada, a skromnemu? Przepraszam, weźmy przykład, no ja...



Jolanta Ciosek
Dziennik Polski
31 stycznia 2015