Skurczone cienie bohaterów

Festiwal Wybrzeże Sztuki przedstawił trójmiejskim widzom "Trylogię" Teatru Starego w Krakowie w reżyserii Jana Klaty, w adaptacji Sebastiana Majewskiego. Głośny spektakl, który miał swoją premierę w 2009 roku. Jest to wyjątkowo gorzka autorefleksja nad Polską i tożsamością narodową.

W polskiej duszy "Trylogia" wymalowana jest intensywnymi barwami. Klata, znany trójmiejskiej publiczności z wystawianego wcześniej w gdańskiej Stoczni "Hamleta" ("H."), scala wszystko w jeden, iście matejkowski obraz, po czym kolejno wszystkim bohaterom domalowuje wąsy, nie zachowując się przy tym  jak wandal. U Klaty najmężniejsi stają się schorowanymi staruszkami, przerywającymi swą wyczerpującą walkę o "najwyższe sprawy" odpoczynkiem na szpitalnych łóżkach. Przejaskrawione cechy postaci, głównie te negatywne, podkreślone kilkoma starannie wyselekcjonowanymi, sienkiewiczowskimi opisami, burzą pomniki naszych skojarzeń. Bohaterowie są zabawni, ale tylko do chwili, kiedy nasz śmiech zaczyna graniczyć z naruszeniem utrwalanego od dzieciństwa poczucia szacunku – do wiary, religii, patriotyzmu. Ich nieporadność i niemoc budzą litość i jednocześnie nasuwają wątpliwości co do jednoznaczności oceny ich intencji.

Trzy odrębne części dzieła, ujęte w trzy akty, scalają aktorzy przyjmujący kolejne wcielenia. Wszystkich bohaterów widzimy na scenie od początku, leżących na metalowych łóżkach, "starzejących się" i miotających bezradnie. Reżyser karze się nam z nich śmiać ale niezbyt długo. Zdajemy sobie bowiem sprawę, że te podstarzałe postaci, to ikony i pierwowzory sienkiewiczowskich patriotów i bohaterów – naszych mentorów, wzorów, które tak nieporadnie czasami pragniemy naśladować. Zamysłem reżysera było ukazanie dwoistości tych postaci. Można by przypuszczać, że mamy do czynienia z pacjentami, ludźmi chromymi, a innym razem z bohaterami, zaprowadzających szablą ład w kraju. Nieuleczalnie chorzy, odizolowani, tworzą własny świat, odgrywają historie ku własnej radości i ku pokrzepieniu własnych serc, nie publiczności.  Zabarykadowani przed obcymi, chronią własny świat, swoją Polskę i mit o niej. Konne pościgi zapożyczone z Monty Pythona, pojedynki bez szpady, bitwa na poduszki i ochocza gotowość do poniesienie największej ofiary, oddania życia  (scena egzekucji bohaterów z rąk Azji), nadają spektaklowi  charakter nie tyle dziecinady, co podróży do Nibylandii. I tylko Madonna z obrazu przemawiająca stentorowym głosem, komentując kulminacyjne momenty akcji, przypomina, że wszystko, co się dzieje na scenie, to o nas właśnie.

Przyjęte skróty, wyabstrahowane dialogi tworzą nową rzeczywistość, których utarty kontekst jest tworzywem do budowania zaskakujących skojarzeń i interpretacji. Ten dystans zaburza pierwsza wielka walka i scena oblężenia, w której to publiczność staje się stroną w sprawie, a niszczy go ostatecznie okrutna scena wbijanego na pal Azji. Przedstawiona zostaje tak oszczędnie, że właściwie budują ją tylko słowa Sienkiewicza i krwawe, czerwone światło. Jest  to najbardziej przejmujący moment w całym przedstawieniu, który nie pozwala widzowi powrócić do żartobliwego nastroju.

Klata pokazał nam "Trylogię", jakiej nie znaliśmy - odartą z nadętej, wymuszonej wzniosłości. Ukazał dziurawy mit, którego luki wypełnił własną treścią. Choć słowa Sienkiewicza pozostały nienaruszone, to ich nowa barwa stworzyła przed obraz polskości innej, niż chcemy pamiętać - naiwnej, zwyczajnej i zmęczonej.



Martyna Adamczak
www.portkultury.pl
11 maja 2012
Spektakle
Trylogia