Tańce, hulance, romanse

„Zemsta nietoperza" to operetka Johanna Straussa, którą na język polski przełożyli: reżyser Michał Zadara oraz kierowniczka muzyczna i dyrygentka Justyna Skoczek.

Warszawska interpretacja jest niezwykle współczesna, komiczna, a także dopracowana w każdym calu. Profesjonalizm po prostu wypełnia scenę, a widownia, (chociaż mam wrażenie, że aktorzy także) bawi się bardzo dobrze, o czym świadczy nieprzerwany przez trzy godziny śmiech.

Spektakl składa się z fantastycznej gry aktorskiej, muzyki, choreografii Eweliny Adamskiej-Porczyk i scenografii Roberta Rumasa. Te wszystkie elementy zasługują na uznanie. Orkiestra współpracuje z aktorami, nad czym czuwa Pani Dyrygent - widz ma okazję usłyszeć, ale także zobaczyć fortepian, skrzypce, flet, klarnet, perkusję i waltornię. Scenografia przenosi publiczność, w pierwszym akcie do apartamentu w Śródmieściu, w drugim do pałacu Księcia Orłowskiego, a w trzecim do więzienia.

Przedstawienie opowiada o Eisensteinie (Mateusz Rusin) , który ma trafić do więzienia na osiem dni. Zanim się tam wybierze, jego kolega Doktor Falke (Oskar Hamerski) zaprasza go na imprezę do Pałacu Orłowskiego. Mężczyzna się zgadza. Odpowiada to też jego żonie Rozalindzie (Anna Lobedan), która oczekuje na kochanka Alfreda (Karol Dziuba), który przez pomyłkę idzie do więzienia, więc kobieta udaje się na przyjęcie, by zdemaskować męża. Małżonkowie nie wiedzą, że padli ofiarami intrygi – uknutej z zemsty, planowanej wiele lat, przez Nietoperza, którym okazuje się być Falke.

Akt pierwszy wprowadza widza w historię. W drugim trafiamy na przyjęcie, gdzie alkohol leje się strumieniami, a tańcom nie ma końca. Jedynie organizator Książe Orłowski (Przemysław Stippa) jest niezadowolony, a jego goście są wniebowzięci. W trzecim intryga wychodzi na jaw. Mimo poważnego tematu, komizm sytuacyjny oraz postaci Eisensteina i Alfreda osiąga tutaj punkt kulminacyjny. Wreszcie można zadać pytania: kto został oszukany, a kto oszukał?, kto jest poszkodowany? Trudno ocenić, szczególnie po tak intensywnym wieczorze przy szampanie i wódce.

Gości jest wielu, dlatego na scenie można dostrzec wielu aktorów. Każdy z nich jest wyjątkowy i utalentowany. Najbardziej barwne są jednak postacie pierwszoplanowe. Anna Lobedan, Mateusz Rusin, Przemysław Stippa, Oskar Hamerski są niesamowici, zarówno wokalnie jak i aktorsko. Reszta zespołu to postacie drugoplanowe, ale nie są tłem. Nieziemsko odgrywają swoje role – piją, tańczą, romansują. Widać ich mimikę, gestykulację, chorografię. Pomimo tłumu na scenie, żaden aktor i żadna aktorka nie stają się przezroczyści.

Z tłumu można dostrzec Huberta Paszkiewicza. Aktor nie ma praktycznie roli mówionej, a w drugim akcie całym sobą jest widoczny. Ruch, taniec, gest nadgarstkiem składają się na postać Carikoniego. W części trzeciej Paszkiewicz zamienia się w strażnika służby więziennej i ponownie nic nie mówi, ale gra ciałem przepięknie. Z przodu toczy się komiczna rozmowa, a aktor w tle wypełnia dokumenty i naprawę przyciąga wzrok. W małych rolach też można odkryć wielkich aktorów.

Warto podkreślić, że tę operetkę odgrywają aktorzy dramatyczni, nie operowi czy musicalowi. Oglądając i słuchając ich, nikt by nie powiedział, że nie są to specjaliści od przedstawień śpiewanych. Dlatego gratuluję całemu zespołowi.

Tytułowa zemsta zostaje wcielona w życie. Czy się udała? Tego nie powiem. Zaproszę jednak na ten spektakl. Sama bawiłam się bardzo dobrze. Warto przyjść dla fenomenalnego aktorstwa i cudownej muzyki. Fabuła na pewno wciąga. Przedstawienie jest długie, ale nie nudzi.

Dużo się dzieje na scenie, ale nie ma chaosu. Tańce, hulance i romanse na pewno podopasują szerszej publiczności.

Foto: Krzysztof Bieliński



Zuzanna Styczeń
Dziennik Teatralny Warszawa
5 lipca 2022
Spektakle
Zemsta nietoperza
Portrety
Michał Zadara