Teatr Muzyczny zakończył sezon

Połowa czerwca to czas, w którym wiele instytucji kulturalnych sposobi się do wakacyjnej przerwy w działalności. W minioną sobotę sezon artystyczny 2009/2010 zakończył Teatr Muzyczny

Krótkie podsumowanie wypada rozpocząć od wydarzenia pozaartystycznego. Od 25 marca br. Sala Widowiskowa teatru nosi imię Andrzeja Chmielarczyka. To piękna i godna uznania forma upamiętnienia człowieka, który przez 33 sezony kierował tą placówką i przeprowadził ją przez najtrudniejsze lata całkowitej bezdomności. Dla nas ta uroczystość jest pamiętna również dlatego, że właśnie tego dnia "Kurier" został uhonorowany tytułem i statuetką "Filar Teatru Muzycznego". 

A jaki był ów sezon od strony artystycznej? Z całą pewnością zróżnicowany repertuarowo; od oper, poprzez operetkową klasykę, musical i bajki, aż po widowisko baletowe. Niemal każdy więc mógł znaleźć coś dla siebie interesującego. Tym bardziej, że teatr po raz pierwszy zaproponował nową formę prezentacji. W styczniu zainaugurowany został cykl "Kameralnych spotkań z gwiazdami". W comiesięcznych koncertach soliści Muzycznego występowali w repertuarze na co dzień nieobecnym na lubelskiej scenie. I czasem były to wykonania godne wręcz największych scen operowych. Koncerty Renaty Drozd, Julii Iwaszkiewicz i Elżbiety Kaczmarzyk-Janczak pokazały, jak wielkie są możliwości tych artystek, a co za tym idzie - jaki jest potencjał teatru.

Ów potencjał poznała zresztą publiczność nie tylko lubelska. Teatr Muzyczny w listopadzie wystąpił w warszawskiej Sali Kongresowej ze "Strasznym dworem" [na zdjęciu], a w maju zaprezentował w tym samym miejscu "Pinokia" oraz "Zemstę nietoperza". Wszystkie te spektakle grane były przy kompletach na widowni i nie była to publiczność organizowana, lecz - jak się mówi w teatrze - "z kasy". A jak się dowiedziałem od osób niezwiązanych z lubelskim zespołem, przyjęcie warszawskiej publiczności było bardzo gorące.

Kończący się sezon Teatr Muzyczny zamknął swoją najnowszą produkcją - operetką "Hrabia Luxemburg" Franza Lehara, w reżyserii Tomasza Janczaka, pod kierownictwem muzycznym Jacka Bonieckiego. Już po premierze bardzo pochlebnie pisałem o tej realizacji, ale dopiero teraz, w tę minioną sobotę spektakl zalśnił pełnym blaskiem. Sprawił to przede wszystkim występ Renaty Drozd w roli Angele Didier. Znakomita solistka zachwyciła nie tylko urodą i niezwykłym kunsztem wokalnym, ale także świetnym aktorstwem. Pozostaje dla mnie zagadką, dlaczego pani Renata nie zagrała w maju premiery. Tym bardziej, że z odtwórcą roli tytułowej, Tomaszem Janczakiem, stworzyli naprawdę kapitalny duet. Do sukcesu tego ostatniego spektaklu (owacja na stojąco była dłuższa niż na premierze) z całą pewnością dołożyli się także Krystyna Szydłowska jako przezabawna hrabina Kokozow oraz Jarosław Cisowski w roli Armanda Brissarda. Nie będzie przesady w stwierdzeniu, że premierowa publiczność może zazdrościć tej sobotniej.

Przed artystami Teatru Muzycznego teraz wakacje, a potem kolejny sezon. Oby jeszcze bardziej udany.



Andrzej Z. Kowalczyk
Polska Kurier Lubelski
15 czerwca 2010